Zarówno szef Rady Europejskiej jak i Niemcy chcą odłożyć rozmowy o budżecie strefy euro na później.

W nowej wersji raportu o zacieśnianiu eurolandu szef Rady Europejskiej Van Rompuy potwierdził ideę budżetu eurolandu "w długiej perspektywie"; szczegóły będą ustalone na szczycie w grudniu. Dokument wydaje się mniej ambitny ws. euroobligacji i unii bankowej.

"W dłuższym okresie" trzeba zbadać możliwość "zasobów budżetowych dla unii walutowej i gospodarczej" - czytamy w opublikowanym w piątek dokumencie. "To może przybierać różne formy, trzeba będzie je bardziej szczegółowo zbadać przed grudniowym szczytem Rady Europejskiej" - wyjaśniono w raporcie, który przewodniczący Rady Europejskiej Van Rompuy przygotował na najbliższy szczyt UE 18-19 października.

To potwierdza wcześniejsze deklaracje dyplomatów, że zarówno szef Rady Europejskiej, jak i Niemcy chcą odłożyć debatę o budżecie eurolandu na później. Tak, by nie łączyć tematu z negocjacjami budżetowymi w sprawie nowego budżetu UE na lata 2014-20, któremu ma być poświęcony szczyt 21-22 listopada. Szczyt październikowy ma się natomiast skoncentrować na najbardziej pilnym elemencie zacieśniania eurolandu, czyli unii bankowej, której pierwszym etapem jest wspólny nadzór bankowy.

Celem budżetu eurolandu byłoby "łagodzenie szoków" niektórym państwom w kryzysie np. na rynku pracy w przypadku dużego bezrobocia, czy też "ułatwienie reform strukturalnych", które podnoszą konkurencyjność i potencjał wzrostu. Byłaby więc to forma "ograniczonej solidarności budżetowej" zwłaszcza z państwami Południa, które dokonują ciężkich reform. Ale w zamian ze te "czasowe zachęty finansowe" kraje eurolandu zawierałyby z instytucjami UE "indywidualne kontrakty", w których zobowiązywałyby się do reform na rzecz wzrostu gospodarczego i zatrudnienia.

Reklama

Dokument wydaje się jednak mniej ambitny niż poprzednia wersja raportu opublikowana na szczyt w czerwcu, bo nie mówi wprost o możliwości emisji wspólnych obligacji przez euroland. W czerwcu Van Rompuy zapowiadał, że w perspektywie średnioterminowej jako element unii fiskalnej "można by rozważyć emisję wspólnego długu". Ten zapis bardzo skrytykowały Niemcy, które kategorycznie odrzucają pomysł euroobligacji. W nowej wersji raportu mówi się jedynie, że "kluczowym aspektem zasobów budżetowych (eurolandu), które muszą być dokładnie przeanalizowane, będzie możliwa zdolność (tego budżetu eurolandu) do pożyczania". Dokument podtrzymuje natomiast, że pełna unia fiskalna oznaczałaby stworzenie na szczeblu strefy euro organu fiskalnego - jak ministerstwo finansów.

Mniej ambitne są też zapisy o unii bankowej. Czerwcowa wersja raportu mówiła nie tylko o wspólnym nadzorze bankowym i systemie działań na wypadek niewypłacalności banków, ale także o wspólnym gwarantowaniu depozytów bankowych zwykłych klientów. Teraz mówi się jedynie o "narodowych systemach gwarantowania depozytów zbudowanych na wspólnych standardach". Wspólnemu funduszowi gwarantowania depozytów sprzeciwiają się Niemcy, które obawiają się gwarantowania depozytów krajom nieposiadającym własnych krajowych funduszy. Chodzi o tzw. fundusze ex-ante gwarantowania depozytów, na które składają się same banki. Takie fundusze mają m.in. Niemcy, Szwecja, Hiszpania i Polska, ale część krajów ma tylko obowiązkowe gwarantowanie depozytów o wartości do 100 tys. euro, które w razie upadku banku wypłaca państwo.

Co do pierwszego etapu unii bankowej, czyli wspólnego nadzoru bankowego, w raporcie napisano, że ma być on "goszczony" przez Europejski Bank Centralny (EBC). Nadzór ten będzie obejmował "strefę euro i będzie otwarty na wszystkie kraje członkowskie", dodano. W tym kontekście podkreślono wagę "równowagi pomiędzy prawami i zobowiązaniami wszystkich krajów uczestniczących" we wspólnym nadzorze.

Tymczasem podstawa prawna obecnej propozycji KE wspólnego nadzoru (artykuł traktatu UE o EBC) nie daje takich samych uprawnień krajom spoza euro, jak krajom eurolandu, które zasiadają w zarządzie EBC. Ponieważ propozycję tę odrzuciły Polska i Szwecja, KE i EBC szukają teraz sposobów, by państwom spoza eurolandu dać - jak mówił niedawno komisarz UE Michel Barnier - "wystarczające" prawo głosu w radzie wspólnego nadzoru. Jak wskazały źródła dyplomatyczne, dla Polski członkostwo w tej radzie jest "tylko instrumentem" do uzyskania "gwarancji bezpieczeństwa dla polskich banków". Taką gwarancją dla krajów strefy euro jest możliwość bezpośredniego dokapitalizowywania banków z funduszu ratunkowego euro (EMS); takiego instrumentu dotąd nie mają kraje spoza euro, które przystąpią do wspólnego nadzoru.