Przywódca koalicji partii opozycyjnych Gruzińskie Marzenie - miliarder Bidzina Iwaniszwili, zapewnił w przededniu wyborów parlamentarnych: "Stanie się, co się stanie, nie damy się wypchnąć na ulicę, nie pozwolimy na żadne konfrontacje, czego oczekują władze, odkąd zająłem się polityką". | W wyborach parlamentarnych 1 października, przeciwko partii prezydenckiej, Zjednoczonemu Ruchowi Narodowemu, który sprawuje władzę od "różanej rewolucji" Saakaszwilego w 2003 roku i ma na swoim koncie również stabilizację gospodarczą kraju, staje opozycja zjednoczona wokół byłego cichego sojusznika prezydenta, wielkiego gruzińskiego potentata, Iwaniszwilego. To on finansował do niedawna odbudowę i konserwację cerkwi i innych pomników kultury gruzińskiej, firmowaną przez Saakaszwilego jako odnowiciela państwa gruzińskiego.

Gruziński magnat miał także pewien "symboliczny" udział w desowietyzacji Gruzji, przeprowadzonej konsekwentnie przez Saakaszwilego. Gdy prezydent dokonywał wymiany skorumpowanego aparatu państwowego i całej policji, znanej ze straszliwego łapownictwa, jego bogaty przyjaciel sfinansował zakup mundurów dla policji, aby nie kojarzyła się już z tradycyjnym gruzińskim obrazkiem: milicjantem wyciągającym rękę po łapówkę.

Jesienią ubiegłego roku Iwaniszwili postanowił nagle "zejść do polityki".

Magazyn Forbes jego majątek ocenia na 6,4 miliarda dolarów. Na liście najbogatszych ludzi świata zajmuje 153 miejsce. Do niedawna nie tylko poglądy polityczne gruzińskiego miliardera, który dorobił się ogromnej fortuny w Rosji, w czasach jelcynowskiej prywatyzacji, były zupełną niewiadomą. Nawet jego zdjęcia prawie nie pojawiały się w mediach, a dostęp do jego pałacu pod Tbilisi mieli nieliczni.

Reklama

O wyczuciu medialnym rywala Saakszwilego świadczy dobór najbliższych współpracowników, z którymi pojawił się na scenie politycznej, jakiś czas po tym, jak 5 października 2011 r. jego biuro prasowe ogłosiło, że zamierza stworzyć partię opozycyjną.

W świetle reflektorów kampanii wyborczej występuje razem z byłym zawodnikiem czerwono-czarnych z Milanu, Kachą Kaładze. Gruzini, fanatyczni kibice, uważali Kaładze za następcę słynnego Davida Kipianiego, "piłkarskiej dumy Gruzji", zawodnika Dynamo Tbilisi, który w 1977 r. został uznany za najlepszego piłkarza ZSRR.

Dotychczas po stronie opozycji gruzińska scenę polityczną zajmowało osiem bardzo skłóconych między sobą partii i partyjek bez żadnych szans na to, by zagrozić władzy. Najwybitniejsza jej postać, b. przewodnicząca parlamentu, która przeszła do obozu przeciwników prezydenta, pani Nino Burdżanadze, jako polityk okazała się pozbawiona cech przywódczych i niezbędnej charyzmy.

Szans rozdrobnionej opozycji nie daje gruzińska ustawa wyborcza. Zapewnia ona przewagę partii rządzącej, która nie musi się uciekać do żadnych trików, ani oszustw wyborczych. W wyborach w 2008 r. Zjednoczony Ruch Narodowy uzyskał 85 proc. głosów, m.in. dzięki temu, że w okręgach jednomandatowych (73 na 150 okręgów wyborczych) przeciwko jednemu kandydatowi partii rządzącej podzielona opozycja wystawiała 5-6 kandydatów.

W Gruzji najważniejsze prywatne media są zdecydowanie prorządowe. Przedstawiają rywala prezydenta Saakaszwilego jako rosyjskiego agenta, co zwłaszcza po pięciodniowej wojnie gruzińsko-rosyjskiej z sierpnia 2008 roku wywołuje silny efekt propagandowy.

Tymczasem organizacja pozarządowa Freedom House kwalifikuje obecnie Gruzję pod względem wolności słowa i mediów jako kraj "częściowo wolny" i umieszcza dopiero na 116 miejscu na światowej liście liczącej 194 kraje i ułożonej według wspomnianych kryteriów.

Stworzony przez Iwaniszwilego Kanał 9 telewizji był odbierany jedynie w obrębie stolicy bądź za pomocą anten satelitarnych i kablówek. Za pieniądze Iwaniszwilego powstała TV Global, którą władze oskarżyły o handel głosami. W lipcu tego roku rząd uznał anteny satelitarne instalowane przez tę firmę za nielegalne w świetle gruzińskiego prawa i skonfiskował 50 tysięcy spośród 110 tysięcy takich anten założonych przez TV Global po bardzo niskiej cenie.

Jest to tylko część przeszkód, na jakie napotkał magnat, który postanowił rywalizować z Saakaszwilim. Po drodze musiał walczyć o zwrócenie mu gruzińskiego obywatelstwa odebranego jako posiadaczowi dwóch paszportów (drugi miał francuski), ponieważ Gruzja nie uznaje podwójnego obywatelstwa. Następnie zapłacił 200 milionów dolarów kary w związku z zarzutem nielegalnego finansowania swej partii.

Mimo tych przeszkód Iwaniszwili zyskiwał szybko pozycję przywódcy opozycji. W pewnym momencie ambasador USA w Tbilisi, John Bass, złożył ważne oświadczenie, które zabrzmiało jak monit: "Stany Zjednoczone będą uważnie śledziły sytuację Bidziny Iwaniszwilego".

W maju tego roku parlament orzekł: Iwaniszwili może kandydować w wyborach.

Na trzy dni przed wyborami wpływowa amerykańska firma medialna The Atlantic rozpowszechniająca informacje on-line i w druku opublikowała prawie godzinny wywiad z Iwaniszwilim.

Jedno z pierwszych pytań dotyczy podejrzeń o "wariant putinowski": Saakasziwli nie mogąc po raz trzeci kandydować w 2013 roku na prezydenta wysunie na kandydata swego zaufanego współpracownika, nowo mianowanego premiera Wano Merabiszwilego, a sam zostanie po wygranych wyborach szefem rządu, który po ostatnich zmianach ustawodawczych w Gruzji faktycznie przejmie ster władzy w państwie.

"Czy sądzi pan, że celem Saakaszwilego jest wprowadzenie rządów autokratycznych w rosyjskim stylu?"- brzmiało pytanie The Atlantic.

Iwaniszwili odparł, że sam prezydent nie udzielił jasnej odpowiedzi na to pytanie, gdy mu je zadała wprost podczas niedawnej wizyty w Gruzji pani Hilary Clinton.

"Mówi pan, że Gruzja pragnie osiągnąć zarówno członkostwo w NATO, jak normalizację stosunków z Rosją. Jak to jest możliwe i co oznacza dla Gruzji normalizacja stosunków z Rosją?"

"Przeznaczeniem Gruzji jest integracja euroatlantycka" - odpowiada Iwaniszwili. To nie będzie łatwy proces (...) Kluczem do odzyskania (gruzińskich) terytoriów obecnie okupowanych (przez Rosję) jest zbudowanie demokratycznych instytucji, nie zaś ich fasady stworzonej przez Saakaszwilego. Gruzja sama tego nie osiągnie. W celu rozwiązania tych problemów w drodze negocjacji potrzebujemy pomocy Stanów Zjednoczonych i europejskich przyjaciół..."

W przekonaniu większości dziennikarzy, którzy przybyli na wybory do Tbilisi, mimo masowych demonstracji, jakimi Gruzini zareagowali na film wideo, który demaskował "gruziński Abu Ghraib" - jak nazwano znęcanie się nad więźniami w stołecznym zakładzie karnym - świeżo zjednoczona opozycja nie zagrozi jeszcze tym razem partii rządzącej. Jednak w Gruzji dochodzi do przełomu: pojawienie się w parlamencie silnej opozycji zapewne zmieni reguły gry w życiu politycznym kraju.