Jak informuje wydawana w Monachium gazeta, prokuratura w Mannheim sprawdza teraz, czy w kontaktach koncernu ze stroną rosyjską nie doszło do oszustw podatkowych, korupcji i działań na szkodę firmy. "To wstrząs dla koncernu", którego roczne obroty wynoszą 17 mld euro i który zatrudnia 20 tys. pracowników - czytamy w artykule.

Z dokumentów, do których dotarli kontrolerzy, wynika, że umowy zawarte z firmami Bykowa, byłego pracownika ambasady Rosji w Berlinie, dotyczyły między innymi importu paliwa do niemieckich elektrowni atomowych. Kontrola umów wykazała, że strona niemiecka nie uzyskała żadnych gwarancji dostaw - pisze "SZ".

Strona niemiecka nie wiedziała, gdzie w Rosji znajdują się złoża uranu i "czy w ogóle kiedykolwiek tam były". Część dostaw miała pochodzić z zapasów wojskowych - dodaje niemiecka gazeta.

Reklama

Według "SZ" władze koncernu nie przyczyniają się do wyjaśnienia sprawy. Dopiero w środę wieczorem przedstawiciel firmy przyznał, że EnBW zawarł umowy na kwotę 280 mln euro, z czego 220 mln przekazano rosyjskim firmom. Mimo wpłat strona niemiecka nie uzyskała od Rosjan żadnego "godnego odnotowania ekwiwalentu".

"Sueddeutsche Zeitung" nazywa całą sytuację "groteskową", a "rozpłynięcie się" tak dużej sumy określa mianem "przypadku bez precedensu". Dlaczego niemiecki koncern przekazywał Rosji tak ogromne sumy nie uzyskując w zamian żadnych gwarancji? - pyta autor artykułu. "Kto dał pozwolenie na transfer tylu milionów i na co poszły te pieniądze - to najbardziej fascynujące pytanie w tej rosyjskiej powieści kryminalnej" - stwierdza w konkluzji "SZ".