Niedawno „The New York Times” opublikował artykuł, w którym przytaczano wyniki pana badań. Wynikało z nich, że konserwatyści są szczęśliwsi niż liberałowie. Nasuwają się oczywiste skojarzenia: religia, małżeństwo i rodzina, które dają bezpieczeństwo i punkt odniesienia, czyli także szczęście. A może to zbytnie uproszczenie?
To prawda, że politycy konserwatywni – czy, generalnie, ci z prawej strony sceny politycznej – najczęściej twierdzą, że są bardziej zadowoleni z życia niż liberałowie, czyli ci z lewa. W badaniach, które przeprowadziliśmy z kolegami z Uniwersytetu Nowojorskiego, okazało się to prawidłowością nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w dziewięciu innych krajach, m.in. w Niemczech i Czechach (w naszym badaniu nie przyglądaliśmy się Polsce). Zakłada się, że konserwatyści czują się szczęśliwsi niż liberałowie, ponieważ są bogatsi, bardziej religijni, częściej pozostają w tradycyjnych związkach małżeńskich. I to prawda, że te czynniki też mają znaczenie.
Ale jest coś więcej?
Mnie i moją uniwersytecką koleżankę, psycholożkę Jamie Napier zastanawiał fakt, że nawet jeśli z równania pozbyć się powyższych czynników (małżeństwo, bogactwo itp.), wciąż pozostaje luka ideologiczna, która determinuje różnice przekonań. Postawiliśmy więc hipotezę, że ponieważ ludzie prawicy wierzą, że nierówność i cierpienie w społeczeństwie są sprawiedliwe i zasłużone, są bardziej niż lewicowcy odporni na negatywny wpływ nierówności. Sprawdzaliśmy na przykład, jak badani reagują na stwierdzenie: „To nie taki problem, jeśli niektórzy mają więcej możliwości w życiu niż inni”. I tu wyraźnie zaznaczała się różnica między prawą i lewą stroną, czyli między tymi, którzy określali się jako wyznawcy konserwatyzmu, a liberałami. I to konserwatyści mieli wyższe osobiste poczucie satysfakcji życiowej.
Reklama
Czyli empatia nie pomaga w byciu szczęśliwym.
Raczej nie. Dostrzegliśmy też, że kiedy w społeczeństwie wzrasta społeczna nierówność, mierzona za pomocą współczynnika Giniego, poziom szczęścia spada u wszystkich badanych. Oczywiście, należy wziąć pod uwagę statystyczne wyjątki – ludzi wyjątkowo bogatych lub o skomplikowanej sytuacji osobistej. Ale wyraźne jest, że krzywa szczęścia zdecydowanie zaostrza się dla ludzi z sercem po lewej stronie, których znacznie bardziej trapią problemy ich społeczeństw.
A prawicowcy mają ideologiczny zderzak, który chroni ich przed negatywnym wpływem nierówności społecznych.
Trochę tak. Bo wiara w to, że niesprawiedliwości są nieuchronne i uzasadnione, pozwala im cieszyć się własnym szczęściem bez poczucia winy. Nie zamartwiają się, że oni mają więcej, a inni mniej. Nie budzą w środku nocy z myślą, że społeczeństwo ubożeje, że ludzie tracą pracę.
W 2006 r. wystąpił pan w Nowym Jorku z wykładem zatytułowanym „Koniec końca ideologii”. Przekonywał pan, że linia podziału między prawą a lewą stroną jest dość arbitralna. I że konserwatyści lubią stosy dokumentów, bary i dzieci, a liberałowie wolą motocykle, śpiewanie piosenek i pracę na uczelni. A kobiety konserwatystki bardziej interesują się seksem niż mężczyźni konserwatyści.
Dziś mamy setki badań, które pokazują psychologiczne i fizjologiczne różnice między liberałami i konserwatystami. To z reguły dosyć ogólne rozróżnienie. Liberałowie kojarzeni są z otwartością na nowe doświadczenia, różnorodnością poznawczą, tolerancją dla tego, co nieznane i niejasne, oraz chęcią eksplorowania nowych sytuacji. Z kolei konserwatyzm ma negatywną korelację do powyższych cech, a jest pozytywnie skorelowany z uważnością, porządkiem, potrzebą struktury i bliskości, a także z wrażliwością na zagrażające lub odrażające bodźce oraz lękiem przed śmiercią.
W 1964 r. amerykański politolog Philip Converse pisał, że jedynie około 10 proc. ludzi to ideolodzy. Reszta głosuje w zależności od subiektywnie postrzeganego interesu, często zresztą na podstawie nielogicznych przesłanek. Jak to jest, że jedni ludzie są bardziej ideologiczni niż inni?
To dobre pytanie. Szkoda, że po tylu latach zajmowania się tym tematem sam nie znam na nie odpowiedzi. Ale pracujemy nad tym. Wcześniej naukowcy uważali, że młodzi ludzie dorastają socjalizowani przez rodziców i rówieśników. I stąd się bierze ich aktywizm lub apatia. Bez wątpienia wpływ społeczny odgrywa dużą rolę w tworzeniu się podstaw systemu wartości, także politycznych. Pewnie jest to nawet rola decydująca. Ale dzisiaj wiemy już, że to nie koniec historii. Że jest coś więcej.
A może istnieje DNA ideologii? W 2005 r. pisali o nim genetycy w „American Political Science Review”.
To wciąż kontrowersyjny temat. Podobne badania przeprowadzał Christian Kandler razem z grupą niemieckich badaczy. Próbowali namierzyć różnicę między genetycznym i kulturowym wpływem na preferencje ideologiczne, analizując całkiem sporą grupę bliźniaków jedno- i dwujajowych. Skoncentrowali się na dwóch wymiarach konserwatyzmu i liberalizmu: poparciu lub odrzuceniu zmian, a także akceptacji lub braku wiary w nierówności społeczne. I doszli do wniosku, że biologia była silniejsza w determinowaniu przekonań politycznych niż kultura, czyli środowisko, w którym badani się wychowywali. Czy oznacza to, że istnieje konkretny gen wpływający na orientację polityczną? Nie wiem. Ale geny wpływają na nasz temperament i charakter w dzieciństwie, co z kolei sprawia, że jesteśmy bardziej lub mniej skłonni wiązać się z pewnymi środowiskami, a także popierać konkretne partie i rozwiązania.
Może dlatego niektórzy ludzie to zwierzęta polityczne, inni zupełnie nie interesują się polityką. Podobno ideologiczna aktywność zaczyna się w mózgu. Można ją jakoś zbadać?
Jeśli chodzi o dowody neurologiczne, badania mózgu wskazują na różnice w budowie przedniego zakrętu obręczy oraz ciała migdałowatego, a także części kresomózgowia nazywanej wyspą, która odpowiada za emocjonalne przetwarzanie wstrętu. Problem polega na tym, że w przypadku procesów neuropoznawczych wciąż trudno jest nam rozróżnić między przyczyną a skutkiem. I powstają pytania w stylu: czy przyjęcie pewnej ideologii wpływa na strukturę i funkcjonowanie mózgu, czy może to od różnic w budowie mózgu zależy nasza podatność na pewne polityczne przekonania. Tymi wątpliwościami zajmuje się neurobiologia polityki, dziś jedna z coraz lepiej rozwijających się gałęzi nauki.
Nic dziwnego, że naukowcy marzą, by wniknąć do umysłów polityków. W końcu to od ich decyzji bezpośrednio zależy nasz los.
Coraz więcej politologów sięga po biologię, psychologię i neurobiologię, analizując zachowania polityków i wyborców. I to oni nawołują do tzw. rekonceptualizacji, tak żeby ideologia nie była traktowana jako powierzchowna etykietka lub zbiór luźnych pozycji i opinii na pewne tematy, ale centralny punkt życiowej orientacji człowieka. Coś na kształt busoli. To fascynujący czas, żeby być psychologiem politycznym.
W jednym z badań podłączaliście konserwatystów i liberałów do rezonansu magnetycznego.
Ten eksperyment przeprowadzaliśmy razem z nowojorskim psychologiem dr. Davidem Amodio. Zauważyliśmy, że kiedy konserwatyści i liberałowie mieli wykonywać zadanie komputerowe, które wymagało od uczestników okazjonalnego odrzucenia zwyczajowych lub dominujących wzorców reakcji, liberałowie osiągali lepsze wyniki niż konserwatyści. Co więcej, działanie liberałów wiązało się z większym pobudzeniem w aktywności neurologicznej w przednim zakręcie obręczy, który odpowiada nie tylko za emocje, lecz także za rozpoznawanie i łączenie potencjalnie sprzecznych fragmentów informacji.
Niedługo później grupa badaczy z Anglii, której przewodził neurolog prof. Geraint Rees, a w której udział wziął także znany brytyjski aktor Colin Firth, odkryła, że mózgi liberałów posiadają więcej szarej substancji w rejonie przedniego zakrętu obręczy niż konserwatystów. Z kolei ci drudzy mają znacząco więcej szarej substancji w części mózgu zwanej ciałem migdałowatym. A to tutaj zachodzi przetwarzanie silnych emocji, m.in. odpowiedzi na zagrożenie i strach.
Jak interpretować te wyniki? Liberałowie są logiczniejsi, a konserwatyści bardziej podatni na emocje?
Najogólniej rzecz biorąc, ludzie wyznający wartości liberalne zdają się bardziej wrażliwi na złożoność poznawczą, a ci o nastawieniu konserwatywnym – na potencjalnie zagrażające czynniki środowiskowe. Te odkrycia są być może mniej zaskakujące, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Od ponad 60 lat psychologowie wiedzieli, że prawa i lewa strona politycznego spektrum różnią się wartościami, cechami charakteru czy stylem działania. W 2003 r. razem z kolegami z wydziału wydaliśmy raport, który zbierał całą tę wiedzę. Nawet ze starych badań, które nie przyglądały się aktywności mózgu, łatwo można było wyciągnąć pewne wnioski. Na przykład, że konserwatystów cechuje chronicznie podwyższona potrzeba zarządzania niepewnością i zagrożeniem, a także odrzucenie liberalnych wartości i opinii.
Czy w ogóle ludzkości potrzebna jest ideologia? A może prowadzi jedynie do ekstremizmów w rodzaju nazizmu i faszyzmu. Czy nie lepszy byłby pragmatyzm polityczny, zupełna bezideowość?
Amerykański psycholog Silvan Tomkins, najlepiej znany ze swojej pracy nad emocjami, napisał blisko pięćdziesiąt lat temu: „Historia przedłużającego się konfliktu między lewą a prawą stroną sceny politycznej, a także wiecznie niedoskonałe próby jego rozwiązania, to najlepszy przykład rozwoju cywilizowanego człowieka”.
Kiedy więc jestem w swoim najbardziej optymistycznym nastroju, wierzę, że ludzkość nie tylko potrzebuje, ale też zawsze będzie potrzebować rozróżnień na prawą i lewą, konserwatywną i liberalną część polityki. Dokładnie tak samo, jak potrzebujemy tradycji, porządku, struktury, dyscypliny i uważności, a jednocześnie nowe wyzwania wymagają od nas kreatywności, ciekawości, empatii, tolerancji, egalitaryzmu i szerokich poglądów. Czyli, de facto, potrzebujemy obu stron spektrum, obu ideologii. Ale kiedy mam gorszy dzień, przypomina mi się słynne powiedzenie pewnego trenera bejsbolowego. I zaczynam się martwić, że jak w sporcie, tak i w polityce „mili faceci zawsze są ostatni na mecie”.
ikona lupy />
John T. Jost, profesor psychologii polityki na Uniwersytecie Nowojorskim (NYU), bada ideologie polityczne oraz różnice między prawicą i lewicą, współautor wielu książek na temat psychologii politycznej, m.in. „Social and psychological bases of ideology and system justification” (2009) mat. prasowe / DGP