Po tym jak należąca do Budimeksu spółka PNI złożyła do sądu wniosek o upadłość układową, w gabinetach dyrektorów PKP codziennie odbywają się nerwowe narady. Zagrożone są trzy kontrakty za ponad 2,1 mld zł, przy których PNI jest uczestnikiem konsorcjów wykonawczych.
Najmniej zaawansowana jest realizacja modernizacji linii 133 Kraków – Katowice. Niepokój kolejarzy budzą też kontrakty na drugi etap remontu linii Wrocław – Poznań i modernizacja trasy z Warszawy do Łodzi (ze stolicy do Skierniewic). Jeśli inwestycje nie zostaną zakończone w 2014 r., przepadnie dofinansowanie UE z budżetu na lata 2007 – 2013.
Sytuację komplikuje fakt, że sypią się również inne duże budowy z listy Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Ministerstwo Transportu ogłosiło wczoraj, że z powodu kłopotów projektowych modernizacja linii Warszawa – Radom za 1,5 mld zł zostanie podzielona na dwa etapy i potrwa do 2017 r., a nie do 2015 r. Wbrew obietnicom PKP nie ruszył pierwszy etap budowy Rail Baltica na Litwę za 1,3 mld zł, która zależy od tego, czy Polimex-Mostostal ułoży się z wierzycielami. Inwestycja zakończy się najwcześniej w 2015 r.
Kolejarze w popłochu badają zaawansowanie robót, rentowność umów i gotowość pozostałych uczestników konsorcjów do przejęcia odpowiedzialności za kontrakt po ewentualnym zejściu z budowy PNI. Bo najgorszym scenariuszem byłaby konieczność ogłaszania kolejnych przetargów. – Zgłoszenie wniosku o upadłość spółki wykonawczej nie powoduje automatycznie wstrzymania robót. Na własne oczy widziałem, że na trasie Warszawa – Łódź prace trwają. Zrobimy wszystko, co możliwe, żeby budowy były wykonywane – mówi rzecznik PKP PLK Krzysztof Łańcucki.
Reklama
Wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury Janusz Piechociński wskazuje na inne zagrożenie: upadek PNI redukuje potencjał wykonawczy na kolei, co też utrudni wydanie funduszy UE.
– Decydujące dla tempa wydawania pieniędzy będą najbliższa jesień i zima, które powinny być czasem na zamykanie projektów, uzyskiwanie zgód administracyjnych i podpisanie umów – mówi dr Jakub Majewski, ekspert kolejowy. – Jeśli maszyny nie wyjadą na tory najpóźniej w marcu, to nie uda się ich rozliczyć w tej perspektywie unijnej.