Gruzja stracona. Rosjanie przejmują kolejną republikę. Takie opinie powszechnie pojawiały się po sukcesie wyborczym Bidziny Iwaniszwilego, miliardera, który dorobił się w Rosji.

W polityce zagranicznej (i tylko w niej) nowy premier będzie jednak łagodniejszą wersją „Miszy” Saakaszwilego i nie należy się spodziewać prorosyjskiej kontrrewolucji. Przynajmniej przez rok. Gdy Iwaniszwili wygrywał wybory, jego przeciwnicy byli praktycznie pewni, że oto w fotelu premiera zasiądzie kremlowski namiestnik. Jedna z moich gruzińskich znajomych przekonywała mnie nawet półżartem, że Majom z końcem świata chodziło właśnie o wybory w Gruzji. Jeśli jednak z tych opinii zdjąć warstwę typowo kaukaskiej przesady, niewiele zostanie. Tym bardziej że poza faktycznie zagadkową postacią Iwaniszwilego, większość jego ekipy to starzy polityczni wyjadacze, wielu z nich zaliczyło już odpowiedzialne stanowiska przy Saakaszwilim.

I trudno ich oskarżyć o putinizm-miedwiediewizm. Szefowa MSZ Maia Pandżikidze, dawna ambasador w Holandii, wyłożyła swoje credo w obszernym wywiadzie dla rosyjskiego „Kommiersanta”. – Kurs na integrację europejską i euroatlantycką pozostaje niezmienny z jednej prostej przyczyny: ludzkość nic lepszego nie wymyśliła – mówiła, podkreślając po raz kolejny, że nie ma mowy nawet o przywróceniu zerwanych cztery lata temu stosunków dyplomatycznych z Rosją (choć mówi się o normalizacji nieformalnych relacji), dopóki ta nie wycofa się z Abchazji i Osetii Płd. A to zaporowy warunek.

Pandżikidze zapowiada przy okazji, że nie ma nic przeciwko rosyjskiemu biznesowi czy rosyjskim turystom w Gruzji. Tyle że to nic nowego. Ani rosyjskim firmom, ani rosyjskim turystom nie działo się nic złego także wtedy, gdy Saakaszwili miał pełnię władzy. Gruzini doskonale potrafią odróżnić swój stosunek do rosyjskich władz (krańcowo negatywny) od stosunku do Rosjan jako narodu (sentymentalnie pozytywny). Nie znaczy to oczywiście, że możemy odłożyć do lamusa obawy o dalszy los Gruzji. Za rok odbędą się tam wybory prezydenckie, po których wejdzie w życie nowa konstytucja przekazująca gros uprawnień premierowi. Iwaniszwili walczy o pełną pulę, więc nawet gdyby chciał, nie może sobie pozwolić na jawnie prorosyjską politykę. A już teraz widać, że walka będzie zacięta, o czym świadczą zatrzymania proprezydenckich polityków, likwidacja części przychylnych Saakaszwilemu mediów i mało smaczne podgryzanie prezydenta, kojarzące się z naszymi wojnami o samolot z czasów kohabitacji Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. Ostatnio nowe władze zasugerowały, że „Misza” powinien przenieść się do kancelarii premiera, bo utrzymywanie pałacu prezydenckiego w tym relatywnie biednym kraju to za duża fanaberia. Jeśli więc Iwaniszwili naprawdę zamierza dokonać zwrotu w stronę Rosji, musi z tym poczekać na okres po planowanych na październik 2013 r. wyborów prezydenckich. A ten termin trudno skojarzyć z zapowiadanym przez Majów końcem świata.