U progu dzisiejszej sesji inwestorzy mieli do dyspozycji wiele istotnych informacji. Jedna z nich kazała akcje kupować a inne sprzedawać. Początkowo zwyciężali kupujący, ale bardzo szybko okazało się, że złych wiadomości nie można zbyt długo ignorować.

Pozytywną informacją była treść opublikowanego wczoraj wieczorem komunikatu z ostatniego posiedzenia amerykańskiego Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, która wydawała się nadzwyczaj gołębia. Okazało się, że większość członków ciała decydującego o kształcie polityki monetarnej w USA skłania się ku uruchomieniu kolejnej rundy ilościowego luzowania, jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do trwałej i znacznej poprawy koniunktury gospodarczej. Takie stanowisko oznacza, że już we wrześniu inwestorzy mogą liczyć na świeży zastrzyk gotówki w postaci nowo wydrukowanych dolarów. Wydawać by się mogło, że taka wiadomość doprowadzi do niemałego optymizmu i rzeczywiście tak było, ale okazał się on niezwykle krótkotrwały.

Do inwestorów docierać bowiem zaczęły konkurencyjne informacje, początkowo ignorowane. Choćby takie jak słowa szefa Eurogrupy na konferencji prasowej po wczorajszym spotkaniu z premierem Grecji, który wyraźnie powiedział, że ewentualne wydłużenie programu ratunkowego dla Hellady będzie zależało od raportu Trojki, czyli to o co od miesięcy proszą Grecy dalej oddalane jest w czasie. Ponadto dzisiaj w wypowiedzi dla niemieckiego radia, minister finansów naszego zachodniego sąsiada stwierdził, iż danie Atenom więcej czasu na przeprowadzenie reform nie rozwiązałoby tamtejszych problemów. Wolfgang Schaeuble dodał, że więcej czasu może oznaczać więcej pieniędzy, a na to zgody raczej już nie będzie. Jeżeli nałożyć na to raport Citi, iż prawdopodobieństwo opuszczenia przez Grecję strefy euro w najbliższych tygodniach wynosi aż 90%, to potencjalne niebezpieczeństwo staje się bardzo wyraźne.

Inwestorzy jednak nie martwili się tak Grecja, jak opublikowanymi danymi. Otóż wstępny odczyt wskaźnika PMI dla Chin nieoczekiwanie spadł do najniższego poziomu od 9 miesięcy i wyniósł zaledwie 47,8 pkt wobec 49,3 pkt miesiąc wcześniej. Wyraźnie zniżkował subindeks nowych zamówień eksportowych, którego poziom 44,7 pkt był najniższy od marca 2009. Potem okazało się, że dla Niemiec podobny subindeks spadł nawet poniżej poziomu 40 pkt, co może rodzić poważne wątpliwości co do dalszej kondycji niemieckiej maszyny eksportowej. Co prawda z Francji wysyłane były pozytywne sygnały i tamtejsze wskaźniki PMI zaskoczyły pozytywnie, to jednak spadek niemieckiego indeksu dla sektora usług poniżej poziomu 50 pkt, oraz pozostanie indeks PMI Composite dla całej strefy euro bardzo blisko poziomów sprzed miesiąca świadczyło, że lepszej kondycji Paryża towarzyszyło pogorszenie warunków gospodarczych w innych częściach strefy euro.

Niedźwiedzie dostały więc sporo informacji, które mogły wykorzystać na swoją korzyść, czemu pomagała również technika i związane z nią opory techniczne z którymi w ostatnich dniach wiele indeksów się zmaga. Podaż wykorzystała okazję i konsekwentnie sprowadzała indeksy na południe. Co interesujące, zniżki były większe poza granicami naszego kraju, a na GPW inwestorzy niechętnie poddawali się ogólnoświatowym trendom. Ostatecznie WIG20 zniżkował jedynie 0,05%, co było dobrym wynikiem na tle Europy i może świadczyć o chęci stabilizacji indeksu krajowych blue chipów na obecnych poziomach.

Reklama