Moda na lokalne produkty, jakość i indywidualne traktowanie klienta sprawiły, że w polskich miastach odżywają bazary. Nie bez znaczenia jest to, że na ich odbudowę spore pieniądze daje też Unia Europejska.

Bazary, którym eksperci jeszcze kilka lat temu wieszczyli powolną śmierć, dziś przeżywają renesans. W dużych miastach, a nawet w małych miasteczkach powstają nowoczesne targowiska, na których lokalni handlowcy i wytwórcy mogą sprzedać warzywa i owoce, a także regionalne specjały. Nowe bazary mają pobudzić lokalny biznes, choćby przyciągając turystów, którzy znudzeni eleganckimi, lecz zuniformizowanymi centrami handlowymi szukają niecodziennych klimatów i nowych atrakcji. To był jeden z powodów, dla którego kilka miesięcy temu władze Krakowa postanowiły przeznaczyć 500 tys. zł na rewitalizację i promocję pięciu swoich miejskich targowisk, takich jak Stary i Nowy Kleparz, Plac na Stawach czy Rynek Dębnicki.

Miejsca te będą stopniowo modernizowane, a przede wszystkim oznakowane w najważniejszych przewodnikach i na mapach, z których korzystają turyści. – Zdecydowaliśmy się wejść do programu organizowanego przez Komisję Europejską, dzięki czemu 85 proc. zainwestowanych pieniędzy dostaniemy ze środków unijnych – mówi Michał Jakubczyk z urzędu miasta. Co ciekawe, w programie oprócz Krakowa uczestniczy też osiem innych miast i regionów europejskich, m.in. Wenecja, Turyn, Piemont, Maribor i Bratysława.

Galeria dla lokalnych handlowców

Modernizacja bazarów trwa też w innych dużych miastach. W Warszawie rewitalizowane jest m.in. targowisko przy pl. Szembeka czy przy rondzie Wiatraczna, a nowe hale mają powstać przy ul. Koszykowej oraz przy ul. Banacha. Podobnie jest w Poznaniu, gdzie powoli cywilizują się wszystkie handlowe place, takie jak Rynek Jeżycki, plac Wielkopolski czy Rynek Łazarski.

Reklama

W miejsce starych bud powstają nowe pawilony i stragany z zadaszonymi alejkami, infrastrukturą sanitarną, parkingami oraz oświetleniem. Największy bazarowy boom widać jednak w małych i średnich miastach, takich jak: Kalwaria, Łączna, Obrazowa, Krzeszów, Giżycko czy Głubczyce. Wszędzie powstają nowe targowiska, a te stare są gruntownie modernizowane.

To efekt wprowadzonego ponad rok temu programu „Mój rynek”, na który rząd przeznaczył 70 mln euro z funduszy unijnych. Zakłada on modernizację ok. 200 już istniejących targowisk oraz budowę kilkudziesięciu nowych. Programem mają być objęte miasta do 50 tys. mieszkańców. Budową sieci nowoczesnych targowisk jest zainteresowany m.in. samorząd województwa podlaskiego, który stara się o 3,5 mln zł dofinansowania. Nabór wniosków potrwa do 5 października. W pierwszym, już zakończonym etapie władze dostały 7 mln zł. Dzięki nim całkowicie zmieniły się targowiska w Augustowie, Nowogrodzie, Gródku i Perlejewie.

Z unijnych pieniędzy postanowiła skorzystać też gmina Szczuczyn. Kosztem 2,9 mln zł ma powstać tu zadaszenie, infrastruktura sanitarna, parkingi oraz ogrodzenie i oświetlenie. Będą też wydzielone strefy do sprzedaży żywych zwierząt, produktów chemicznych, artykułów przemysłowych. Powstanie więc mała galeria, w której handlować będą lokalni wytwórcy.

Zmiana wizerunku ratunkiem dla bazarów

Odnowione, czyste, przestronne bazary przyciągają klientów. Dowodem na to może być odbudowane niedawno targowisko w Słubicach. Kiedy pięć lat temu handlowcy postanowili je wyremontować po pożarze za własne pieniądze, słyszeli tylko, że nie warto, bo targowiska będą pomału znikać z polskiego krajobrazu. 320 kupców uparło się jednak i zainwestowało 14 mln zł w nowy bazar. Dziś chwalą sobie tę decyzję, bo na zakupy przyjeżdżają tu nie tylko okoliczni mieszkańcy i właściciele pobliskich restauracji i knajp, ale też klienci zza Odry. Co ciekawe, zmienia się również klientela bazarów. Do niedawna target targowisk kojarzony był przede wszystkim z ludźmi mniej zamożnymi, których nie stać na zakupy w wielkich supermarketach czy modnych centrach handlowych.

Z raportu opublikowanego kilka lat temu przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową wynikało, że na targach kupują z reguły emeryci i renciści szukający tanich ubrań. Często były to podróbki albo towary pochodzące z nielegalnego importu. Żywność też budziła wiele wątpliwości, bo handlowcy na bazarach z reguły nie mieli urządzeń chłodniczych, więc warzywa, owoce, a zwłaszcza mięso i nabiał szybko się psuły. Kupcy nie umieli też segregować i eksponować towarów, jak robiło się to w eleganckich sklepach. To właśnie spartańskie warunki handlowe, brak parkingów i często słaba jakość towarów sprawiły, że pod koniec lat 90. rynek bazarów zaczął się kurczyć. Klienci przenieśli się po prostu do tanich dyskontów, super- i hipermarketów, które w ciągu ostatnich dwóch dekad przejęły ponad 50 proc. polskiego rynku. Targowska padały jedno za drugim.

Z wyliczeń ekspertów wynika, że co roku ubywa ich średnio 20 – 30. Obecnie szacuje się, że na 2,2 tys. różnego rodzaju bazarach i targowiskach handel prowadzi około 103 tys. przedsiębiorstw – wynika z raportu przygotowanego na zlecenie DGP przez wywiadownię gospodarczą Soliditet Polska z Grupy Bisnode. W porównaniu z 2006 r. spadek nastąpił aż o 23 tys. punktów. Najszybciej z rynku wypadają stoiska z odzieżą. W tym roku na bazarach i targowiskach ubyło ich aż 2271. Punkty z żywnością bronią się, choć i tu widać negatywny wpływ dyskontów, takich jak Lidl, Biedronka czy Kaufland, z których duża część otworzyła sklepy w bezpośrednim sąsiedztwie targowisk.

Własny miód, ekologiczna pietruszka

By przetrwać, bazary musiały postawić na jakość towarów i obsług. Na przykład na bazarku na warszawskim Tarchominie większość handlujących ma własnych dostawców. Często są to rolnicy, którzy w wybrane dni tygodnia dostarczają świeże warzywa, owoce, sery, miody czy wyroby wędliniarskie. Właściciele stoisk służą też fachoa poradą, której nie ma w marketach, zachęcają do skosztowania leżących na straganach śliwek, często pokrojonych w apetyczne cząstki jabłek czy gruszek. Sposobem na przetrwanie bazaru jest także jego specjalizacja.

Targowiska, które postawiły na ekologiczną żywność, notują stałe wzrosty zainteresowania. Pomaga im też moda na zdrowy tryb życia, a także kulinarne programy, które prowadzą m.in. Magda Gessler czy Agnieszka Kręglicka. Obydwie promują potrawy ze świeżych lokalnych produktów, radzą, gdzie je kupić i jak rozpoznać najlepszą jakość. I obydwie przyznają, że uwielbiają robić zakupy na bazarach. Dzięki modzie na ekologię szybko rozwija się np. targowisko w Fabryce Norblina w Warszawie, gdzie sprawunki robią celebryci i politycy.

– W listopadzie miną dwa lata, od kiedy działamy – mówi Joanna Żuchlińska, menedżer marketingu BioBazaru w Warszawie. – Dziś odwiedza go już 2 tys. klientów, a liczba wystawców z niespełna 20 wzrosła do 40. Docelowo ma być 60. Fabryka Norblina już szykuje się na duży remont, a na potrzeby handlujących dodatkowo zostanie wydzielona jedna z zabytkowych hal.

Co ważne, BioBazar ma być pierwszym w Polsce stworzonym na kształt tych działających w Barcelonie, Londynie, Rzymie czy Mediolanie. Będą tam prowadzone warsztaty kulinarne, różnego rodzaju festyny i eventy. Bazarowi kupcy uczą się nie tylko sztuki segregowania, eksponowania i sprzedaży towarów, ale także reklamy. Przykładowo BioBazar regularnie reklamuje się w warszawskim metrze, na telebimach czy billboardach. Niektóre targowiska mają też własne strony internetowe, a także rejestrują się na Facebooku.

Przykładem dla nich są doświadczenia bazarów z Paryża, Londynu, Barcelony, a nawet Nowego Jorku. Tam targowiska już od kilku lat wracają do łask m.in. dzięki polityce lokalnych władz. Na przykład w Londynie promowany jest handel uliczny, który jest synonimem zdrowego, tańszego żywienia opartego na zasobach lokalnych. Każda dzielnica ma obowiązek przeznaczenia określonej procentowo powierzchni pod handel uliczny. Musi też organizować akcje edukacyjne w szkołach, a także programy rozwoju zawodowego dla kupców. W Paryżu z kolei władze poszczególnych dzielnic wspierają AMAP, czyli kooperatywy spożywcze, udostępniając im raz w tygodniu lokal lub teren niezbędny do zorganizowania wymiany warzyw i owoców.

Doskonale jest też zorganizowany miejski system latających targowisk, które pojawiają się każdego dnia o stałej porze w innej dzielnicy. Miejski Instytut Targowisk w Barcelonie prowadzi intensywny program rewitalizacji istniejących bazarów, jak w przypadku słynnego targu warzywnego Santa Caterina, który jest nie tylko lokalnym centrum i miejscem spotkań mieszkańców, ale też atrakcją turystyczną. Wycieczki po bazarach z przewodnikiem są organizowane przez biura turystyczne, są również elementem programu edukacyjnego w szkołach.