Mao Xinyu nieswojo czuje się w źle skrojonym generalskim mundurze. W krótkich zdaniach opisuje trudności, jakie spotykają go tylko z tego powodu, że jest potomkiem Mao Zedonga. – Jestem pod wielką presją, bo cały naród chiński, zwykli ludzie, przenoszą głęboką miłość do przewodniczącego Mao na mnie – mówi 42-letni jedyny żyjący wnuk dyktatora.
Choć gen. Mao publicznie przyznaje, że swoje awanse i stanowiska zawdzięcza pochodzeniu, to nie zgromadził fortuny. Znany jest za to z tego, że wytyka korupcję innych komunistycznym klanom. – Czy wśród potomków przewodniczącego znajdziecie ważnego urzędnika lub biznesmena? Nie – powiedział niedawno w jednym z wywiadów. To najbardziej uderzająca różnica pomiędzy nim a innymi książątkami, jak nazywane są dzieci prominentnych działaczy KPCh.

Książątka pogardzają Mao

Krytyka gen. Mao dotyczy zjawiska, o którym zrobiło się głośno po upadku Bo Xilai, zajmującego 25. miejsce w partyjnej hierarchii. W systemie nadal nazywanym komunistycznym, będącym jednak bezwzględnym kapitalizmem, rodziny wpływowych polityków bajecznie się wzbogaciły, ignorując zasady ustanowione przez nich dla reszty społeczeństwa. Jednak w epoce internetowych mediów społecznościowych nie da się ukryć ogromnych fortun.
Reklama
– Korupcja jest obecnie największa w historii kraju. Każdy rodzaj działalności gospodarczej wymaga pomocy lub zezwolenia ze strony wpływowych ludzi. Jeśli twój ojciec jest gubernatorem prowincji, to jedno twoje słowo może oznaczać pozwolenie władz na moją transakcję na rynku nieruchomości, która przyniesie mi kilkaset milionów juanów. Co złego jest w tym, że oddam ci z tej sumy 100 mln juanów (15,7 mln dol.)? – opowiada Yang Jisheng, partyjny weteran i dziennikarz mediów państwowych. – Choć gen. Mao odniósł korzyści dzięki pochodzeniu, w kręgach książątek jest pośmiewiskiem, bo w porównaniu z rodziną Bo nie ma nic – dodaje.
Oficjalnie pakiety kontrolne giełdowych przedsiębiorstw należące do rodziny Bo Xilai – potomka generała walczącego u boku Mao Zedonga i jednego z „ośmiu nieśmiertelnych” członków partyjnej starszyzny, która kierowała Chinami w latach 80. i 90. – są warte ok. 100 mln dol. Ale – jak twierdzą wtajemniczeni – majątek klanu jest znacznie większy. Jednak w kwietniu, w wyniku najbardziej spektakularnej akcji politycznej od czasu masakry na placu Tiananmen, Bo Xilai stracił stanowiska i wpływy za „poważne naruszenia dyscypliny”.
Nikt z rodziny nie został oskarżony o korupcję, a osoby zbliżone do kierownictwa partii mówią, że sprawa przeciwko Bo nie będzie skupiała się na tym, w jaki sposób zgromadził majątek. Bo KPCh nie chce pytań o fortuny innych rodzin. – Wpływowe klany zdobyły kontrolę nad ogromnymi obszarami gospodarki. Tu nie istnieje podział władz, niezależne sądownictwo i media. Prawo jest stanowione przez partię, więc każdy, kto ma w niej wpływy, może wykorzystywać prawo, do czego tylko chce – mówi Andrew Nathan z Uniwersytetu Columbia, współredaktor „Dokumentów Tiananmen”, zbioru ujawnionych sekretnych dokumentów dotyczących decyzji na wyższym szczeblu w czasach studenckich protestów.
Transakcje biznesowe i majątek wyższych urzędników partyjnych cały czas są uważane za tajemnicę państwową. Co prawda, w latach 2006 – 2010 organizowano specjalne konferencje, na których zapowiadano plany upublicznienia tych informacji, ale zawsze w końcu padało stwierdzenie, że „odpowiedni moment jeszcze nie nadszedł”.
Ale upadek Bo Xilai pozwolił Chińczykom dowiedzieć się, w jaki sposób rządzący się wzbogacają. Każdy z 9 członków Stałego Komitetu Biura Politycznego ma krewnych prowadzących interesy, które wymagają pozwoleń lub pomocy władz. – W latach 90. wyżsi urzędnicy przynajmniej próbowali utemperować potomstwo, ale dziś książątek nic nie powstrzymuje – mówi znany chiński finansista, blisko powiązany z kierownictwem partii.
Li Tong, córka cara propagandy Li Changchuna, który zajmuje piąte miejsce w hierarchii Stałego Komitetu, kieruje funduszem inwestycyjnym w Bank of China International, koncentrującym się na inwestycjach w branży medialnej. Jeden z największych i najbardziej dochodowych w kraju funduszy private equity New Horizon Capital założył Winston Wen, syn premiera Wen Jiabao, który w przemówieniach potępia korupcję urzędników. Żona szefa rządu, Zhang Beili, działa w branży jubilerskiej i jest znana z zamiłowania do luksusu, które mocno kontrastuje z wizerunkiem Wena jako skromnego funkcjonariusza państwowego. Z kolei Wu Bangguo, drugi w hierarchii partyjnej, ma kilkoro krewnych zajmujących się zarządzaniem projektami inwestycyjnymi i działalnością deweloperską. Jego zięć Feng Shaodong jest zaś szefem China Guangdong Nuclear Industry Investment, funduszu inwestycyjnego założonego w 2009 roku przez gigantyczne państwowe przedsiębiorstwo nuklearne.

To system jest winny

Wiele książątek zostało zatrudnionych w międzynarodowych korporacjach tylko po to, by zyskać dobre kontakty z władzami. – Im dłużej tu mieszkasz, tym bardziej sobie uświadamiasz, że wszystko kontroluje kilkaset rodzin – mówi jeden z zachodnich dyplomatów.
Prezesi trzech międzynarodowych korporacji działających w Chinach potwierdzili, że zatrudnianie dzieci wyższych urzędników jako konsultantów jest konieczną praktyką. Wynagrodzenia za konsulting najczęściej są wypłacane w Dubaju lub Hongkongu, a umowy spisywane na czerwonym papierze, by nie można ich było skserować i rozpowszechnić. W niektórych przypadkach krewni – jako wysoko opłacani konsultanci – są wprowadzani do negocjacji pod sam koniec rozmów, a ich nagłe pojawienie się zwykle oznacza, że transakcja dojdzie do skutku.
Jednak szefowie zachodnich spółek dodają, że w miarę wzrostu gospodarczego i zwiększenia możliwości bogacenia się o wiele trudniej jest zatrudnić krewnych najwyższych działaczy partyjnych. – Można mówić o wielkim szczęściu, jeśli uda się zatrudnić chłopaka, którego ojciec był kiedyś wicepremierem. Najpotężniejsze rodziny chcą dziś zajmować się funduszami private equity lub samodzielnie prowadzić interesy, bo właśnie tam są prawdziwe pieniądze – powiedział szef chińskiego działu jednego z zachodnich banków.
Niektórzy, w tym książątka, bronią swoich rodzin, a winą za szalejącą korupcję i nepotyzm obarczają system. Twierdzą, jak gen. Mao Xinyu, że zgoda na przywileje i bogacenie się jest na nich wymuszana przez tych, którzy sami chcą dorobić się na ich pochodzeniu. – Nie ma znaczenia, czy syn urzędnika dobrze się prowadzi, czy nie. Nawet jeśli nie wychodzi się z domu, to ktoś zapuka do twoich drzwi i da pieniądze, a firmy zaproponują ciepłą posadę – przyznaje im sporo racji Yang Jisheng. – Twoje imię jest wytrychem do otrzymania kredytów, ziemi i innych dóbr. To wina złego systemu, niekoniecznie samych książątek – dodaje.
Jeśli twój ojciec jest gubernatorem, to jedno twoje słowo może oznaczać pozwolenie na moją transakcję na rynku nieruchomości, która przyniesie mi kilkaset milionów juanów. Co złego w tym, że oddam ci część tej sumy? – opowiada Yang Jisheng