O tym, że potrafimy wykorzystać każdy sposób na wyciągnięcie pieniędzy z publicznej kasy, wiadomo nie od dziś.

Opinią taką – często pewnie niezasłużenie – cieszą się korzystający z pomocy społecznej. Od czasu do czasu media donoszą o tym, że pobierający takie wsparcie są np. właścicielami jachtów lub właśnie budują kolejne rezydencje. Obecnie pomoc ta często trafia bowiem nie do osób najbardziej potrzebujących, lecz do cwaniaków, którzy albo tylko formalnie nie mają dochodów, albo z pomocy społecznej uczynili sobie źródło może niezbyt luksusowego, ale wygodnego utrzymania bez konieczności zarobkowania.

I właśnie to ma zmienić nowa ustawa o pomocy społecznej, której założenia przedstawił już rząd. Państwo, zamiast skupiać się na wypłacie zasiłków, co potęguje jedynie roszczeniowość obywateli, ma pracować z osobami, które z różnych przyczyn znalazły się w trudnej sytuacji życiowej. Czyli ma ich nauczyć, jak być cwańszymi i bardziej zaradnymi w świecie, który dynamicznie się zmienia i w którym nic za darmo się nie należy.

Temu ma służyć np. możliwość zarabiania na własnej działalności przez domy pomocy społecznej czy zlecania pracy socjalnej podmiotom niepublicznym. Rozwiązania te mogą przynieść pozytywne wyniki, ale pod warunkiem że będą się koncentrowały na chęci rzeczywistej pomocy najbardziej potrzebującym. W przeciwnym razie mogą stać – wzorem aktywizacji zawodowej bezrobotnych – kolejnym sposobem na wyciąganie publicznych środków lub wydawanie ich tylko po to, aby je wydać.