Producenci występują przeciwko sieciom handlowym, domagając się zwrotu opłat półkowych. W tym roku przed sądami toczy się ponad 300 takich spraw, dwa razy więcej niż w 2010 r.
Wzrost liczby spraw potwierdzają kancelarie prawne specjalizujące się w takich procesach. – Przeprowadzamy łącznie kilkadziesiąt spraw z tego tytułu. Mamy dwa razy więcej klientów niż rok temu, a niemal każdy składa pozew przeciwko kilku sieciom jednocześnie. Rekordziści domagają się zwrotu opłat półkowych od ponad 10 sieci – mówi Łukasz Misiak, radca prawny współpracujący ze spółką Wertus Profesjonalna Windykacja. Dodaje, że dziennie otrzymuje również przynajmniej po kilka telefonów od dostawców, którzy zastanawiają się nad wytoczeniem sprawy handlowcom.
Do prowadzenia kilkudziesięciu spraw przyznaje się też spółka SAF. – Można mówić o podwojeniu ich liczby w porównaniu z rokiem ubiegłym – zauważa Marcin Gąszczak, prezes SAF.
Prawnicy wiążą nasilenie się zjawiska ze spowolnieniem gospodarczym. – Łatwego pieniądza szukają producenci i dostawcy, którzy nie mają już nic do stracenia, czyli nie zależy im na współpracy z sieciami handlowymi – twierdzi Robert Szczepanek, radca prawny w kancelarii Causa Finita Commercial Real Estate Law Firm, gdzie liczba spraw potroiła się w porównaniu z 2011 r.
Pójście na wojnę w trakcie współpracy z siecią handlową wiąże się z zerwaniem kontraktu. Choć można znaleźć przykłady firm, których produkty zniknęły z półek po sądowych sporach, a następnie na nie wróciły, bo domagali się tego klienci. – Na przykład jedna ze spółdzielni mleczarskich kilka miesięcy po sprawie wróciła do współpracy z dużą siecią handlową, ale na innych warunkach – dodaje Łukasz Misiak.
Reklama
Na procesy coraz częściej decydują się też syndycy upadających spółek. Dzięki temu zyskują gotówkę na spłatę zobowiązań. Tu przykładem może być kolejna spółdzielnia mleczarska. Jej syndykowi udało się w tym roku wygrać już z Selgrosem, od którego otrzymał ok. 100 tys. zł tytułem zwrotu nienależnie pobranych opłat, oraz podpisać ugodę z Intermarchem i Carrefourem. Ten ostatni wypłacił odszkodowanie w wysokości ponad miliona złotych. Obecnie trwają jeszcze sprawy przeciwko Kauflandowi i Polomarketowi, a w planach ma pozwy przeciw Realowi, Makro Cash & Carry oraz Stokrotce.
Choć dostawcy coraz częściej wygrywają sprawy, nie chcą się tym chwalić. Nasi rozmówcy tłumaczyli, że obawiają się negatywnych reakcji ze strony sieci, z którymi nadal współpracują. Nieoficjalnie przyznają, że chętniej walczą o swoje, bo ostatnio szybciej zapadają rozstrzygnięcia – w ciągu kilku miesięcy, najwyżej roku. Nie trzeba już czekać jak kiedyś kilka lat. Bywa, że sieci godzą się na ugodę już na etapie postępowania pojednawczego.
Do tego, jak pokazuje doświadczenie firm, które już wygrały, do odzyskania w ten sposób są miliony. – W portfelu naszych spraw znajdują się wierzytelności od kilkudziesięciu tysięcy do 5 milionów złotych – deklaruje Marcin Gąszczak.
W przyszłości odzyskanie opłat półkowych może być trudniejsze. Sieci handlowe zmieniają bowiem taktykę. Nie ma „półkowego”, pojawiają się za to nowe pozycje. Dziś można się spotkać z opłatą wizerunkową, za ogłoszenie w radiowęźle sieci, za badanie rynku, konsultacje czy opłatę związaną z otwarciem nowego marketu.
Sieci przyznają, że pobieranie pewnych opłat jest niezbędne. – Jednak nie są to opłaty półkowe, bo te są nielegalne. Nie można od nich uzależniać wejścia do sieci. Opłaty, które pobieramy, są konsultowane z dostawcami i służą wsparciu sprzedaży – komentuje Błażej Patryn z firmy Piotr i Paweł.
Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza największe sieci handlowe, uważa, że pobieranie takich opłat przez sieci jest koniecznością. – Konkurujący ze sobą producenci starają się jak najlepiej na wielkiej powierzchni sklepów wyeksponować swój produkt. To kosztuje. Do tego sieci przejmują na siebie część obowiązków, które w normalnych warunkach powinny należeć do dostawców – podkreśla.