Zbliża się decydujący moment w dwuletniej greckiej tragedii o kryzysie. W czerwcu Grecy wybiorą parlament, a ten wybierze rząd, który pokaże bankierom i eurokratom gest Kozakiewicza. Być może wtedy EBC odetnie greckiemu systemowi bankowemu eurokroplówkę i nastąpi zapaść gospodarczo-finansowa Grecji.

Rząd będzie musiał zamknąć granice i ograniczyć wypłaty z kont bankowych, zresztą być może taka decyzja zapadnie jeszcze przed czerwcowymi wyborami. Wtedy Grecja będzie musiała zdecydować, czy dalej trwać w tym euromasochizmie, który nie daje nadziei na poprawę sytuacji, czy wrócić do drachmy. I wybór będzie tylko jeden, bo skąd rząd ultrasocjalistów weźmie pieniądze, żeby zapłacić pensje 100 tysiącom nowych urzędników, których obiecał zatrudnić? Będzie musiał je wydrukować. Skoro wypłaty z banków będą zawieszone, a granice zamknięte, to całą operację będzie można przeprowadzić skutecznie. Kłopot będą mieli turyści, którzy planowali wakacje w Grecji, jeżeli trafią akurat na środek tego ambarasu.

Pieniędzy nie odzyskają banki, które i tak straciły już trzy czwarte pożyczonych Grecji środków. Nie odzyskają ich podatnicy, którzy za pośrednictwem EBC pompowali miliardy euro w bankrutujący grecki system finansowy wbrew ostrzeżeniom wielu ekonomistów – którzy widzieli, co się szykuje – w tym autora tego artykułu. A potem być może będziemy mieli wrażenie deja vu. Na przyspieszonych obrotach obejrzymy ten sam film, ale z Hiszpanią, a potem Włochami zamiast Grecji w roli głównej. To taka rola złoczyńcy, którego nikt nie lubi i który w czasie filmu odpokutował już za swoje winy. Pod koniec sympatia widza jest już po stronie oczyszczonego bohatera, który miał chwilę słabości i zbłądził, ale teraz walczy o godne życie, a system mu tego prawa odmawia. O ile odcinek z Grecją w roli głównej może tylko lekko potrząsnąć portfelami Polaków, to następne odcinki mogą dokonać bardzo poważnych spustoszeń.

Eurogeddon zostawi za sobą liczne ofiary, podobnie jak tsunami zagraża życiu tych, którzy na czas nie uciekli w góry. Duet Merllande jest świadom tego, że grecka zaraza już dopadła pozostałe kraje południa Europy, więc musi szybko działać. Ale jednocześnie musi tak postępować, żeby każde z polityków duetu zwiększało szansę na wygranie wyborów w swoim kraju. Tylko jakie decyzje polityczne mieszczą się w zbiorze decyzji dopuszczalnych? Jak jednocześnie napędzić wzrost i ograniczyć dług publiczny? Jak przeprowadzić reformy strukturalne i jednocześnie zrealizować wyborcze populistyczne obietnice prezydenta Francji? Jak wywołać podwyższoną inflację w Niemczech, żeby kraje południa Europy mogły się wyrwać z zaklętego wiru recesji i deflacji, w który właśnie wpadają, i nie narazić się przy tym na wybuch niezadowolenia społecznego w Niemczech, kraju, który ma wysoką awersję do inflacji? Jak zatrzymać recesję w Hiszpanii i we Włoszech, zanim stanie się oczywiste, że do realizacji celów budżetowych konieczne są kolejne cięcia wydatków, które zostaną odrzucone przez społeczeństwa tych krajów?

Być może odpowiedzi na te pytania istnieją, być może urzędnicy Komisji Europejskiej, EBC lub MFW je znają i zaraz nam oznajmią, że istnieje plan B, który zatrzyma Eurogeddon. Oby taki plan istniał, bo plan A właśnie zbankrutował. Ale jeżeli plan B będzie polegał na masowym druku pieniądza, to wtedy chyba postąpię tak jak szef jednego z funduszy hedgingowych w Ameryce – sprzedam dom w Warszawie, kupię zapas konserw, wyrobię pozwolenie na broń i przeniosę się z rodziną w jakieś odludne miejsce. Bo masowy druk pieniądza, po krótkiej euroforii, doprowadzi do paniki na skalę absolutnie przewidywalną już dzisiaj. Jeżeli planu B nie ma lub okaże się tak samo wiarygodny jak plan A, to trzeba będzie się przygotować na potężny kryzys finansowy oraz długą i bolesną recesję.

Reklama

Ta recesja oczyści światowy system finansowy z nadmiaru długu, który jest podstawową przyczyną obecnego kryzysu, a mechanizmem czyszczącym będzie bankructwo instytucji (państwa), która pożyczała pieniądze. Im szybciej proces oczyszczenia nastąpi, tym lepiej dla światowej gospodarki, bo z każdym miesiącem dług narasta. Ale tym gorzej dla polityków, którzy przegrają wybory, i dla bankierów, którzy mają polityków w kieszeni, bo bankierzy stracą pieniądze. A to byłoby po raz pierwszy w historii, bo z reguły pieniądze tracą zwykli ludzie, a wielcy bankierzy zawsze zarabiają. Zatem z pewnością kompleks bankowo-polityczny podejmie działania, które ułożą się w jakiś plan B. Trzeba czekać i obserwować. A tymczasem pierwszy odcinek nowożytnej greckiej tragedii pod tytułem „Euroforia” dobiega końca. Scenariusz kolejnych odcinków już napisany, nie znamy tylko daty emisji.