Inwestycje w złoto to nadal dobry interes, bo jego cena powinna rosnąć - oceniają analitycy.

Dodają jednak, że jeśli już inwestować w ten kruszec, to długoterminowo i najlepiej w sztabki lub certyfikaty na złoto.

Analityk DM BOŚ Marek Rogalski powiedział, że w ostatnich 10 latach cena złota poszybowała. "W połowie 2002 r. uncja złota kosztowała ok. 300 dolarów, dziś cena wynosi ponad 1,6 tys. dolarów, a w szczycie na przełomie trzeciego i czwartego kwartału 2011 r. jego cena sięgnęła niemal 2 tys. dolarów" - mówił.

Jeśli przeliczymy cenę złota z dolara na złote, to przez ostatnie 10 lat cena wzrosła z ok. 1,3 tys. zł do ponad 5,3 tys. zł.

"Zysk jest znaczny, bo sięga 400 proc., oczywiście należy odjąć inflację, ale i tak nam zostaje spory zysk, większy, niż gdybyśmy w tym czasie zainwestowali w akcje" - wskazał.

Reklama

Dodał, że złoto to inwestycja długoterminowa. "Minimalny okres takiej inwestycji to kilka lat. Oczywiście można w ten kruszec wejść na kilka miesięcy, ale wtedy są większe szanse, że na inwestycji stracimy" - stwierdził Rogalski.

Wymieniał różne możliwości zainwestowania w ten kruszec. "Można to robić przez kupno sztabek. Ta opcja jest jednak droga, bo trzeba kupić sztabkę, którą ktoś wytworzył, więc dochodzą marże. Druga sprawa, że taką sztabkę trzeba gdzieś trzymać, w domu nie polecam, a za sejf w banku trzeba płacić" - mówił.

W jego ocenie przy decyzji o wyjściu z inwestycji upłynnienie sztabki złota jest kosztowne, bo wiąże się z kolejnymi prowizjami.

"Najprostszy sposób, o którym nie każdy wie, to kupienie certyfikatów na złoto, które jest na giełdzie. Certyfikaty takie są oparte o złoto w złotówkach. To jest najlepsze wyjście, bo to jest zapis na rachunku maklerskim i certyfikaty takie można szybko upłynnić, a prowizje są relatywnie niewielkie. Dodatkowym ich plusem jest to, że nie musimy kupować całej sztabki złota, możemy kupować mniejsze ilości kruszcu" - powiedział.

Analitycy przewidują, że mimo relatywnie wysokich cen złota nadal opłaca się w nie inwestować.

"Tendencja wzrostu cen będzie zachowana, bo nie ma powodu, aby się ona zmieniła. Złoto jest napędzane przez różnego rodzaju ryzyka, np. wojny, niepokoje lub przez to, że +pieniądz się psuje+, czyli różnego rodzaju programy pomocowe dla gospodarek, które polegają na drukowaniu pieniądza" - uważa Rogalski.

Jego zdaniem w najbliższym czasie złoto znów będzie drożeć. "Mimo obecnej stagnacji na rynku złota, która trwa od września 2011 r., to biorąc pod uwagę to, co się teraz dzieje na rynku, należy spodziewać się, że w najbliższym czasie cena złota może pójść w górę" - wskazał Rogalski.

Dodał, że wkrótce powinniśmy pobić szczyt ceny, który notowaliśmy w ubiegłym roku, gdy złoto kosztowało 1920 dolarów za uncję. "Stanie się tak w sytuacji, kiedy banki centralne zaczną ponownie bardziej angażować się w walkę z kryzysem. Mam tu na myśli potencjalne działania Europejskiego Banku Centralnego i amerykańskiej Rezerwy Federalnej, które mogą przybrać formę +dodruku+ pieniądza. To może nastąpić jeszcze w tym roku" - podkreślił.

Proces ten może przyspieszyć - jak mówił Rogalski - w sytuacji wyjścia Grecji ze strefy euro bądź bankructwa Hiszpanii lub innych krajów Starego Kontynentu.

"Złoto od ostatnich kilku miesięcy stoi w miejscu, technicznie wygląda to tak, jakby coś się szykowało. Bardziej to wygląda na zwyżkę niż zniżkę" - ocenił.

Analityk podkreślił jednak, że przy inwestycji w złoto inwestor nie powinien brać pod uwagę wyłącznie ceny kruszcu, ale też kurs polskiej waluty. Różnice kursowe powodują bowiem, że nie zawsze wzrosty cen złota notowane w dolarach są widoczne, gdy przeliczymy je na złote. "W 2009 r. szczyt ceny złota w złotych przypadł na luty, kiedy kosztowało ono ok. 3,8 tys. zł za uncję. Potem w ciągu pół roku cena spadła do 2,7 tys. zł. W tym czasie cena złota na świecie rosła. Powodem takiej sytuacji był mocny spadek kursu dolar-złoty" - wskazał.

Także zdaniem wiceprezesa Mennicy Wrocławskiej Piotra Wojdy cena złota nadal będzie rosła. "Mogę się założyć o butelkę dobrej whisky, że cena złota nie tylko nadal będzie rosła, ale że jeszcze w tym roku przebijemy poziom 2 tys. dolarów za uncję" - powiedział PAP Wojda.

Dodał, że już od dawna obserwuje ten rynek i sytuacja na nim jest dość przewidywalna. "O ile w krótkim terminie z ceną może dziać się wszystko, to z punktu widzenia analizy fundamentalnej pewne ruchy cenowe są do przewidzenia, np. wzrosty, które pojawiają się jesienią ze względu na święta w kalendarzu hinduskim czy muzułmańskim i związany z tym rytuał nabywania złotej biżuterii" - wskazał.

W jego ocenie w ostatnim czasie rynek złota konsoliduje się, a przejawia się to m.in. rosnącą liczbą inwestorów indywidualnych. Widać tutaj też duże zainteresowanie dużych inwestorów instytucjonalnych oraz banków centralnych, które od pewnego czasu przeszły na stronę popytową (...). Ta konsolidacja jest dość potężna, bo trwa już pół roku, a jest prosta zasada: im dłużej konsolidacja trwa, tym potężniejszy ruch, który następuje po niej" - podkreślił.

Wojda powiedział, że przeciętny Polak ma trochę mniejsze możliwości wejścia na rynek złota niż mieszkańcy zachodnich krajów, gdyż ten rynek jest u nas dopiero raczkujący. "Jest jednak kilka instrumentów, z których możemy wybierać. Podstawowy to złoto fizyczne, czyli w formie monet i sztabek" - mówił.

Dodał, że przechowywanie takiego złota wiąże się np. z ulokowaniem go w depozycie w banku. To jednak kosztuje, ale rocznie cena takiej usługi jest relatywnie niewielka. "Nawet jeśli ponosimy stałe koszty związane z przechowywaniem, to nie są one duże w stosunku do inwestycji, na którą się decydujemy" - wskazał.

Dodatkowym kosztem jest prowizja przy sprzedaży sztab czy monet, co pomniejsza wartość złota o kilka procent, ok. 5-7 proc. Mimo to, uważa Wojda - inaczej niż Rogalski - inwestycja w fizyczne złoto bardziej się opłaca niż inwestowanie w certyfikaty. Powodem jest brak opłaty za zarządzanie oraz podatki. "Odpowiednio rozegrana inwestycja w złoto nie generuje na żadnym z etapów żadnego podatku" - powiedział.

"Wszystkie produkty, które są złotem inwestycyjnym, są zwolnione z podatku VAT, a więc nie mamy dodatkowego kosztu. Drugim podatkiem, który możemy ominąć jest 19-procentowy podatek dochodowy. Ponieważ złoto traktowane jest jako rzecz, podlegamy standardowym zapisom ustawy o podatku dochodowym. Po upływie sześciu miesięcy od nabycia złota nie występuje obowiązek podatkowy. Podobnie jest z podatkiem od czynności cywilno-prawnych. Jeśli kupimy np. na portalu aukcyjnym sztabkę uncjową, której wartość przekracza tysiąc złotych, to musimy zapłacić podatek wynoszący dwa proc. od wartości transakcji. Jeśli natomiast kupimy ją od dystrybutora, który wystawi dowód sprzedaży, to jesteśmy zwolnieni z tego podatku" - wskazał.

"Trzeba pamiętać, że przy certyfikatach na złoto obowiązuje nas 19-procentowy podatek dochodowy, a więc tzw. podatek Belki" - dodał.

Wiceprezes Mennicy Wrocławskiej powiedział też, że jeśli na inwestycję w złoto fizycznie przeznaczamy znaczną kwotę, nie warto lokować całości w jedną monetę lub jedną sztabkę. "Zamiast kupować sztabkę o masie jednego kilograma, znacznie korzystniej będzie nabyć dziesięć sztabek o masie 100 gramów. Dzięki niższej wartości pojedynczej sztabki łatwiej będzie znaleźć chętnych do ich późniejszego odkupienia. Umożliwi to też częściowe wyjście z inwestycji, jeśli nagle zajdzie potrzeba skorzystania z części funduszy, bez konieczności sprzedaży całego zasobu kruszcu" - wyjaśnił.