Dwa największe międzynarodowe stowarzyszenia wydawców skierowały do Komisji Europejskiej listy otwarte w sprawie inicjatywy polskiego rządu „Cyfrowa szkoła”. – Organizacje monitorujące rynek wydawniczy są zaniepokojone pomysłem, który może skończyć się jak w Norwegii, gdzie po wprowadzeniu obowiązkowych e-booków rynek podręczników papierowych się załamał – mówi Bartosz Lewicki z Porozumienia Nowoczesna Edukacja.
International Publisher Association (Międzynarodowe Stowarzyszenie Wydawców) oraz Federation of European Publishers (Federacja Wydawców Europejskich) piszą niemalże w tym samym tonie: „Polska, jako trzeci kraj w Europie – po Hiszpanii (Katalonii) i Norwegii – rozpoczęła projekt cyfryzacji treści edukacyjnych w sposób, który zagraża całej branży wydawniczej w kraju. (...) Rząd zapowiedział przetarg na cyfrowe podręczniki, które będą przekazane uczniom i nauczycielom bezpłatnie, na podstawie licencji Creative Commons. Przetarg przewiduje jednorazowe honorarium dla autorów i wydawców oraz przyjęcie modelu jednego podręcznika do każdego przedmiotu. Skutkiem tego byłoby przyznanie monopolu jednemu dostawcy treści, a tym samym zaniechanie najlepszych praktyk w dziedzinie konkurencyjności” – ostrzegają. Apelują, by KE zajęła się jak najszybciej tymi planami.
Branżę wydawniczą na nogi postawił pomysł pilotażu „Cyfrowa szkoła”, który już na jesieni zacznie się w 380 podstawówkach. To w zamierzeniach resortów edukacji narodowej oraz administracji i cyfryzacji nie tylko nowy sprzęt komputerowy, lecz także bezpłatne udostępnianie uczniom klas 4 – 6 szkół podstawowych 18 e-podręczników do 14 przedmiotów. Na projekt „E-podręczniki do kształcenia ogólnego” finansowany w większości z funduszy unijnych według szacunków wydane ma być 45 mln zł, z czego na same podręczniki 32 mln zł. Wszystkie e-booki mają powstać do 2015 roku, ale pierwsze mają się pojawiać już w przyszłym. Co ważne, mają być bezpłatnie dostępne w internecie. To z jednej strony korzystne dla uczniów i ich rodziców, ale z drugiej może zlikwidować możliwość wyboru różnych podręczników i konkurencję wydawców. Sam MEN zapowiada, że już pod koniec 2014 r. ma z nich korzystać 40 proc. uczniów i nauczycieli wszystkich typów szkół. – Nie wiemy, na jakiej podstawie wyliczono ten procent. Zresztą w ogóle nie przedstawiono żadnych skutków wprowadzenia bezpłatnych e-podręczników – mówi Lewicki.
Reklama
– Obawy wydawców są w dużej części na wyrost – studzi obawy Alek Tarkowski z Centrum Cyfrowego Projekt: Polska. – Warto zwrócić uwagę na to, iż mówimy o otwartych zasobach edukacyjnych. A to wcale nie przesądza, że będzie to tylko formuła e-podręcznika, bo równie dobrze dzięki tej otwartości sami wydawcy będą mogli takie podręczniki dalej rozbudowywać i wykorzystywać komercyjnie – mówi.
W jego opinii sytuacja może przecież wyglądać jak z tą częścią literatury klasycznej, która równocześnie jest lekturą i jest dostępna bezpłatnie, ale cały czas jest też wydawana komercyjnie i świetnie się sprzedaje. – Trzeba więc do tego pomysłu podejść na spokojnie i postarać się po prostu wykorzystać szansę cywilizacyjną, jaką daje – dodaje Tarkowski.