Szef największego telekomu na polskim rynku nie ma teraz łatwego życia. Po ogłoszeniu słabych wyników za trzeci kwartał i zrewidowaniu w dół prognoz finansowych kurs akcji kierowanej przez niego spółki zanurkował do tak niskiego poziomu, na jakim ostatni raz był w maju 2003 r. Maciej Witucki musi częściej niż zwykle odpowiadać na kłopotliwe pytanie inwestorów dotyczące fundamentalnej kwestii: czy będąca przez lata spółką dywidendową Grupa TP przestaje być bezpieczną przystanią?
„Pora na diametralne zmiany i wcale mi nie chodzi o zmiany w zarządzie, tylko o zmiany w strategii spółki. Diametralne. TP powinna sobie przypomnieć, jaki jest jej największy i najbardziej przyszłościowy potencjał, to, co umie robić: infrastruktura”. Tak napisała wczoraj na swoim facebookowym profilu Anna Streżyńska, była prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, po tym jak Grupa TP ogłosiła, że jej zyski w II kw. stopniały o 18 proc., a przychody skurczyły się o 5,7 proc. do 3,47 mld zł.
Gdy w listopadzie 2006 r. 36-letni wówczas Witucki obejmował największą polską firmę telekomunikacyjną, była ona u szczytu formy. Za jedną akcję inwestorzy płacili ponad 22 zł, o ok. 43 proc. drożej niż dziś. Nowy szef znał się na finansach i bankowości, bo wcześniej szefował m.in. bankom Cetelem i Lukas, ale nie na telekomunikacji. Był jednak obiecującym menedżerem, na dodatek władającym biegle francuskim i po słynnej uczelni francuskich elit École Centrale w Paryżu. Dla France Telekom, większościowego właściciela TP, nie mogło to być bez znaczenia. Choć był nowicjuszem w branży telekomunikacyjnej, przez pierwsze trzy lata pod jego wodzą spółka utrzymywała wyraźnie pozycję lidera rynku. Było to widać w wynikach. Przychody na koniec 2006 r., a także w dwóch kolejnych latach, przekraczały 18 mld zł. Zyskowność utrzymywała wysoki poziom pomiędzy 7 a 8 mld zł rocznie. Tąpnięcie nastąpiło w 2009 r. Wpływy spadły z ponad 18 mld zł do 16,6 mld zł. W podobnej skali zmniejszyła się też rentowność.
Analitycy tłumaczą, że na taką sytuację złożyło się kilka czynników: na rynku dwa lata wcześniej pojawił się Play, który dzięki korzystnej polityce regulacyjnej rozpoczął agresywną wojnę cenową i zaczął odbierać większym rywalom setki tysięcy klientów każdego roku. Konkurencja sprawiła, że spadły ceny, co obniżyło wpływy. A za TP dodatkowo, jako tzw. operatora zasiedziałego, wziął się Urząd Komunikacji Elektronicznej pod wodzą Anny Streżyńskiej, która chciała podzielić go na część hurtową i detaliczną lub zmusić do inwestycji.
Reklama
Wituckiemu udało się uniknąć podziału. Umocniło to jego pozycję u francuskiego właściciela, musiał jednak podpisać porozumienie z UKE, zobowiązujące go do inwestycji w szerokopasmowy internet. Regulator otworzył także infrastrukturę TP dla konkurentów. Z punktu widzenia rynku i klientów było to bardzo korzystne. Z punktu widzenia TP i jej prezesa oznaczało kolejne pogorszenie warunków biznesowych i osłabienie pozycji. Tym bardziej że w kolejnych latach walka między operatorami tylko się zaostrzała.
– Wojna cenowa zaostrzyła się za sprawą ofert bez limitu, które obniżyły średni przychód na abonenta w segmencie biznesowym o prawie 10 proc. I ten trend raczej się nie zmieni – tłumaczy Przemysław Sawala-Uryasz, analityk UniCredit CAIB. I dodaje, że w obecnej sytuacji rynkowej nie widać sposobu na odwrócenie spadku przychodów. – To problem, który dotyczy całego rynku – dodaje.
Ceny usług spadają, a powstającej z tego powodu dziury w przychodach nie udaje się na razie zasypać mobilnym internetem ani usługami dodatkowymi. Choć Grupa TP na tym polu działała ostatnio aktywnie: mocniej weszła w telewizję, podpisując strategiczne partnerstwo z TVN i platformą n, zaczęła oferować internet o prędkości 80 Mbit/s wraz z telewizją, a niedawno wprowadziła pakiet pięciu usług. Na rynku dla firm próbuje natomiast oferować rozwiązania informatyczne. Problem w tym, że nie jest sama, konkurencja robi to samo, a rynek nie jest już tak chłonny jak kiedyś. Anna Streżyńska uważa, że w tym miejscu spółka popełnia największy błąd. – Zarząd toczy boje z wrogami zewnętrznymi o prawo do pozostania detalicznym liderem, którym już dawno nie jest, co mocno uwarunkowane jest brakiem regulacji hurtowej. A powinien się skupić na froncie udostępniania infrastruktury i usług hurtowych nie tylko operatorom, lecz także dostawcom treści – uważa była prezes UKE.
Choć słabe wyniki zachwiały kursem TP, nie zachwiały raczej pozycją Macieja Wituckiego – twierdzą obserwatorzy. Niektórzy spodziewali się zmiany w tym roku, ale Maciej Witucki został na trzecią kadencję, czyli do 2015 r. Francuzi mają świadomość, że rynek obiektywnie trudny jest dla wszystkich, ale przed TP jest jeszcze wiele innych wyzwań. Maciej Witucki już się sprawdził i – co wytykają konkurenci – udało mu się pozyskać przychylność regulatora.
Podczas niedawnego forum funduszy private equity w Warszawie, jak już pisaliśmy w DGP, Maciej Witucki porównał telekomy do wielkich bombowców, którym na jednym skrzydle wprawdzie płoną już silniki, ale na drugim jeszcze dobrze pracują. – Rynek, a tym samym TP, jest w fazie wielkiej zmiany. Pytanie, czy należy wymieniać pilota w trakcie takiego lotu. Wyniki są wprawnie słabe, ale pytanie, czy gdyby nie zręczność pilota, nie byłyby jeszcze gorsze. Bo silniki płoną, ale bombowiec leci, a nie pikuje – zastanawia się Przemysław Sawala-Uryasz.
Jaki kurs operator obierze przez najbliższe lata? Maciej Witucki ma przedstawić nową strategię na początku przyszłego roku.
ikona lupy />
Wyniki Telekomunikacji Polskiej / DGP