O ile cztery pierwsze można uznać za klasyczne i przyjąć, że w Polsce nie ma z nimi systemowego problemu, o tyle z szerokopasmowym internetem sprawa przedstawia się inaczej. Czy to jest medium pierwszej potrzeby? Pewnie jeszcze nie, ale za chwilę będzie, co zresztą podkreśla sama Unia, tworząc Europejską Agendę Cyfrową, o której niżej. Czy z szerokopasmowym internetem jest problem systemowy? Ano jest i nabrzmiewa coraz bardziej. Najważniejszy wniosek z tej układanki jest taki, że – obym się mylił – na powszechny i tani szerokopasmowy internet przyjdzie w naszym kraju jeszcze poczekać. W związku z tym trzeba będzie poczekać na rozwój społeczeństwa cyfrowego czy na cywilizacyjne i biznesowe szanse, jakie stwarza dostęp do szybkiej sieci.

Ale po kolei. Trzeba zacząć od truizmu, szerokopasmowy internet będzie się rozwijał na dwa sposoby. Poprzez technologie mobilne i stacjonarnie, po kablu. Trzymając kciuki za graczy mobilnych, skupmy się na nieco zapomnianym rynku stacjonarnym, bo tam dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy. Należy tylko przypomnieć, że tradycyjne miedziane kable zaczynają odchodzić do lamusa. Nie ta przepustowość, nie te możliwości. Trzeba ciągnąć światłowody i to aż do domu klienta.

I tu zaczęło się niezłe zamieszanie, mające zresztą kilka bardzo pozytywnych aspektów. Po pierwsze, nieśmiało zaczęły współpracować ze sobą firmy, które delikatnie mówiąc, jeszcze niedawno nie darzyły się sympatią, czyli Netia i Orange Polska (dawniej Telekomunikacja Polska). Zaczęły wspólnie analizować możliwość wprowadzenia w Polsce tzw. modelu francuskiego, czyli budowy osobnych, ale niedublujących się sieci, a potem wzajemne udostępnianie sobie nawzajem łączy po ustalonej między operatorami cenie. Co więcej, dosyć przychylnie na tego rodzaju poczynania patrzył Urząd Komunikacji Elektronicznej, który jak wiadomo, dawnej TP specjalnie nie kochał.

UKE dostrzegał wcześniej możliwość, żeby wobec sieci światłowodowej zrezygnować z niektórych aspektów regulacji. I słusznie, inwestycje przede wszystkim, a budowanie światłowodów to potężne pieniądze. Żaden telekom tego nie zrobi, jeżeli nie będzie widział biznesowego sensu. Założenie poprawne, tyle że nie dla Komisji Europejskiej. Zażądała ona od naszego UKE wprowadzenia pełnej regulacji światłowodowego rynku, łącznie z cenami, obawiając się niecnych praktyk ze strony operatora dominującego i zasiedziałego, czyli dzisiejszego Orange Polska.

Reklama

W tej sprawie są dwa smaczki. Pierwszy taki, że operator zasiedziały, czyli Orange Polska, nie zbudował jeszcze ani kawałeczka światłowodów do domu klienta, czyli tzw. FTTH. Ale dla KE już jest dominatorem. I druga rzecz – żądanie Komisji Europejskiej wprowadzi nierównowagę w tym sektorze. Rynek łączy światłowodowych to przecież nie tylko operatorzy telekomunikacyjni, ale przede wszystkim operatorzy telewizji kablowych, którzy po swoich łączach dostarczają także internet. Czyli ci z sektora telekomunikacji mają być regulowani i ma być pilnowana ich polityka cenowa, ci od kablówek już nie. A Komisja Europejska właściwie nie ma dobrej odpowiedzi, dlaczego.

Oczywiście można się obawiać tego, że potężne firmy telekomunikacyjne zawładną tym rynkiem i będą dyktować klientom chore ceny. Tyle że w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją odwrotną, bo to kablówki dyktują ceny szerokopasmowego internetu. Zdarzają się praktyki monopolistyczne na niektórych osiedlach, gdzie kablówki z deweloperami po prostu nie wpuszczają innych operatorów. No dobrze, niech szerokopasmowe sieci budują i ci od kablówek, i ci od telekomunikacji. Żądania Komisji mogą jednak w sposób znaczący spowolnić proces inwestycji, bo telekomom, a zwłaszcza Orange, po prostu nie będzie się opłacało budować światłowodów na tak regulowanym rynku. Dobrze byłoby zmiękczyć unijne stanowisko.

A jeżeli nie? Liczby mówią same za siebie. Wspomniana Europejska Agenda Cyfrowa zakłada, że w 2020 r. wszystkie unijne gospodarstwa domowe powinny mieć dostęp do łączy o przepustowości co najmniej 30 megabajtów na sekundę. W Polsce na razie dostęp do takiego internetu ma… 3,5 proc. gospodarstw. I wątpię, czy wymagania Brukseli poprawią ten wskaźnik.