Paryż od wczoraj nie jest już uznawany przez agencję Moody’s za państwo o najwyższej wiarygodności kredytowej. Zmierza teraz do klubu Euro-2 – państw najbardziej zadłużonych.

Francja straciła status AAA. Przyczyn jest kilka: zbyt mizerne kreowanie wzrostu, utrzymywanie sztywnych regulacji rynku pracy, słabnąca konkurencyjność oraz uzależnienie od najbardziej zadłużonych krajów strefy euro. Według magazynu „Economist” na początku przyszłego roku Francja dołączy do państw z ligi Hiszpanii – zagrożonych bailoutem. Taki scenariusz jest spełnieniem tezy, według której Paryż staje na czele klubu euro-2, czyli najbardziej zadłużonych.

Wotum nieufności

W styczniu podobną decyzję co Moody’s podjął Standard & Poor’s. To było jednak przed majowymi wyborami prezydenckimi. Tym razem sprawa jest więc poważniejsza: oznacza wotum nieufności dla dotychczasowej polityki gospodarczej Francois Hollande’a.

Do tej pory Francja korzystała z rekordowo niskiej (zaledwie 2 proc.) rentowności swoich obligacji. Dzięki temu mogła bez trudu finansować swój duży (90 proc. PKB) i stale rosnący dług. Teraz to się może zmienić – część funduszy inwestycyjnych (np. emerytalne) ma prawo kupować tylko papiery o najwyższej ocenie wiarygodności. W Unii pozostały już tylko cztery kraje, które mogą się tym pochwalić: Niemcy, Finlandia, Holandia i Luksemburg.

Reklama

Prezydent zaczął swoją kadencję od obniżenia (z 62 do 60 lat) wieku emerytalnego i zasadniczego podniesienia podatków. Ale teraz zrozumiał, że w ten sposób nie uda się zlikwidować deficytu budżetowego (4,5 proc. PKB), bo gospodarka balansuje na skraju recesji. Dlatego, ku zaskoczeniu wielu sceptycznych ekspertów, ogłosił kilka dni temu ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw na przyszły rok warte 20 mld euro (6 proc. całości obciążeń). Zapowiedział także, że wydatki państwa zmniejszą się w tym czasie o 30 mld euro.

Droga praca

– To jest dobry początek, ale tylko początek. Jeśli za tym nie pójdą poważniejsze reformy strukturalne, dalsze obniżenie ratingu Francji może okazać się nieuniknione – ostrzegł Dietmar Hornung, główny analityk rynku francuskiego w Moody’s.

Jeszcze 10 lat temu koszty pracy we Francji były niższe niż w Niemczech, a kraj miał nadwyżkę rachunku bieżącego. Dziś jest odwrotnie: niemieckie firmy produkują zdecydowanie taniej od francuskich, a kraj ma poważny deficyt rachunku bieżącego. Od 2005 r. jego udział w światowym eksporcie zmalał o 1/5, a w ubiegłym roku deficyt handlowy osiągnął rekordowy poziom 75 mld euro. Co prawda w trakcie obecnego kryzysu Francja uniknęła takiego załamania jak Włochy czy Hiszpania, ale w dużym stopniu poprzez wzrost wydatków państwa opłacany rosnącymi podatkami. Osłabiło to konkurencyjność firm: same ubezpieczenia społeczne stanowią już 30 proc. kosztów zatrudnienia wobec 16 proc. w Niemczech i 10 proc. w Wielkiej Brytanii. To jeden z głównych powodów, dla którego od 1999 r. jednostkowe koszty pracy wzrosły o 28 proc. wobec 6 proc. w Niemczech. Państwo rozrosło się tak bardzo, że dziś przejmuje 57 proc. dochodu narodowego, najwięcej w całej Unii poza Danią. Dla porównania w Polsce i Niemczech wskaźnik ten wynosi 43 proc. PKB.

Bezrobocie hula

Wszelkie próby zmniejszenia tak dużego obciążenia dla firm do tej pory kończyły się na niczym: nie pozwalały na to związki zawodowe. W konsekwencji przedsiębiorcy wolą w ogóle nie zatrudniać, przez co bezrobocie przekroczyło 10 proc. wśród osób w wieku produkcyjnym i stało się kolejnym powodem pogarszających się finansów państwa.