Przemodelowany system wsparcia odnawialnych źródeł energii umożliwia produkcję energii w polskich domach na szeroką skalę. Instytucje finansowe już szykują się do współfinansowania energetycznej rewolucji.
W grudniu minie rok, od kiedy toczy się dyskusja nad kształtem ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). W połowie października Ministerstwo Gospodarki opublikowało drugą wersję dokumentu. Projekt 2.0 wzbudził wielkie emocje w branży. W trakcie konferencji DGP, której głównym partnerem był Bank Ochrony Środowiska, próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie, czy projekt ustawy o OZE jest hamulcem czy bodźcem dla zielonych inwestycji. Który sektor OZE straci, a który zyska? Dyskusję, której przysłuchiwało się blisko 200 osób, rozpoczął Janusz Pilitowski, dyrektor departamentu energetyki odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki.

Część trójpaka

Janusz Pilitowski powiedział na wstępie, że ustawa o OZE wraz z ustawą Prawo energetyczne oraz gazowe jest częścią tzw. trójpaka energetycznego. Do ich wejścia w życie musi być także przygotowana ustawa wprowadzająca regulująca wszelkie okresy przejściowe.
– Projekty tych czterech aktów prawnych zostały opublikowane na stronie Ministerstwa Gospodarki oraz rządowego Centrum Legislacji. Obecnie dokumenty trafiły na komitet spraw europejskich Rady Ministrów badający ich zgodność z prawem europejskim – poinformował Janusz Pilitowski.
Reklama
Dalej wyjaśniał, że choć do ustawy o OZE jest tylko jedno główne zastrzeżenie, to wpływ na tempo procedowania trójpaka mogą mieć liczne uwagi co do zgodności z prawem europejskim ustawy gazowej i prawo energetyczne.
Notyfikacji przez Komisję Europejską wymagają też wszelkie elementy wsparcia zawarte w ustawie. – Aby jak najbardziej usprawnić ten proces, uruchomimy procedurę prenotyfikacji. Będzie to możliwe wtedy, gdy projekty ustaw trafią do Sejmu – zapowiedział Janusz Pilitowski, ale zapytany o możliwy termin uchwalenia ustawy o OZE, nie chciał podawać żadnych dat i odesłał do marszałka Sejmu.
– Realnym terminem na przekazanie ustaw do Sejmu jest ten rok. Czy ustawa może zostać uchwalona w połowie przyszłego roku? Deklaracje posłów wskazują, że tak się może stać. To nie ja jednak decyduję o tempie prac nad projektem – zastrzegł.
Jan Rączka, prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, zapytany o negatywne nastawienie części inwestorów do ustawy wyjaśniał ideę jaka przyświecała powstaniu dokumentu.
– Jeśli spojrzymy na to, jak rozdzielone zostały zielone certyfikaty w 2011 r., to widać, że połowa wsparcia trafiła do właścicieli instalacji współspalających węgiel z domieszką biomasy, czwarta część do starych elektrowni wodnych, a tylko część z ostatniej ćwiartki tego tortu do nowych elektrowni wiatrowych – tłumaczył przy tablicy. – Zamierzenia były jednak inne, dlatego dziś jesteśmy zgodni, że wsparcie nie należy się zamortyzowanym elektrowniom wodnym, a technologia współspalania powinna zostać powoli wycofywana. Taka zmiana wsparcia powoduje, że otwiera się duża przestrzeń dla rozwoju źródeł biogazowych, fotowoltaiki, także wiatru. Jestem orędownikiem prac prowadzonych przez Ministerstwo gospodarki i wierzę, że będzie to dobry instrument polityki ekologicznej – stwierdził szef funduszu, ale wypomniał, że opóźnienie w pracach nad ustawą fatalnie odbija się na inwestorach.
– Ponad rok temu fundusz wydał 65 promes pożyczek na bardzo dobrych warunkach (3-miesięczny WIBOR plus 50 pkt.) Po 12 miesiącach okazało się, że nawet ci, którzy mają pozwolenia dla inwestycji, chcą poczekać, bo z powodu wzrostu ryzyka regulacyjnego (ustawa o OZE) i rynkowego (spadek energii z węgla z 230 zł/MWh do 180 zł/MWh) oraz obniżenia wartości zielonego certyfikatu nie mogą podjąć ostatecznej decyzji. – Wniosek. Im szybciej ustawa zostanie uchwalona, tym lepiej – apelował Rączka.

Finansowanie inwestycji

Mariusz Klimczak, prezes Banku Ochrony Środowiska, przyznał, że brak nowej ustawy może być przeszkodą w finansowaniu inwestycji OZE.
– Obowiązują jeszcze stare rozwiązania, ale już za chwilę w życie wejdzie nowy system wsparcia. Zauważam, przede wszystkim ze strony inwestorów planujących budowę elektrowni wiatrowych, wolę do bardzo szybkiej finalizacji projektów pod rządami obecnych regulacji. Im szybciej określone zostaną ostatecznie warunki obowiązywania systemu wsparcia, tym lepiej.
Czy Polska spełni unijne kryteria 15-proc. udziału zielonej energii w końcowym zużyciu?
– Nowa ustawa otwiera zupełnie nowy rynek małych oraz mikroinstalacji, których do tej pory właściwie nie było. Małe inwestycje realizowane były tylko przez pasjonatów, bo proces regulacyjny był taki sam, jak dla dużych. Nowa ustawa idzie w kierunku rozwoju tzw. małej energetyki śladem Niemiec czy Wielkiej Brytanii. To jest ten obszar, który będzie się dynamicznie rozwijał w perspektywie kilku następnych lat. Zgadzam się z prezesem Rączką, że nowa ustawa umożliwi przekierowanie wsparcia w kierunku małych producentów czystej energii. Ten rynek oparty głównie na fotowoltaice, ale i biogazowniach może rosnąć nawet w tempie kilkuset megawatów rocznie. Co ważne rozwój małych elektrowni ma bardzo duży wpływ na gospodarkę. Boom w tym sektorze dał 100 tys. nowych miejsc pracy w niemieckiej gospodarce. Nasi sąsiedzi szacują, że w branży małych i mikroinstalacji zatrudnienie może znaleźć docelowo nawet 500 tys. pracowników. Polska ma szansę rozwinąć produkcję paneli słonecznych, a cały sektor w najbliższych 3-5 latach może nam przynieść 50 tys. nowych miejsc pracy. Ta liczba może się podwoić do 2020 r. Czekamy więc na ustawę – mówił Mariusz Klimczak.
Bartłomiej Pawlak, prezes BOŚ Eko Profit, poinformował, że fundusz jest spółką powołaną do oferowania inwestorom kapitału, ale także pomocy w całym procesie pozyskiwania finansowania, realizacji inwestycji, a nawet wyjścia z projektu.
– O ustawie rozmawiamy od grudnia 2011 r. Od tamtego czasu większość instytucji bankowych, głównie zagranicznych, zawiesiła finansowanie inwestycji OZE. Na to się jeszcze nałożył kryzys. Z tego wyłamały się polskie banki, zwłaszcza BOŚ, ale ocena ryzyka projektów realizowanych już pod działaniem nowej ustawy będzie bardziej złożona. Wielu inwestorów czeka na nową ustawę, bo nie chce ryzykować – opowiadał Pawlak.
Szef BOŚ EKO Profit, oceniając korzyści z dotychczasowego systemu wsparcia zauważył, że przeciętne polskie gospodarstwo domowe tylko ten system finansowało. – W przypadku energetyki wiatrowej zarabiają natomiast zachodni producenci turbin, bo w Polsce nie mieliśmy i nadal nie powstała żadna fabryka tych urządzeń. U nas powstają jedynie śmigła. Biogazownie się nie rozwinęły, choć to najbardziej przyjazna technologia dla lokalnych społeczności. Niestety nowa ustawa nadal nie gwarantuje dynamicznego rozwoju tego sektora.
– Wyjściem z sytuacji, w której zarabiają głownie inwestorzy i producenci zagraniczni, może być rozwój fotowoltaiki. To może być OZE dla każdego. Z naszych kieszeni nadal będziemy finansować system wsparcia, ale przynajmniej będziemy mieli szanse na skorzystanie z tego dobrodziejstwa. To szansa dla przeciętnego Kowalskiego, który ma kawałek dachu, na którym może mieć własną elektrownię.
Janusz Pilitowski przyznał jednak, że ustawa, OZE będzie znacznie zwiększać pole ryzyka dla inwestorów w stosunku do dzisiejszego systemu wsparcia.
– Inna skala ryzyka jest dla inwestorów już obecnych na rynku OZE, a inna dla chcących na niego wejść. Moi przedmówcy słusznie zauważyli, że system wsparcia na końcu i tak kosztuje odbiorców. Przykład Niemiec pokazuje, jak bardzo w tych szacunkach można się pomylić. Kosztowny system wsparcia obciąża gospodarkę, a dziś dyscyplina w tej kwestii powinna być jak najwyższa – tłumaczył.

Energetyka prosumencka

Prof. Krzysztof Żmijewski zapytany, czy ostatni projekt ustawy spełni wymogi dynamicznego rozwoju energetyki prosumenckiej odpowiedział, że raczej tak. Swoją prezentację rozpoczął od stwierdzenia, że jego pasja do energetyki prosumenckiej wynika bardziej z rozsądku niż z miłości.
– Żeby mieć w 2020 r. 15 proc. zielonej energii w bilansie końcowym musimy mieć jej jeszcze więcej w bilansie energii elektrycznej – stwierdził prezentując swoje obliczenia. Zdaniem byłego szefa PSE Operator do wypełnienia unijnych progów potrzeba będzie 22 TWh energii elektrycznej wyprodukowanej przez zielone instalacje. – Zakładając, że pracują one mniej więcej przez 2000 godz. rocznie, przy czym prosumenckie będą pracowały krócej, potrzebujemy 11 GW mocy. Tyle mocy musimy mieć 31 grudnia 2020 r. W dzisiejszych warunkach nie ma na to żadnych szans. Do zrealizowania celu potrzebujemy prosumentów. Oni mogą nam ten bilans uzupełnić – stwierdził prof. Krzysztof Żmijewski.
– Energia odnawialna nie jest kaprysem. Potrzebujemy jej, bo bez niej prądu może nam za chwilę zabraknąć. Dziś więcej mówi się o budowie nowych dużych elektrowni węglowych i na gaz, niż się faktycznie buduje. Na dziś fizycznie powstaje tylko jedna. Za chwilę ruszy druga. I na razie nic – analizował sytuację na rynku energii Żmijewski.
Następnie przywołał przykład Wielkiej Brytanii, która od dwóch lat postawiła na wsparcie energetyki obywatelskiej. – Oni chcą mieć 8 mln mikroinstalacji do 2020 r., które mają mieć wielkość 40 GW i 30 TWh energii. Dla tych wiatraczków, ale przede wszystkim paneli słonecznych potrzeba 26 mln dachów. Anglikom jest łatwiej, bo nie mają dużych bloków, jak my. W Polsce mamy 6 mln domów. Więc gdybyśmy chcieli zaopatrzyć co trzeci, mamy potencjał na 2 mln instalacji. Obór i stodół nie liczę, a je też można wykorzystać. Skoro w fotowoltaikę inwestują Brytyjczycy mieszkający na wyspie mgieł, chmur i deszczy, to dlaczego nie mielibyśmy robić podobnie i my? – zastanawiał się sekretarz społecznej rady rozwoju gospodarki niskoemisyjnej przy ministrze gospodarki. – Tym bardziej że już wkrótce będziemy mieli zaledwie 6-letni okres zwrotu inwestycji w mikroinstalacje. Brytyjczycy szacują, że koszt kV mocy kosztuje dziś od 500 do 2500 funtów. Dla Polaków to jeszcze drogo, ale zaraz będzie taniej – mówił Żmijewski.

Szansa w mikroinstalacjach

Na koniec wystąpienia przerywanego burzami oklasków Żmijewski podsumował: – Nowa ustawa daje szanse na rozwój energetyki prosumenckiej opartej na mikroinstalacjach. Ministerstwo zaproponowało uproszczenia, jest taryfa netto, w której gdy pobieram prąd, to płacę, a jak oddaję do sieci, to otrzymuję pieniądze, są uproszczone warunki środowiskowe i budowlane. Pozostaje automatyzm przyłączenia. Czy firma energetyczna będzie miała obowiązek odebrania wyprodukowanej energii przeze mnie tylko do wysokości mocy mojego przyłącza, czy wyżej? – zastanawiał się ekspert.
W kolejnej części konferencji prezentację przedstawili Anna Żyła, główny ekolog BOŚ Banku, oraz Bartłomiej Pawlak. W czasie omówienia narzędzi inwestycyjnych oferowanych inwestorom Anna Żyła, zapewniła, że pomimo niepewnych warunków prawnych bank nadal widzi potencjał projektów energetyki odnawialnej. Wtórował jej Bartłomiej Pawlak, który stwierdził, że nawet w czasach przeciągającej się niepewności dobre projekty mogą uzyskać i kredyt, i wsparcie kapitałowe.
– Finansowanie OZE to jeden z priorytetów BOŚ. Dotychczasowe kredyty na ten cel sięgnęły 1,3 mld zł. Zielone elektrownie, które współfinansowaliśmy, produkują 629 GWh energii – wyliczała. Przypomniała, że instrumenty dla OZE stanowią szeroką gamę produktów oferowanych przez bank. – To kredyty komercyjne i preferencyjne oferowane wspólnie z WFOŚiGW. Kredyty uzupełniamy instrumentami takimi jak obligacje komunalne, wykup wierzytelności, gwarancje bankowe. A wszystko na długi okres – zachwalała.
Jej zdaniem najciekawszą formą pomocy w realizacji inwestycji OZE są kredyty preferencyjne w zdecydowanej większości kierowane dla klientów indywidualnych.
– Dedykowany kredyt specjalistyczny „Kredyt z dobrą energią” dotyczy wszelkich inwestycji OZE. Granicą progową jest powyżej 200 kw i 500 kw dla energetyki wiatrowej. To doskonałe narzędzie dla inwestycji realizowanej w formule spółki celowej – mówiła Anna Żyła.
BOŚ Bank stawia główny nacisk na instalacje fotowoltaiczne.
– Liczymy, że ustawa stworzy dla nich dobrą przyszłość. Zdajemy sobie sprawę, że część z nich potrzebuje kredytu na kapitał obrotowy oraz na VAT. Podstawowy dziś oferowany kredyt inwestycyjny może stanowić do 80 proc. kosztów netto inwestycji. Standardowym okresem kredytowania jest 15 lat. Możliwy jest okres karencji dla spłaty kapitału do czasu osiągnięcia pełnej wydajności. BOŚ oferuje też długoterminowe finansowanie przy współudziale funduszy, np. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, ale to już narzędzie dla większych instalacji – referowała Anna Żyła.
Bartłomiej Pawlak wyliczał zalety funduszu BOŚ Eko Profit.
– Jesteśmy inwestorem wysokowyspecjalizowanym. Jeżeli brakuje ci kapitału do uzyskania kredytu, my możemy cię wesprzeć. Jeżeli masz kapitał ale chcesz się podzielić ryzykami zrób to z nami. Jesteśmy gotowi zaangażować się nawet jako inwestor mniejszościowy – zwracał się do sali wypełnionej publicznością. – Podstawą musi być jednak dobry i profesjonalny projekt – przypominał. – Działamy na zasadzie trzech K: czyli kapitał, kredyt i konsulting.
BOŚ Bank we współpracy z funduszem umożliwilia realizację inwestycji przy ograniczonych środkach własnych. W jednym z projektów wkład inwestora był na poziomie kilku procent. Pozostałą część dołożył BEP, bank sfinansował resztę. W jaki sposób fundusz zabezpiecza się w projektach z minimalnym kapitałem własnym?
– Możliwe są poręczenia osobiste i spółek – odpowiadał na pytania Pawlak. – To najczęściej wykorzystywane przez nas narzędzie. Każdy projekt jest jednak inny i do każdego podchodzimy w bardzo indywidualny sposób.
Jak zapewniała Anna Żyła bank powoli szykuje się do finansowania fotowoltaiki.
– Szykujemy specjalną ofertę dla rozwiązań prosumenckich. Pokażemy ją, gdy uchwalenie ustawy będzie blisko – zapowiedziała Anna Żyła, ale podkreśliła, że bank nie będzie współfinansował elektrowni używanych.

Kto straci

Michał Ćwil, dyrektor generalny Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej, na pytanie o to, które technologie zyskają w nowym systemie wsparcia, a które stracą odpowiedział, że z pewnością stracą pionierzy.
– Głęboko wierzę, że obecny projekt ustawy nie trafi pod obrady parlamentu. Jeśli jednak zostałby on przyjęty, to stracą ci, którzy oddawali jednostki przed 1998 r. 1 stycznia 2013 r. te instalacje utracą gwarancje do odbioru energii po gwarantowanej cenie.
Jego zdaniem bankructwo spotka także instalacje oddawane od 1999 r. do 2005 r., w którym wprowadzono zielone certyfikaty. – One stracą płynność finansową 3–4 lata od wprowadzenia nowej ustawy w obecnym kształcie, bo kalkulowane były na zupełnie innych zasadach. To czarny scenariusz, ale realny – uważa Michał Ćwil.
– Projekt wprowadza więcej ryzyk, niż jest dzisiaj. Po co ją zatem wprowadzać? Miała być stabilność i przewidywalność. Nie widzimy ich. Naszym zdaniem może dojść do przejęcia małej rozproszonej energetyki przez dużych graczy. To doprowadzi do oligopolu energetycznego – argumentował mówca.
Christoph Sowa, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, przyznawał, że wiele planowanych zmian nie idzie w dobrym kierunku, w szczególności dla energetyki wiatrowej, jak choćby brak indeksacji opłaty zastępczej i pogorszenie współczynników. Z tego powodu – jego zdaniem – wiele projektów wiatrowych zwłaszcza na terenach o gorszych warunkach wietrzności, się nie zepnie. – Uważa się, że dziś można odebrać wiatrowej energetyce wsparcie, podczas gdy niedawno o tym wsparciu decydowano. Nie widzę w tym logiki.
Na koniec uczestnicy ostatniego panelu zgodzili się, że ustawa jest szansą dla rozwoju OZE, ale niedobrze, że prace nad nią opóźniają się.
– Rynek dryfuje. Czas tracimy i już go nie nadrobimy – mówił Wiśniewski. Zgodził się z nim Stępniewski. – Ustawa jak najszybciej powinna trafić do parlamentu. – Szybkie tempo przyjęcia ustawy nie powinno oznaczać końca dyskusji i prób wyeliminowania niedociągnięć znajdujących się w projekcie. Nie możemy uchwalić byle czego. Dyskusja w parlamencie powinna odbywać się z nowym spojrzeniem. Oczekujemy szerokiej i dogłębnej dyskusji – apelował Sowa.
Michał Ćwil przypomniał, że idea tego projektu pochodzi z Krajowego Planu Działania będącego strategią wydaną do unijnej dyrektywy o OZE, którą powinniśmy tym projektem wdrożyć. – Termin wdrożenia minął 5 grudnia 2010 r. W KPD mamy zapis, że wprowadzony zostanie minimalny gwarantowany przychód w projektowanym prawie. Projekt wprowadza zamiast minimalnej ceny maksymalną, której przekroczenie pozbawia producenta prawa do zielonego certyfikatu. Nie mamy wywiązania się z deklaracji Rady Ministrów. Branża oczekuje wywiązania się z obietnicy – zaapelował Michał Ćwil.
Konferencja, której głównym partnerem był Bank Ochrony Środowiska, odbyła się 30 listopada w Holiday Inn.
ikona lupy />
W konferencji udział wzięli: Janusz Pilitowski, dyrektor departamentu energii odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki, Mariusz Klimczak, prezes zarządu, Banku Ochrony Środowiska, Jan Rączka, prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Bartłomiej Pawlak, prezes zarządu BOŚ EKO Profit, Krzysztof Żmijewski, sekretarz Społecznej Rady ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej Michał Ćwil, dyrektor generalny Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej, Anna Żyła, główny ekolog Banku Ochrony Środowiska, Wojciech Stępniewski z Koalicji Klimatycznej, Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, Christoph Sowa, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. fot. Wojciech Górski / DGP