Na 90 przekazanych Polsce spraw 73 pozostały bez odzewu – mówi Giovanni Kessler, dyrektor generalny OLAF.
Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) wszczął postępowanie w sprawie korupcji i nieprawidłowości przy informatyzacji polskiej administracji. Chodzi o przypadek korupcji w Centrum Projektów Informatycznych dawniej podległym MSWiA, dziś MAiC.
Informacje o śledztwie są poufne, zostało wszczęte na początku tego roku. Dziś w Unii każde wydane euro jest brane pod lupę, a nieprawidłowości przy wydawaniu unijnych funduszy są coraz częściej ścigane. W 2011 r. w wyniku dochodzeń OLAF odzyskano 691 mln euro, a sądy państw członkowskich wydały wyroki na łącznie 511 lat pozbawienia wolności. W tym czasie prowadził 463 dochodzenia, z czego 208 zakończył.
OLAF powstał w 1999 r. jako instytucja niezależna od Komisji Europejskiej. Jej zadaniem jest ściganie nadużyć finansowych: korupcji, niegospodarności, łamania terminów przy wydatkowaniu dotacji unijnych. Jest postrachem w krajach członkowskich. Jak mówi jeden z ekspertów ds. funduszy unijnych, „gdy zjawia się OLAF, to urzędnicy mogą już zwijać swoje rzeczy z biurek”. Jeśli chodzi o Polskę, największe zastrzeżenia unijni śledczy mają do braku odzewu polskiego sądownictwa na wezwania OLAF. Na większy opór urząd napotyka w Słowenii, na Malcie i na Cyprze.
Jak wypada Polska na tle innych państw Unii, jeżeli chodzi o nieprawidłowości pojawiające się przy wydatkowaniu funduszy unijnych?
Reklama
Polska jest dużym krajem i jednym z większych odbiorców funduszy, w związku z czym trudno porównywać ją z innymi państwami. Proporcjonalnie do wielkości środków, z których korzysta Polska, sytuacja nie jest zła. Ale nie jest idealnie. Widzimy dwie szczególnie istotne kwestie.
Jakie?
Pierwsza to kwestia sądownictwa. Wykrywanie nieprawidłowości w dużej mierze leży na barkach krajowych wymiarów sprawiedliwości. Dla nas niezwykle istotna jest odpowiedź władz sądowniczych państw, w których prowadzimy sprawy. Niestety, jak wynika z danych, na przestrzeni ostatnich pięciu lat proporcja między liczbą śledztw lub postępowań, jakie OLAF przekazał polskim władzom sądowniczym, a liczbą odpowiedzi od nich jest bardzo niska.
U nas jest gorzej niż w innych krajach?
Podam dane za ostatnie pięć lat: od 2006 do 2011 r. przekazaliśmy polskiemu wymiarowi sprawiedliwości 90 spraw, z tego aż 73 pozostały bez odzewu. Innymi słowy, aż w 80 proc. przypadków polskie sądy nie zareagowały. To jeden z wyższych odsetków w Europie. Co więcej, w przypadku spraw, na które otrzymaliśmy odpowiedź od władz, tylko w sześciu przypadkach zapadł jakiś wyrok. To naprawdę bardzo mało: 6 z 90 spraw zakończyło się wyrokiem. To daje niecałe 7 proc.
Wiadomo, dlaczego tak się dzieje?
Nie chciałbym za to winić polskich urzędów, bo współpraca z nimi jest naprawdę dobra. Problem jest raczej systemowy – polega na tym, że system europejski różni się od krajowego, w tym także polskiego. Stąd przeszkody, na które natrafiamy, i opóźnienia, jakie w ich wyniku powstają. Kłopot w tym, że OLAF nie ma odpowiednich narzędzi do tego, aby nakazać krajowym instytucjom zajęcie się tymi sprawami. Ale mimo wszystko musimy pilnować wydawania unijnych pieniędzy, szczególnie teraz, podczas kryzysu ekonomicznego.
Ale mówił pan o dwóch kwestiach, w których Polska ma największe problemy. Jaka jest zatem ta druga?
To przemyt papierosów, jednak w tym wypadku nie ma to związku ze skutecznością działania polskich władz. Jest raczej tak, że polskie władze ponoszą konsekwencje tego, że w wojnie z przemytnikami Polska jest na pierwszej linii frontu. Papierosy ze Wschodu trafiają na czarny rynek, zarówno w Polsce, jak i Niemczech. Jest to duże wyzwanie dla polskich władz, przede wszystkim straży granicznej, która dobrze wykonuje swoją pracę, walcząc z nielegalnym handlem. Jednak to nie jest tylko polski problem. Zmiany muszą dotyczyć całej Unii. By poprawić sytuację, chcemy wprowadzić kary dla producentów papierosów, jeżeli ich produkty zostaną znalezione w przemycie. To bowiem będzie oznaczać, że firma nie prowadzi odpowiedniej kontroli dystrybucji. Będą musieli zapłacić tzw. civil penalty, czyli kary cywilne.
W ubiegłym roku OLAF otrzymał ponad tysiąc zgłoszeń o prawdopodobnych nieprawidłowościach, z tego zaledwie 54 pochodziły od władz państw członkowskich. Jak na tym tle wypada Polska, czy nasze władze są skłonne zawiadamiać o problemach, jakie występują z funduszami unijnymi?
Rzeczywiście liczba zgłoszeń prywatnych jest wielokrotnie większa od tych oficjalnych, pochodzących od władz. Jednak wcale nie zależy nam, aby o wszelkich nieprawidłowościach zawiadamiały nas władze, bo z wieloma same sobie doskonale potrafią dać radę. OLAF powinien być zawiadamiany wtedy, gdy sprawa ma zasięg międzynarodowy lub gdy same władze danego kraju wolałyby, byśmy to my zajęli się postępowaniem. Bo na przykład z jakiegoś powodu same mają z tym problem. Z drugiej strony od kilku lat liczba publicznych zgłoszeń spada, a liczba zgłoszeń od obywateli, prawników, organizacji pozarządowych rośnie. Szacujemy, że pod koniec tego roku będzie ich łącznie około 1,3 tys., czyli o jedną trzecią więcej niż w ubiegłym. To wskazuje, że problem defraudacji, korupcji czy innych nieprawidłowości przy wydatkowaniu funduszy nie maleje. Tylko władze nie zawsze chcą o tym głośno mówić. Bardzo podobnie jest w Polsce, większość informacji, jakie otrzymujemy, pochodzi od osób prywatnych.
Kto może zawiadomić OLAF?
Praktycznie każdy: od zwykłych obywateli przez urzędników, prawników, organizacje pozarządowe i oczywiście same władze krajowe. Zanim rozpoczniemy śledztwo, każde takie zgłoszenie jest analizowane pod kątem tego, czy jest potencjał do rozpoczęcia kontroli.
Jak wygląda postępowanie podejmowane przez OLAF?
Do rozpoczęcia śledztwa kwalifikuje się 20–25 proc. zgłoszonych spraw, obecnie prowadzonych jest ich około 200. Oczywiście sama decyzja o rozpoczęciu postępowania wcale nie przesądza o tym, jakie kroki konkretnie zostaną podjęte. W pierwszej kolejności decydujemy, czy sami będziemy się kontaktować z podejrzanymi, czy za pośrednictwem władz krajowych, które potencjalnie mają lepsze rozeznanie w środowisku i w lokalnym prawie. Oczywiście każde śledztwo prowadzone jest bezpośrednio na miejscu potencjalnych nieprawidłowości. Czasem trwa kilka miesięcy, czasem kilka lat. Wszystko zależy od stopnia skomplikowania sprawy, a także od tego, czy nie obejmuje ona kilku państw Unii, a nawet państw trzecich.
Obecnie OLAF nie ma żadnych uprawnień dyscyplinujących czy wymuszających działania na władzach krajowych. Czy w związku z tym planuje się nadanie mu nowych kompetencji?
OLAF jako taki raczej nie będzie miał zwiększanych uprawnień. Ale trwają prace nad utworzeniem biura europejskiej prokuratury, która miałaby chronić interesy finansowe Unii. W OLAF jesteśmy zwolennikami tego rozwiązania, bo prokurator będzie miał spore uprawnienia do wspomagania naszych działań. Dzięki temu mają zostać między innymi wzmocnione nasze uprawnienia śledcze. OLAF obecnie nie ma możliwości, by wymagać informacji bankowych czy telekomunikacyjnych, które są przecież bardzo przydatne przy rodzaju przestępstw, jakie sprawdzamy. Nie możemy też dyscyplinować władz krajowych. Powstanie urzędu prokuratora bardzo ułatwiłoby więc nam działania i przyspieszyło śledztwa.
ikona lupy />
Kessler jako szef OLAF to postrach nieuczciwych urzędników AP / DGP