Oficjalne dane GUS i Ministerstwa Pracy mówią jasno – na koniec lipca płatnego zajęcia nie miały dwa miliony osób, co oznacza, że stopa bezrobocia wynosiła 12,3 proc. Te dane uwzględniają jednak wyłącznie osoby, które zarejestrowane są w urzędach pracy jako bezrobotne.

Tymczasem okazuje się, że oprócz nich mamy jeszcze ogromną grupę osób określanych przez ekspertów jako bierne zawodowo – oficjalnie nie mają żadnego zajęcia i jednocześnie nie są zarejestrowane jako bezrobotne. Jak wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL) przeprowadzonych przez GUS, na koniec drugiego kwartału tego roku takich osób było aż 478 tys. – o prawie 10 proc. więcej niż 12 miesięcy wcześniej.

– Zatem praktycznie rzecz biorąc mamy nie 2 mln, a niemal 2,5 mln bezrobotnych – ocenia Piotr Rogowiecki, ekspert rynku pracy w organizacji Pracodawcy RP. Jeśli przełożymy to na inną statystykę – rzeczywista stopa bezrobocia wynosi 15,3 proc. Co gorsza, te pół miliona niezarejestrowanych bezrobotnych to osoby zniechęcone poszukiwaniem zajęcia. Robiły to nawet przez kilka lat, nie udało się, i teraz nie zaglądają nawet do pośredniaka. Im wyższe jest oficjalne bezrobocie, tym sytuacja staje się trudniejsza. – Na rynku jest obecnie bardzo mało ofert zatrudnienia – ocenia Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP.

W obliczu pogarszającej się koniunktury na rynku krajowym i zawirowań ekonomicznych za granicą pracodawcy tworzą mało nowych etatów. Znaleźć zajęcie jest coraz trudniej i w związku z tym coraz więcej osób po prostu się poddaje. – Zniechęcają się do poszukiwania pracy nie tylko w wyniku własnych doświadczeń, lecz także rozczarowań znajomych – twierdzi Sędzimir. – Czasami do poszukiwania pracy zniechęcają też niższe od oczekiwań płace w dostępnych ofertach zatrudnienia. – zauważa z kolei prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. Zwraca przy tym uwagę, że w przypadku ponad 70 proc. ofert zatrudnienia wiszących w pośredniakach proponowane wynagrodzenie nie wykracza poza ustawową pensję minimalną.

Reklama

A to zaledwie 1500 zł brutto, czyli nieco ponad 1,1 tys. zł do ręki. – Trudno oczekiwać, aby zainteresowany gotów był za takie pieniądze przenieść się do pracy w innym mieście. Przecież nie wystarczyłoby mu nawet na wynajęcie mieszkania – mówi Sędzimir z PKO BP. Rosnąca grupa biernych zawodowo może też wynikać z ich niechęci do podjęcia pracy poniżej kwalifikacji zawodowych. – Bardzo często dotyczy to osób z wyższym wykształceniem – podkreśla prof. Sztanderska. Zniechęcenie jest najczęściej pochodną długości czasu pozostawania na oficjalnym bezrobociu.

– Jeżeli ktoś jest bez pracy dłużej niż rok, to spada u niego wiara, że w końcu znajdzie zajęcie – wyjaśnia Krzysztof Kosy, psycholog biznesu z Uniwersytetu Warszawskiego. Takich osób jest bardzo dużo. Wśród zarejestrowanych bezrobotnych aż 36 proc., czyli około 700 tys., nie ma zajęcia ponad 12 miesięcy. Równocześnie wydłużył się średni czas poszukiwania pracy – z 10,7 miesiąca przed rokiem do 11,4 miesiąca w drugim kwartale tego roku.

– Ponadto jesteśmy bombardowani informacjami na temat rozlewającego się po Europie kryzysu i złej sytuacji gospodarczej. W mniemaniu osób biernych zawodowo to usprawiedliwia ich niechęć do szukania pracy – uważa Kosy. Rzeczywistość podąża jednak za prognozami. Rozwój naszej gospodarki wyraźnie zwalnia – po wzroście PKB w I kwartale o 3,5 proc., w II kwartale mieliśmy tylko 2,4 proc. Nie ma co zatem oczekiwać, że sytuacja na rynku pracy będzie się poprawiała. Zdaniem analityków w końcu roku bezrobocie może sięgnąć nawet 14 proc.