Marzenia Europejczyków dają się podsumować mniej więcej tak: państwo potrafi, dzięki ministerstwu magii, tak czarować, że prawa strona równania nie musi równać się lewej.

Może wydawać na nas więcej, niż od nas dostaje. Źródłem zamożności nie jest oszczędność, tylko konsumpcja, najważniejszym wskaźnikiem ekonomicznym nie jest brak zadłużenia, tylko wskaźnik radości konsumentów. Grecy wyraźnie pokazali, do czego prowadzi kreatywność tam, gdzie potrzebna jest księgowość – jednak w Europie przeważa piętnowanie Greków jako szczególnych oszustów, nie zaś wskazywanie na nich jako na tych, którzy po prostu pierwsi padli ofiarą europejskiej wiary w magię. A przecież lista z „Grekami” jest długa.

To zadziwiające, że po dziesięcioleciach triumfu kapitalizmu i demokracji wielu Europejczyków nieświadomie postuluje anarchokomunizm. Doktryna zapomniana, a przecież (niemile!) aktualna. Sto lat temu pewien autor pisał: „Anarchizm komunistyczny przedstawia sobą całokształt światopoglądu, nastrojów, systemu życia psychicznego, kultury duchowej. Anarchizm komunistyczny określa sobą budowę psychiczną i społeczną przyszłego ustroju społecznego i z tego punktu widzenia, jako ideał społeczny, który w niezbyt dalekiej przyszłości urzeczywistniony, zrealizowany będzie – daje się uwyraźnić i zrozumieć”.

W tej urokliwej przyszłości miało być mnie więcej tak, jak nie jest: człowiek jest wolny i pracuje tyle, ile chce, system zaś zapewnia mu to, co jest mu potrzebne do szczęścia. Nie do przeżycia, lecz właśnie do szczęścia. A do szczęścia potrzebna jest wolność i zaspokojenie potrzeb… Tego właśnie chcą liczni oburzeni z naszego kontynentu. Nie mają zamiaru (przepraszam fajne wyjątki) bardzo ciężko pracować, ale nie chcą też żyć bez telefonu i w mieszkaniu bez wody. Teoretycy anarchokomunizmu – wyszydzeni przez historię – odnoszą zza grobu zwycięstwo, chociaż tylko w świecie marzeń. Nie kochamy wolności zdefiniowanej przez praktyków kapitalizmu, akceptujemy ją z bólem. Wygodnictwo odebrało rozum znacznej większości Europejczyków.