"Dla uważnych obserwatorów tego, co działo się w ostatnich tygodniach w Stanach Zjednoczonych, szczególnego zaskoczenia nie było. Chociaż trzeba przyznać, że wybory były niezwykle pasjonujące. Sytuacja do ostatniej chwili mogła się w jedną lub drugą stronę przeważyć. Patrząc na kampanię, wiadomo było, że w tym ostatnim czasie będzie się toczyła w sposób zintensyfikowany, ze względu na te stany wahające się.

Na wynik złożyło się kilka przyczyn. Warto pamiętać, że czynniki ekonomiczne w ostatnim czasie się zmieniły na korzyść Obamy. Co ważne z punktu widzenia Amerykanów, spadło bezrobocie poniżej tej psychologicznej bariery ośmiu procent. Co prawda na 7,9 procent, ale jednak.

Myślę także, że duże znaczenie miał huragan, który uderzył we wschodnie wybrzeże USA. Do tej pory nie było takiej sytuacji, żeby tuż przed wyborami kandydaci na prezydenta musieli się z taką sytuacją zmierzyć. W tym przypadku to Barack Obama był bardziej skuteczny.

W pewien sposób Romney'owi mogła zaszkodzić długo nie ujawniana informacja o jego przynależności do Mormonów. Materiały, które także w polskich telewizjach można było zobaczyć, wskazywały, że niekoniecznie Amerykanie pozytywnie są do tego faktu nastawieni, tym bardziej, że akurat przynależność religijna głowy państwa nigdy nie była dotąd szczególnie skrywana."

Reklama

>>> Czytaj też: Barack Obama zwyciężył wybory prezydenckie w USA

>>> Czytaj też: To były najbardziej ekstremalne wybory w historii USA