Krótsze kolejki do specjalistycznych zabiegów, mniej pacjentów w szpitalach, za to więcej w przychodniach – takie mają być efekty zmian, jakie zamierza wprowadzić NFZ.
Narodowy Fundusz Zdrowia chce skończyć z bezsensownym przetrzymywaniem lżej chorych pacjentów w szpitalach. Aby pomysł zadział, planuje wprowadzenie zasady kija i marchewki. Jeśli szpital wykona zabieg, który mógłby zostać przeprowadzony w poradni czy przychodni, to otrzyma za niego tyle samo pieniędzy, ile otrzymałaby poradnia.
– Szpital trzy razy się zastanowi, nim zatrzyma pacjenta – uważają w NFZ. I zwracają uwagę, że zdarza się, iż placówki „przetrzymują” osoby, które spokojnie mogłyby mieć wykonany zabieg w ciągu jednego dnia. – Spotkałem się z sytuacją, gdy pacjent, który miał przejść zabieg ortopedyczny w jednym z warszawskich szpitali, przeleżał w nim pięć dni, zanim cokolwiek z nim zrobiono. W tym czasie placówka pobierała pieniądze od NFZ – opowiada jeden z ekspertów.
Na takie praktyki skarżą się też pacjenci. Do rzecznika praw pacjenta zgłaszają się osoby, które lekarze zatrzymują w szpitalach, choć mogliby im podać leki w trybie ambulatoryjnym: tabletka i do domu. Ale na samym podaniu leków szpital nie zarabia, a na przyjęciu pacjenta na jedną dobę już tak.
Reklama
O ile bardziej restrykcyjne rozliczanie ma pełnić role kija, to marchewką ma być premiowanie poradni specjalistycznych, które będą wykonywały zabiegi. – Chcielibyśmy w ten sposób zmotywować je do wykonywania szerszego zakresu usług – mówi szefowa NFZ Agnieszka Pachciarz. I tłumaczy na przykładzie – jeżeli wśród udzielonych świadczeń w poradni ortopedycznej zabiegi stanowią tylko 5 proc. wykonanych usług (a reszta sprowadza się do wystawiania recept), to z taką placówką nie warto podpisywać kontraktu. A poradnia, w której zabiegi stanowią 40 proc. świadczeń, będzie mieć możliwość zawarcia z NFZ kontraktu na lepszych warunkach.
To, że w Polsce funkcjonuje przestarzały system, potwierdza opublikowany w zeszłym tygodniu raport „OECD Health Data 2012”. Wynika z niego, że mamy jedną z najwyższych w całej organizacji liczbę łóżek szpitalnych na 1000 mieszkańców. – To mało racjonalne. Powinno się wesprzeć poradnie oraz szpitale jednodniowe, które mają bloki operacyjne i całe zaplecze potrzebne do tego, by można było wykonywać nawet skomplikowane zabiegi bez konieczności ponoszenia kosztów hospitalizacji – komentuje Andrzej Mądrala, ekspert z Pracodawców RP.
Ministerstwo chce też zwiększyć rolę lekarzy rodzinnych. Oni gotowi są przyznać rację NFZ i resortowi zdrowia, ale podkreślają, że projekt nie wypali, jeżeli nie ulegnie poprawie wsparcie lekarzy rodzinnych. – Brakuje dobrego systemu informatycznego, dzięki któremu lekarz miałby wgląd do dokumentacji medycznej. Dziś jedynym źródłem informacji jest pacjent, który często zmienia lekarzy – mówi Jacek Krajewski, prezes Stowarzyszenia Zielonogórskiego.
Sęk w tym, że system informatyczny jest w powijakach. Jego finansowanie z pieniędzy UE jest zagrożone, a eksperci prognozują, że może nie zadziałać także od strony merytorycznej. Krajewski zwraca też uwagę na to, że na razie zmniejsza się liczba młodych lekarzy rodzinnych, a dodatkowo w tym roku resort zdrowia obciął etaty dla wykładowców kształcących takich lekarzy.
Problem w systemie stanowi także pacjent, który często, chcąc uniknąć kolejek do specjalistów, z bólem gardła czy ucha zamiast do poradni idzie na dyżur do szpitala. Głośno było o pomyśle jednego z gdańskich szpitali, który starał się zniechęcić takich pacjentów i wprowadził opaski selekcjonujące – osoby w rzeczywiście pilnej potrzebie otrzymywały czerwoną, te z mniej pilną żółtą, a pacjenci określani jako stabilni – zieloną. Kolejność przyjmowania chorych uzależniona była nie od tego, ile już stoją w kolejce, lecz od koloru opaski, jaką mają na ręku. Pomysł wzbudził jednak wiele kontrowersji. Może więc NFZ uda się rozwiązać problem w bardziej dyplomatyczny sposób.

NFZ da więcej na specjalistów

Projekt planu finansowego Narodowego Funduszu Zdrowia na rok 2013 zakłada wzrost nakładów na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną o ponad 4 proc. W tym roku na leczenie przez lekarzy specjalistów było przeznaczone 4,89 mld zł. W przyszłym roku ma być do wykorzystania w tej dziedzinie 5,1 mld zł. Zdaniem funduszu wzrost finansowania ma się przełożyć na większą aktywność specjalistów.

Znacznie mniejszy wzrost jest zakładany na podstawową opiekę zdrowotną. Tutaj wzrost nakładów wyniesie zaledwie 1,1 proc. W tym roku m.in. lekarze rodzinni otrzymali 7,5 mld zł. W przyszłym ma być z funduszu wypłacone na takie leczenie 7,63 mld zł.