Coraz częściej słychać głosy, że niemiecka potęga gospodarcza tylko pozornie jest nie do wzruszenia.

Pozornie wszystko jest w porządku. Niemcy mimo kryzysu rozwijają się, dług publiczny mają umiarkowany (ok. 80 proc. PKB, a nie jak w innych krajach strefy euro gdzie wynosi on 100 i więcej procent), deficyt finansów publicznych minimalny, zaś koszt refinansowania długu jeden z najniższych w świecie. Dług gospodarstw domowych też jest niewysoki (59 proc. PKB), a ceny nieruchomości dopiero niedawno zaczęły powoli rosnąć po latach stagnacji.
Z eksportowym napędem

W latach 2010 i 2011 Niemcy rozwijały się w tempie ponad 3 proc. rocznie, w tym też – choć marnym dla eurostrefy – nie znajdą się w recesji. Eksport napędza koniunkturę (Niemcy mają 10-proc. udział w światowym eksporcie), a bezrobocie spadło poniżej 6 proc. i jest najniższe od 20 lat.

Niemieckie think-tanki ekonomiczne, w dorocznym raporcie opublikowanym w kwietniu, przewidują w tym roku wzrost gospodarczy 0,9 proc., a w przyszłym 2 proc. Spodziewają się także pół miliona nowych miejsc pracy w tym roku i 300 tysięcy w przyszłym.

Reklama

MFW prognozuje z kolei, że w najbliższych latach produkt krajowy Niemiec będzie systematycznie rósł o 1,5 proc. rocznie, przy zrównoważonej strukturze – trochę inwestycji, trochę konsumpcji prywatnej, trochę eksportu netto.

Wprawdzie opublikowany w maju indeks Ifo, obrazujący nastroje niemieckich przedsiębiorców, okazał się gorszy niż zakładano, ale nie zmienia to optymistycznych prognoz średnioterminowych.

Jeszcze w marcu 2011 r. The Guardian pisał o nowym boomie w Niemczech: „Making money by making stuff” i z podziwem opisywał osiągnięcia nie tylko motoryzacji, lecz całego przemysłu maszynowego, który jest światowym liderem w produkcji dóbr inwestycyjnych. A dyrektor znanego, monachijskiego instytutu Ifo, Hans-Werner Sinn, który jeszcze w 2007 r. pytał: „Czy Niemcy można uratować? Choroba pierwszego państwa dobrobytu”, już w 2011 r. zapowiadał złotą dekadę gospodarczą.

Cały tekst czytaj na: