Jeszcze zanim w brytyjskiej stolicy zapłonął olimpijski znicz, szerokim echem odbił się raport przygotowany przez zespół ekspertów wielkiego amerykańskiego banku Goldman Sachs. W liczącym 48 stron dokumencie chodziło głównie o związki pomiędzy gospodarką a sportem. Analitycy nie omieszkali zabawić się w przewidywanie, ile medali przywiezie do kraju każda z olimpijskich reprezentacji. Stworzyli więc model, którego najważniejszymi elementami były dynamika wzrostu PKB oraz medalowy urobek kraju na poprzednich igrzyskach. Na tej zasadzie goldmanowskie medalowe podium wyglądało następująco: na pierwszym miejscu Stany Zjednoczone (108 medali), na drugim Chiny (98 krążków), na trzecim Rosja (74). Tuż za podium gospodarze. Uroczystość zamknięcia jeszcze przed nami, ale już widać, że rzeczywistość okazała się nie tak znowu oddalona od modelów bankowców. Walka Chin i USA o złoto toczyć się będzie pewnie do ostatniej chwili. Podobnie jak bój o trzecie miejsce między Brytyjczykami i Rosjanami. Polska też skończy pewnie mniej więcej tam, gdzie wskazali analitycy Goldmana. Według nich mieliśmy być na 19. miejscu z 12 medalami w kieszeni. Bardzo możliwe, że gdy czytają Państwo te słowa, już wiadomo, czy i o ile się pomylili.
Oczywiście dyscyplina dyscyplinie nierówna. Analitycy Goldmana zauważyli przy okazji raportu, że wyniki w niektórych przypadkach bardziej zależą od zamożności społeczeństwa, w innych zaś mniej. Sporty, w których dominacja bogatych jest największa, to kajakarstwo, szermierka, pływanie oraz skoki do wody. Są to konkurencje kapitałochłonne, w których zanim zaczną rodzić się talenty, trzeba im stworzyć kosztowną infrastrukturę treningową. Inaczej niż w przypadku dyscyplin wytrzymałościowych takich jak triatlon czy popularnych gier zespołowych (piłka nożna, siatkówka), gdzie sukces może przypaść zarówno bogaczom, jak i (względnym) biedakom. Przy okazji wyjaśnia się też dobry (zazwyczaj) medalowy wynik gospodarzy. Jest on – zdaniem ekonomistów – związany nie tyle z gorącym dopingiem własnej publiczności, lecz tym, że już na kilka lat przed igrzyskami w kraju goszczącym następną imprezę można spodziewać się dużych inwestycji w sport. Powstają nowe obiekty oraz znajdują się pieniądze na olimpijskie stypendia. Efekt jest zazwyczaj rozciągnięty w czasie. Wielka Brytania wypadła znakomicie już na igrzyskach w Pekinie. Podobnie Chińczycy w Sydney. Zasadzie tej przeczą tylko trochę Brazylijczycy – organizatorzy olimpiady w 2016 r. – którzy nie mogą raczej zaliczyć Londynu do szczególnie udanych imprez.
Od czego jeszcze zależy olimpijski sukces? Jeden z najbardziej wszechstronnych ekonomistów Tyler Cowen uważa na przykład, że o wszystkim decyduje populacja. Przykład? Australia i Nowa Zelandia to dość podobne kraje, o zbliżonym poziomie zamożności oraz kulturze. I rzeczywiście na olimpiadzie pięciokrotnie ludniejsze Aussies wygrywają zazwyczaj pięć razy więcej medali niż Kiwis. W Pekinie było to na przykład 46 do 9. Ale są i takie kraje, które przeczą tej regule. Choćby Indie. Kraj, w którym mieszka 1,2 mld ludzi, zdołał wywalczyć ledwie trzy medale w Pekinie i mniej więcej tyle samo (na razie też mają trzy) w Londynie. Można oczywiście argumentować, że Hindusi wyżywają się sportowo w dyscyplinach nieolimpijskich (krykiet) albo takich, gdzie wygrywa się mało medali (hokej na trawie, choć Londyn też im zupełnie nie wyszedł). Ale prawdopodobnie racje mają Esther Duflo i Abhijit V. Banerjee z MIT, którzy wiążą te słabe sportowe wyniki z ogromnym problemem niedożywienia wśród hinduskich dzieci, w wielu miejscach tego ogromnego kraju porównywalne do sytuacji w Afryce na południe od Sahary.
Reklama
Na koniec kwestia rekordów olimpijskich. Elliott Hollifield z Uniwersytetu w Północnej Karolinie stwierdził, że w Londynie zostanie pobitych 20 – 31 rekordów. Skąd wiedział? Przeanalizował wszystkie rekordy osiągane od 1896 r. I wyszło mu, że nie mają znaczenia płeć, zamożność ani populacja. Ważne jest, czy na olimpiadzie startuje posiadacz poprzedniego rekordu oraz czy rekord olimpijski to jednocześnie rekord świata. Jeśli tak, prawdopodobnie nie zostanie poprawiony. Jak wiadomo, na mityngach za pobicie rekordu premie są po prostu wyższe.
Analitycy Goldman Sachs stworzyli model, którego elementami były dynamika wzrostu PKB oraz medalowy urobek na poprzednich igrzyskach. Podium wyglądało następująco: Stany Zjednoczone (108 krążków), Chiny (98) i Rosja (74)
ikona lupy />
Rafał Woś, dziennikarz DGP materiały prasowe / DGP