W zasadzie wiemy, po co istnieją ministerstwa, chociaż nie wszystkie są konieczne. Ale po co istnieją różnorakie agencje i inne instytucje, które dysponują władzą delegowaną przez ministerstwa, agencje, które ostatnio przysparzają nawet rządowi sporo kłopotów?

Tego nie wiemy. Spróbujmy więc podać kilka możliwych powodów. Istnieją, bo wykonują określone prace lepiej, niżby to czynił personel ministerstw. Argument bezpodstawny, nie da się tego udowodnić, a ponadto jeżeli mamy służbę cywilną, to nie ma najmniejszych przeszkód, żeby ta służba wykonywała zadania agencji w ramach struktury ministerstwa. Zapewne ograniczyłoby to nieco koszty, a ponadto odpowiedzialność byłaby łatwiejsza do określenia. Na tym jednak nikomu nie zależy, bo który urzędnik ministerialny (poza ministrem konstytucyjnym) chce ponosić odpowiedzialność za cokolwiek?

Istnieją, bo są wysoce wyspecjalizowane w zakresie zadań, jakie wykonują. Teza ta nie wytrzymuje próby rzeczywistości, a ponadto, gdyby miały mieć charakter ekspercko- wykonawczy, to powinni w nich pracować wyłącznie wysokiej klasy specjaliści, którzy potrafią zadbać o rynek rolny, o mienie wojskowe czy też o zdrowie obywateli, bo w istocie NFZ jest tylko jeszcze jedną agencją. I dlaczego jedne istnieją, a inne nie? Agencje istnieją, gdyż są apolityczne w przeciwieństwie do upolitycznionych ministerstw. Śmiechu warte, ale gdyby nawet potraktować ten argument poważnie, to należałoby się zastanowić, dlaczego nie powołuje się agencji do przeprowadzania prac wymagających szczególnie wysokich kwalifikacji i apolityczności oraz wiedzy eksperckiej.

Dlaczego, skoro jest Agencja Rynku Rolnego, nie ma agencji do sprawy podręczników szkolnych. W dziedzinie podręczników jest – trudno to sobie wyobrazić – gorzej niż z rynkiem rolnym. Zupełnie nie wiadomo, kto decyduje o ich autorstwie, treści, jakości, doborze. Stąd większość podręczników z dziedziny humanistyki (na naukach ścisłych się nie znam) woła o pomstę do nieba. A ponadto jest to wyjątkowo dochodowy interes i dla autorów, i dla wydawców, nad czym nikt dokładnie nie panuje, a przecież chodzi o edukację młodzieży. Miałem (nie za tego rządu) minimalnie z tym do czynienia i wiem, co mówię, kiedy powiadam, że jest to pole dla potencjalnej korupcji i to na wielką skalę. Przecież bardzo w istocie podobnej jak tak nagłaśniane wątpliwości dotyczące firm farmaceutycznych.

I lekarstwa, i podręczniki są niezbędne, a zatem państwo powinno wyjątkowo dokładnie przyglądać się całemu procesowi upowszechniania tych dóbr. Wreszcie ostatnia próba zrozumienia, dlaczego istnieją agencje. Gdyż zlikwidowanie ich wymagałoby ogromnego wysiłku administracyjnego, bo przecież co najmniej niektóre pełnią funkcje potrzebne, chociaż za pieniądze nieproporcjonalne do tych potrzeb. Ponadto, jak wiemy, za agencjami stoją partie polityczne, które muszą gdzieś utykać aktywnych zwolenników, ale takich, którzy do pracy w ministerstwie się nie nadają z racji braku kompetencji. Agencje to zatem swoisty polityczny śmietnik, w dodatku znacznie gorzej kontrolowany niż ministerstwa, gdyż minister ponosi chociaż odpowiedzialność polityczną, a szef agencji żadnej, wyjąwszy taką jak inni obywatele, to znaczy jeżeli za dużo narozrabia, to go wyrzucą.

Reklama

Przykładem jeszcze jednej i największej agencji jest naturalnie ZUS, który spełnia wszystkie wyżej wymienione warunki. A gdyby tak premier zapowiedział, że wśród zmian planowanych na rok 2013 nastąpi skasowanie wszystkich agencji i zaplanowanie zupełnie innych sposobów rozwiązywania zagadnień, jakimi się zajmują? Uzyskałby wielkie poparcie społeczeństwa, które się ze wszystkimi tymi agencjami boryka i czasem wszystko układa się dobrze, częściej – źle. Wiem, że to herkulesowe zadanie, ale od czego jest premier – właśnie od podejmowania się takich, wydawałoby się, niewykonalnych zadań.