Komercjalizacja nauki to wciąż pojęcie, które odnosi się do zarabiania na studencie, a nie na patentach
Brak odpowiedniego zaangażowania uczelni, zła dystrybucja środków oraz nikłe zainteresowanie przedsiębiorców współpracą ze szkołami wyższymi. To powody, dla których słabo wypadamy na tle zachodniej Europy i USA, jeśli chodzi o udział badań w budżetach. Tam średnio na naukę przeznacza się 2 proc. PKB – u nas 0,44 proc. Ale też zagraniczne uczelnie o wiele lepiej umieją gospodarować pieniędzmi.
Przy uniwersytetach działają specjalne spółki, powołane po to, by maksymalizować zyski z badań. Zajmują się sprzedażą naukowych odkryć przedsiębiorcom, poszukują też sponsorów, którzy sfinansują badania. Prócz tego patentowanie wynalazków, przyjmowanie zleceń od firm, skuteczne wykorzystywanie grantów ministerialnych czy komercjalizacja wynalazków.
W Polsce uczelnie stawiają na nowe, atrakcyjne kierunki, by zarabiać na studentach. To polityka krótkowzroczna, gdy wziąć pod uwagę zbliżający się niż demograficzny. Wprawdzie przychody z badań też mają rosnąć, ale na razie to tylko plan. – Zakłada się wzrost przychodów z działalności badawczej o co najmniej 10 proc. w perspektywie 3 lat – mówi Tomasz Szapiro, rektor SGH w Warszawie. Przychody z działalności badawczej w planie na 2012 r. określono na poziomie ok. 14,3 mln zł. To niewiele w porównaniu z dotacją edukacyjną, która wynosi około 80 mln zł.
Lepiej radzą sobie uczelnie techniczne. Im dużo łatwiej nawiązać współpracę z biznesem i szukać sponsorów badań. Na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie ok. 40 proc pochodzi z działalności badawczej. A z ponad 1 tys. realizowanych projektów połowa jest robiona na zamówienie biznesu. – Powstają też spółki, które ułatwiają pracownikom naukowym tworzenie firm. Uczelnia ma udziały w dochodach – mówi Bartosz Dembiński, rzecznik AGH.
Reklama
W Polsce szwankuje praktyczne zastosowanie badań – twierdzi raport NIK. Większość placówek nie patentuje wynalazków. Za granicą odwrotnie, badania są regularnym i ważnym źródłem dochodów. W Kanadzie wynoszą 38 proc. Rekordzistą tu jest University of Guelph, gdzie praca naukowców przynosi połowę zysków uczelni. W awangardzie są uczelnie z USA. Kupców na wynalazki szukają specjalne powołane centra transferu technologii. Jak wynika z badań the Association of University Technology Managers, w 2011 r. wyższe szkoły w USA zarobiły z tego tytułu ponad 1,8 mld dol, a 1/10 tej sumy ściągnęli naukowcy z Northwestern University. Ze sprzedaży praw do korzystania z ich 67 patentów w 2011 r. uniwersytet zarobił 192 mln dol. Na badania uczelnia zdołała znaleźć 537 mln dol. dotacji. Więcej niż wynoszą przychody netto z opłaty czesnego. Podobnie jak w przypadku Uniwersytetu Kalifornijskiego, który jest światowym rekordzistą w zgłaszaniu patentów 343 wynalazki opatentowne w 2011 r. Na sprzedaży praw licencyjnych, uprawniających do korzystania z nich, zarobili 182 mln dol. Takie rezultaty to efekt sprawnej współpracy z biznesem i funduszami państwowymi. W 2011 r. Uniwersytet Kalifornijski zdołał ściągnąć na badania ponad 5 mld dol. Zarabiać na działalności naukowej uczelnie w USA mogą dzięki ustawie Bayh – Dole’a z 1981 r. Przekazała ona naukowcom prawa do wynalazków, które finansowało państwo. Zachęcciło to uniwersytety do patentowania wyników prac, a naukowców, którzy dostają połowę przychodów ze sprzedaży licencji – do tworzenia. Np. Uniwersytet na Florydzie wciąż czerpie zyski z wymyślonego w latach 60. napoju Gatorade. Uniwersytet w Nebrasce dzięki współpracy z Bayer Crop Science, dla której opracowuje specjalny rodzaj pszenicy, zwiększył przychody z komercjalizacji badań ponadczterokrotnie w ciągu roku.
W Europie im dalej na Wschód, tym częściej uczelnie są na garnuszku państwa. W Szwajcarii dotacje państwowe to jedna czwarta wszystkich dochodów uczelni, na Łotwie – 65 proc.
Profesor Marek Rocki, były rektor SGH, kwestionuje sens porównywania uczelni polskich z zachodnimi. – Tamte dłużej działają na zasadach rynkowych, u nas to jest dopiero 20 lat – komentuje. Jednak i tak dziwi, że nasze renomowane uczelnie ekonomiczne, promujące wolny rynek i rywalizację ze swojego kapitału intelektualnego potrafią uzyskać sumę wartą ledwie 5 proc. budżetu.