Francuski i niemiecki PKB rosły w II kwartale szybciej od oczekiwań. Jeszcze dziś rano nikt nie postawiłby grosza, że takie zdanie znajdzie się w serwisach informacyjnych.

Poniedziałkowe notowania w Europie i w USA nie zmieniły obrazu rynku. Do południa utrzymywały się zwyżki, pod koniec dnia przeważała podaż, indeksy zanotowały nieznaczny spadek - tak wyglądało to na Starym Kontynencie. Na Wall Street kolejność była odwrotna, ale wynik sesji ten sam - nieznaczny i nieznaczący spadek indeksu. O biernej postawie rynku decydował brak nowych impulsów i wyczekiwanie na m.in. dzisiejsze publikacje.

Tymczasem w Azji inwestorzy kończą dzień w dobrych nastrojach. Nikkei zyskał 0,4 proc. po publikacji protokołu z posiedzenia banku centralnego, na którym kilku członków rady zasygnalizowało gotowość do podjęcia dalszych działań na rzecz ożywienia gospodarki. Kospi zyskiwał zaś 1 proc. Na godzinę przed końcem notowań indeks w Szanghaju oscylował wokół zera (po wcześniejszym spadku o ok. 1 proc.), zaś Hang Seng zyskiwał 0,5 proc.

Inwestorzy w Europie mają swoje powody do optymizmu i są nimi - pierwszy raz od długich miesięcy - opublikowane dane makro. PKB Francji i Niemiec wzrosły w II kwartale po 0,3 proc., podczas gdy oczekiwano odpowiednio 0,1 i 0,2 proc. wzrostu (według niektórych prognoz po Francji spodziewano się także spadku PKB). Nie można mówić o zasadniczym przełomie, ale być może (z dużym naciskiem na być może) jest to sygnał, że oczekiwania ekonomistów i rynków zawieszone są już na tyle nisko, że mogą zacząć być spełniane.

Co oznaczałoby także, że słabe dane (wzrost PKB o 0,3 proc. nie należy przecież do listy urodzinowych życzeń) są wycenione w cenach akcji, a niewielka choćby poprawa staje się podstawą do wzrostu indeksów. Ponieważ jednak indeksy w Europie rosną już od dwóch miesięcy w oczekiwaniu na poprawę danych lub na akcję banku centralnego, należy założyć, że publikacja lepszych danych nie wywoła bynajmniej euforii na rynkach, lecz wyzwoli chęć realizacji zysków. Zakładam, że pierwsza reakcja będzie pozytywna, zaś presja podaży da o sobie znać w drugiej części notowań. Zwłaszcza, że wtedy znana też będzie dynamika sprzedaży detalicznej w USA (oczekiwany jest pierwszy od czterech miesięcy wzrost, choć o skromne 0,3 proc.).

Reklama

Powyższy scenariusz powinien również objąć WIG20, który ma pewne problemy z wyjściem wyraźnie powyżej 2300 pkt na dwóch ostatnich sesjach. Z drugiej strony problemy pojawiły się przy niskich obrotach, więc raczej należy mówić o apatii popytu niż kontrze podaży. Niemniej, im bliżej WIG20 znajdzie się górnego ograniczenia trendu bocznego (2400 pkt), w którym porusza się od roku, tym bardziej nieprzejednana może być podażowa strona rynku.