Wraz z odejściem Karla Hopfnera z Bayernu Monachium na emeryturę kończy się pewna epoka w niemieckim futbolu i w biznesie.
Każdy interesujący się choć odrobinę futbolem zna trio Franz Beckenbauer, Karl-Heinz Rummenige i Uli Hoeness. Trzej panowie byli największymi gwiazdami niemieckiej piłki w latach 70. i 80. Po zakończeniu piłkarskich karier nie zwolnili tempa. Od lat to w ich rękach spoczywa władza nad Bayernem Monachium – najsilniejszym sportowo i ekonomicznie klubem piłkarskim w Niemczech. Ale przynajmniej ten finansowy sukces Bawarczycy zawdzięczają czwartemu muszkieterowi. Pozostającemu zwykle skromnie w cieniu Karlowi Hopfnerowi.

Oszczędny jak Hopfner

60-letni Hopfner to żywy przykład na to, że również w takiej dziedzinie jak futbol gospodarczą stroną przedsięwzięcia powinien zajmować się fachowiec. Pod jego rządami (najpierw w roli dyrektora finansowego, a potem członka zarządu) klub ze stolicy Bawarii stał się jednym z najlepiej zarządzanych i najbogatszych w Europie. Liczby mówią tutaj same za siebie. Gdy Hopfner przyszedł do Bayernu (w 1983 roku), klub zatrudniał zaledwie 12 pozapiłkarskich pracowników. Dziś jest ich 500.
Reklama

350 mln euro obroty klubu Bayern Monachium w 2011 r.

Trzydzieści lat temu obroty klubu wynosiły (w przeliczeniu na dzisiejsze stawki) 8 mln euro i drużyna generowała zysk na poziomie 100 tys. euro rocznie. Dziś obroty sięgają 350 mln euro, a zysk przewyższa 10 mln euro. Za jego czasów klub raz wygrał ligę mistrzów, kilkakrotnie (m.in. w tym roku) był w finale) i 15 razy zdobywał mistrzostwo kraju.
Choć to szef finansowy Bayernu jest autorem głośnego bon mota „na boisku to pieniądze strzelają bramki”, zawsze uchodził za menedżera wyjątkowo dbałego o finansową dyscyplinę. Podczas gdy inni europejscy giganci w stylu Realu Madryt czy Chelsea Londyn szastali pieniędzmi, Bayern zawsze długo obracał w palcach każdego eurocenta. I dzięki temu Bawarczycy nigdy nie wpakowali się w poważne tarapaty.

Praca z ogłoszenia

Do futbolu Hopfner trafił trochę z przypadku. Wspomina, że jako 31-letni ekonomista odpowiedział na ogłoszenie zamieszczone w sekcji praca dziennika „Sueddeutsche Zeitung”. Bayern szukał pracownika, który pomoże uporządkować klubowe finanse. Wtedy w piłce nie było tak wielkich pieniędzy, jak dziś, więc i kolejka chętnych nie była zbyt długa. Choć Hopfner nie mógł się pochwalić zbyt długim biznesowym doświadczeniem (po studiach pracował trochę w branży przemysłowej), szybko awansował, bo okazało się, że w klubie wielu zna się wprawdzie na futbolu, ale na pieniądzach już niekoniecznie.

10 mln euro tyle wynosił zysk klubu w 2011 r.

Stanowiska nie oddał przez następne 30 lat, stając się jednym z symboli Bayernu. Dla kibiców na zawsze pozostał „tym facetem, który siedzi na trybunach obok Rummenigego i Beckenbauera”. Teraz Hepfner ogłosił, że z końcem roku na własną prośbę odchodzi na wcześniejszą emeryturę.

500 pracowników – poza zawodnikami – zatrudnia Bayern Monachium