Jesteście przecież podatnikami, więc także poniesiecie konsekwencje mojej prośby o pomoc, jeżeli tylko zostanie uwzględniona.
Potrzebuję pomocy od państwa i liczę na to, że ją dostanę, podobnie jak spółki z branży budowlanej, które – jak się okazało – są oczkiem w głowie naszej władzy. Przyznam, że warunki brzegowe są trudne. Nie mam żadnej firmy. I nigdy jej nie miałem, nie prowadziłem nawet najmniejszej jednoosobowej działalności. Ale cóż, do odważnych świat należy – założę. Postaram się zresztą, by jak najszybciej stała się firmą istotną dla naszej gospodarki. W dodatku działającą w takim sektorze, który państwo odpuści sobie bardzo niechętnie – bo zatrudnia masę ludzi. Muszę być przekonujący.
Tylko jaka to ma być branża? Budowlanka... to se ne vrati. Infrastruktura kolejowa, związana zresztą z budowlanką? Ale kolejarze nie za bardzo potrafią pieniądze wydawać. Banki? Świetnie, tylko żeby go założyć, trzeba mieć grube pieniądze. Niedobrze, niedobrze. Media mają się słabo, ale co z tego, pomocy nie będzie, nie miejmy złudzeń. Motoryzacja? Rząd pozostaje głuchy na nawet najbardziej racjonalne argumenty, więc odpada. A i tak chwilowo nie byłoby mnie stać na założenie koncernu samochodowego. Łupki, na których rządzącym tak bardzo zależy? To też nie te pieniądze.
Co zrobić? Przecież pojawił się klimat, który nie otaczał biznesu od lat. Wystarczy mieć firmę, która zatrudnia odpowiednio dużo ludzi. Do tego należy głośno krzyczeć, wręcz wrzeszczeć, jaka to mi się krzywda stała. Oczywiście trzeba mieć w kieszeni – tak jak w przypadku drogowców – odpowiedni kontrakt z rządem, który przyniesie mi stratę. I krzyczeć jak najgłośniej, że to nie ja jestem winny biznesowej porażki, gdyż wszedłem w kiepski interes, tylko państwo. Państwo, które cynicznie mi ten kontrakt podsunęło. I doprowadziło do tego, że tysiące pracowników mojej nieistniejącej jeszcze firmy znajdzie się na bruku, cała moja jeszcze niewymyślona branża padnie. Powinienem też założyć jakiś związek firm z mojego sektora, żeby jego przedstawiciele wspomagali mnie w zwracaniu na siebie uwagi. W podobnym celu trzeba wynająć niezależnych ekspertów. Ale to poźniej. Jaka branża?
Reklama
Przy tym nie bójmy się takich mechanizmów, jak np. audyt. Firma może być w kiepskiej formie i nikt o tym nawet nie piśnie. W przypadku spółek budowlanych audyt był, ale niewiele dał. Wszystko odbyło się „zgodnie z prawem” i tyle. Przyznam, że jest mi tylko żal naiwniaków, którzy weszli w akcjonariat tych firm. Stracili krocie, przy których Amber Gold może się schować. To nie są miliony, tylko miliardy złotych. Oczywiście naiwniacy to również – świadomie czy nie – my wszyscy, choćby ze względu na fundusze emerytalne, które chętnie w budowlankę inwestowały. Trudno zresztą, żeby było inaczej, sektor prezentował niezłe wyniki, które okazały się niezbyt zgodne z rzeczywistością.
Przy tym nie można bać się jednego: odpowiedzialności. Owszem, kiedy mój nieistniejący interes okaże się wydmuszką, mogę stracić nieźle płatne stanowisko prezesa. Może przejdę wtedy do rady nadzorczej? To dobre miejsce w momencie, kiedy zwrócę się o pomoc do państwa. Poza tym włos mi z głowy nie spadnie, podobnie jak tym z budowlanki, którzy nabrali ludzi na miliardy złotych. W całej tej aferze z kontraktami drogowymi jeden jedyny, który poniósł jakieś konsekwencje, to biedny Chińczyk z Covecu. Towarzysze jednak się na niego wkurzyli za zawalenie sprawy w Polsce i zamknęli w areszcie domowym. Ale tutaj, nad Wisłą, nic szczególnego nikomu się nie stanie.
No tak, ale dalej nie wiem, jaką firmę mam założyć i w jakiej branży, żeby było dobrze. Żeby wyjść przed publiczność, na przykład tak jak całkiem niedawno były prezes Polimeksu-Mostostalu, i bez zmrużenia oka obwieścić światu, że „w bardzo trudnych realiach rynkowych dla budownictwa nasz wynik netto uplasował się na dobrym poziomie”. A zaraz potem ogłosić gigantyczną stratę i zaangażować państwo w ratowanie firmy.
Tylko jaką firmę trzeba teraz mieć, żeby robić takie sztuczki? Jakiej branży się trzymać? Nie wiem... Pomocy!