Komisja Europejska w następnej perspektywie finansowej na infrastrukturę transportową przeznaczy dodatkowo około 10 mld euro. Bruksela zachęca Polskę, by brała udział w tych projektach. Warszawa jest jednak sceptyczna.
Według naszych informacji wszystko przez to, że przy ich realizacji obowiązują ostrzejsze rygory niż przy projektach w ramach polityki spójności.
Pieniądze, które KE przeznaczy na ten cel, będą pochodzić z kasy niezależnej od polityki spójności (Connecting Europe Facility). Unia dofinansuje od 80 do 85 proc. kosztów inwestycji.
Tym, co może zniechęcać Polskę, są inne niż w przypadku funduszy spójności zasady wydawania pieniędzy i realizowania projektów. O ile w przypadku wspomnianych inwestycji niewydane pieniądze można starać się przekierować na inne projekty (np. z dróg na koleje itp.), o tyle tu jest to niemożliwe. Pieniądze, które nie zostaną prawidłowo wydane, po prostu przepadają. I jeśli Polska w trakcie realizacji lub nawet tylko po podpisaniu umowy wycofałaby się z jakiejś inwestycji, straciłaby całe dofinansowanie. Do tego i tak musiałaby wyłożyć swoją działkę – czyli 15 – 20 proc. kosztów całości. Zgodnie z kalendarzem Warszawa już powinna zacząć składać pierwsze wnioski.
Reklama
Komisja przygotowała listę inwestycji, w które chciałaby wciągnąć Polskę. To projekty dotyczące połączeń (zarówno drogowych, jak i kolejowych) transgranicznych. Ważne miejsce wśród nich zajmuje Korytarz Bałtycko-Adriatycki. Polska miałaby wziąć udział w pracach przy sześciu z trzynastu odcinków: Kowno-Warszawa-Katowice, Gdynia-Gdańsk-Katowice/Sławków, Gdańsk-Warszawa, Katowice-Ostrawa-Brno-Wiedeń, Szczecin/Świnoujście-Poznań-Wrocław-Ostrawa i Katowice-Żilina-Bratysława-Wiedeń.