15 tys. dolarów kosztuje jedna z pierwszych puszek na świecie wyprodukowanych przez Gottfrieda Kruegera w 1933 r. Z dwóch tysięcy zachowało się tylko kilka egzemplarzy, które są marzeniem wszystkich kolekcjonerów.
Dwa pokoje od podłogi po sufity. Zastawione są wszystkie ściany. Ale i tak nie wszystko się mieści, wiele puszek jest spakowanych w kartony – nauczyciel mechaniki samochodowej Ireneusz Kulczycki z Bydgoszczy zapala się zapytany o swoją kolekcję puszek po piwie. – Wszystko zaczęło się na samym początku lat 90. Wtedy była taka mała moda na zbieranie kolorowych puszek po napojach, które właśnie zaczęły zalewać nasz rynek. Mój syn Łukasz, podobnie jak jego koledzy ze szkoły, też je zbierał. Kiedy było ich już tak dużo, że zaczęły spadać z meblościanki przy najmniejszym jej poruszeniu, trzeba było podjąć decyzję: albo wszystko wyrzucamy, albo robimy z tym porządek – wspomina Kulczycki. Chłopakowi hobby już się znudziło, za to wciągnęli się jego rodzice, szczególnie ojciec, i to on przejął kolekcję. Postanowił jednak skupić się tylko na puszkach po piwie.
– I tak od ponad 20 lat zbieram już te puszki. Mam ich łącznie ponad sześć tysięcy. Ale to jeszcze nic. Jest w Polsce kolekcjoner z 14 tysiącami, a najlepsi w Stanach dochodzą do 50 tysięcy puszek. Ja nie mam ambicji mieć największej kolekcji. Skupiam się coraz bardziej na jej wyjątkowości. Oprócz starań, by mieć wszystkie polskie puszki, stosuję system OC-OC, czyli „one country-one can”, po jednej puszce z każdego państwa – dodaje Kulczycki.
Kulczycki nie jest wcale wyjątkiem. Kolekcjonerzy monet, znaczków, plakatów, winyli czy pocztówek to nic zaskakującego. Ale to tylko wierzchołek kolekcjonerskich pasji. Równie duże emocje budzą i czasem – jak się okazuje – mają sporą wartość materialną także, wydawać by się mogło, śmieciowe zbiory: puszki, karty telefoniczne, pudełka po zapałkach czy nawet czyste kasety. Także te zwykłe użytkowe produkty mają swoich fascynatów z ogromnymi kolekcjami, głęboką wiedzą o ich historii oraz materiałach, z jakich są wytworzone, i z białymi krukami, których ceny osiągają czasem zawrotną wysokość.

Butelka warta ćwierć miliona

Reklama
Ron Throckmorton z Wilwood w stanie Montana zbiera butelki po oleju, Darryl DeLozier – opakowania żyletek. W internecie można znaleźć miłośników pudełek na lunch, guzików i torebeczek z cukrem, a nawet torebek przydatnych w podróży, gdy dopadnie nas choroba lokomocyjna. Jeden z kolekcjonerów posiada zbiór tak ogromny, że musiał go podzielić na torebki lotnicze, kolejowe, samochodowe i morskie.
W Polsce takich pasjonatów też nie brakuje. Stanisław Karżewicz zbiera karty telefoniczne, do pełnej kolekcji brakuje mu 100 sztuk. Maria Radziwolska z Jaworzna kolekcjonerstwem zajmuje się od początku lat 70. Zaczęła od gromadzenia torebek z galaretkami, budyniami i kisielami. Ma ich łącznie ponad 600 z ponad 40 firm. Potem zaczęła zbierać woreczki po mleku. Tych zgromadziła już blisko 500. Przez długi czas całkiem prężnie rozwijała się w Polsce też filumenistyka, czyli kolekcjonerstwo opakowań i etykiet zapałczanych. Dziś ta pasja jest w zaniku, gdyż produkowane obecnie pudełka zapałek posiadają zazwyczaj nadruki. Natomiast jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku w sieci kiosków Ruchu sprzedawane były zestawy etykiet zapałczanych specjalnie dla kolekcjonerów (podobnie jak zestawy znaczków pocztowych czystych lub stemplowanych).
Za to coraz większą rzeszę kolekcjonerów stanowią birofile zbierający gadżety i opakowania związane z piwem. Funkcjonuje nawet kilka skupiających ich stowarzyszeń. Osobną podgrupę stanowią fani puszek, jest ich już na tyle dużo, że założyli Polski Klub Zbieraczy Puszek, w którym aktywnie udziela się ponad 20 osób. Każda z nich ma swoją własną metodę zbierania. Krzysztof Ochla z Poznania kolekcjonuje tylko puszki wyprodukowane w edycjach, zaś Marcin Gross z Krakowa skupił się na beczkach na piwo.
– Moja kolekcja nie jest aż tak zaskakująca. Zbieram butelki i puszki, ale tylko wyprodukowane przez Coca-Colę – mówi Maciej Ignaszczak z Poznania. Zaczął je kolekcjonować 15 lat temu, doszedł już do blisko dwóch tysięcy sztuk i przekonuje, że to tylko drobna część wszystkich opakowań wyprodukowanych przez koncern. – W wielu krajach zarówno butelki, jak i puszki mniej lub bardziej znacznie różnią się od siebie, dochodzą do tego jeszcze specjalne edycje. Jestem dumny np. z puszki, jaką zdobyłem, a która w ogóle nie pojawiła się na komercyjnym rynku: to edycja z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej. Wyprodukowano ich tylko kilkaset sztuk i tylko dla pracowników polskiego oddziału firmy – opowiada Ignaszczak. Podobnie jednak jak dla innych kolekcjonerów produktów Coca-Coli, prawdziwym wyzwaniem są dla niego pierwsze edycje charakterystycznych butelek napoju. Szczególnie że zdobycie jednej z nich byłoby też niezłą gratką finansową. Rok temu na aukcję trafił prototyp butelki z 1915 r., kiedy to założyciele marki zauważyli, że dobrym pomysłem byłoby stworzenie butelki, która pozwoliłaby na odróżnienie Coca-Coli od innych napojów. Pękatą butelkę zaprojektował Earl R. Dean, jednak miała ona pewną wadę. Średnica butelki w najszerszym miejscu była zbyt duża w stosunku do podstawy, co sprawiało, że przewracałyby się one na taśmie produkcyjnej. Prototyp, który nigdy nie trafił na rynek, został sprzedany za 240 tys. dol. Jeszcze wyższą cenę, bo aż 288 tys. dol., osiągnął pierwszy szkic butelki stworzony własnoręcznie przez jej autora. – Czasem marzy się, by trafić na takiego kolekcjonerskiego białego kruka, ale naprawdę mało kto z nas zajmuje się takimi poszukiwaniami – zapewnia Ignaszczak.
– Mój najcenniejszy zapewne eksponat, choć nigdy nie sprawdzałem, ile mógłby być wart na rynku, to stalowa puszka po piwie Rheingold Extra Dry Lager Beer wyprodukowana w Liebmann Breweries między 1950 a 1957 r. – opowiada Kulczycki. – Puszka została znaleziona podczas remontu domu w Nowym Jorku w 2010 r. i dostałem ją zupełnie za darmo od znajomego ze Stanów – dodaje.

Poszukiwana puszka z Kijowem

Większość kolekcjonerów zdobywa swoje eksponaty w taki właśnie sposób – w czasie podróży albo od rodziny i znajomych. – Pewnie, że można wyłożyć kilkanaście tysięcy złotych i kupić gotowy zbiór kilku tysięcy puszek, ale co to za frajda. Czasem zdarza mi się odkupić jakiś egzemplarz na Allegro, ale staram się, by to nie był wydatek większy niż 5–10 zł – zapewnia Kulczycki.
Najlepszą okazją do zdobycia ciekawych okazów są organizowane raz na jakiś czas giełdy dla poszczególnych kolekcjonerów. Sporo ich odbywa się w Wielkiej Brytanii i Pradze. Coraz częściej jednak także u nas. Najbliższa birofilistyczna odbędzie się już 10 listopada w Poznaniu podczas Festiwalu Piwa.
Kolekcjonerzy pukają też do samych firm zarówno z prośbą o produkty, jak i o to, by informować ich o nowościach. – Coca-Cola nieszczególnie rozpieszcza kolekcjonerów. Zarówno hobbystów, jak i zwykłych wyłudzaczy gadżetów traktuje tak samo, czyli niezbyt miło. Ale jak się człowiek postara i wyrobi sobie kontakty, można liczyć przynajmniej na sygnał, że wypuszczają na rynek coś ciekawego – mówi Ignaszczak.
Co tydzień dzwoni, pisze e-maile, tradycyjne listy, a czasem nawet przyjeżdża kilkadziesiąt osób. Czasem to prośby czy wręcz żądania wysyłane automatycznie do kilkunastu czy kilkudziesięciu browarów. Duża część jednak to prawdziwi fascynaci. Przysyłają zdjęcia swoich kolekcji, opisują, czego dokładnie im brakuje do ich uzupełnienia, skąd wzięli inne eksponaty, dzielą się wspomnieniami dotyczącymi konkretnych etykiet, butelek. Marek Skrętny, menedżer z pomorskiego Browaru Amber, zapytany o zbieraczy produktów związanych z piwem zaczyna wymieniać: – Puszki, butelki, podkładki, szklanki, etykiety, plakaty – zarówno te stare, jak i nowe – a nawet specjalne kolumny do piwa. Są zarówno tacy, którzy specjalizują się np. tylko w butelkach, jak i tacy, którzy szukają wszelkich produktów. Dla jednych to kwestia fascynacji samym piwem, procesem produkcji, jego historią, dla innych to hobby polegające na kolekcjonowaniu określonego produktu. I co ciekawe, zgłaszają się osoby z całego świata: od Europy, przez Stany Zjednoczone, Kanadę, Afrykę, Amerykę Łacińską i Azję – mówi Skrętny i dodaje, że właściwie w pracy mógłby się zajmować wyłącznie odpowiadaniem na te prośby. – I dlatego nie wysyłamy wszystkim gadżetów. Po prostu nie mamy takiej możliwości. Ale naprawdę zapalonych birofili wspieramy i staramy się im dostarczać produkty czy informować, że pojawia się coś nowego na rynku, by zdążyli kupić. To zresztą i dla nas jest korzystne. Dobrze potraktowani fani to element zjednywania sobie lojalnych klientów – dodaje menedżer.
Siłę kolekcjonerów odkryło już wielu producentów. Kilka lat temu browar w Żywcu specjalnie dla birofilów zaprojektował złoto-zieloną puszkę, w jej górnej części znalazło się nawet logo giełdy birofilów. Coca-Cola i Pepsi Co. już dawno odkryły, że kolekcjonerskie edycje puszek produkowane na specjalne okazje cieszą się ogromną popularnością. W tym roku Coca-Cola z okazji Euro 2012 wypuściła aż dwie limitowane edycje. Na tyle limitowane, że fani wciąż poszukują i próbują kupować przez internet poszczególne egzemplarze, których brakuje im do skompletowania całości. Największe branie ma ta z wizerunkiem stadionu w Kijowie. Być może za kilka lat będzie warta spore pieniądze.