W zestawieniu krajów najbardziej biegłych we władaniu językiem angielskim Polska znalazła się na 10. miejscu przed Szwajcarią i Francją, a tuż za Niemcami.
Inne badania pokazały, że Polacy są najbardziej przedsiębiorczym i mobilnym społeczeństwem w Unii Europejskiej. Blisko 11 milionów Polaków aktywnie korzysta z e-bankowości.
Ilekroć rząd mówił o wsparciu rozwoju technologicznego, to fatalnymi regulacjami blokował go na lata i podwyższał bariery nabywcze. Jednym z przykładów jest regulacja podpisu elektronicznego, która określa urządzenia, zamiast – jak w USA – poziom wymaganego bezpieczeństwa. Konsument w USA ma wybór, bo firmy prześcigają się w rozwiązaniach. Zanim zabrano się do e-podpisu, Polacy przez lata korzystali z jego odpowiednika w e-bankowości. Przedsiębiorcy powszechnie kontaktują się elektronicznie, ale nie dotyczy to administracji. Rząd nie nadąża za społeczeństwem, które dla większej efektywności stosuje elektroniczne technologie.
Co sprawi, że systemy tworzone przez administrację staną się tak efektywne jak Google’a, Facebooka lub Apple’a? Raczej nie gigantyczne nakłady, choćby dlatego że w budżecie nie ma takich kwot, ale przyjęcie podejścia użytego przez światowych liderów. Rezultatem tego będzie wielokrotnie większa liczba użytecznych rozwiązań przy radykalnie niższych wydatkach rządu. Nie wolno zaprzepaścić impulsu związanego z możliwościami tabletów i smartfonów. Niezbędne jest jednak silne pobudzenie konkurencji na mobilnym rynku telekomunikacyjnym, i rząd ma do tego narzędzia.
Niestety nie zdecydowano się ich użyć. W trwającym przetargu na częstotliwości z zakresu 1800 MHz postawiono na doraźne zasilenie budżetu. Na 15 lat podzielono na drobne kawałki spójny kawałek pasma, warunkujący tanie osiągnięcie parametrów dostępu do internetu w LTE. Zapewne po to, by wpływ był większy.
Reklama
Pomimo arsenału narzędzi regulacyjnych praktyczny wpływ na konkurencję na rynku ograniczono do opinii UOKiK. Jeśli jednak UOKiK nie podejmie działania w nietypowej roli kształtowania warunków rynkowych – zadecydują pieniądze.
To bardzo zła informacja dla konsumentów, bo to oni zapłacą w usługach nawet dziesięciokrotność kwoty wpłacanej przez telekom. Zła też dla zainteresowanych usługami na prowincji: haracz od technologii, windując koszty, poszerza zarówno obszary geograficzne, jak i kręgi społeczne, w które operatorom nie opłaca się inwestować. Rynek oligopolistyczny wymaga rekultywacji w celu wywołania konkurencji. Nowe usługi mogą być tylko efektem walki konkurencyjnej, a nie deklaracji składanej urzędowi. Dlaczego zasiedziali operatorzy mieliby wchodzić intensywniej w nowe technologie, skoro stare mają się biznesowo dobrze?
Wsparcie przedsiębiorczości nowoczesną technologią da nieporównywalnie większy efekt niż organizacja nawet kilku Euro 2012. Jeżeli komunikacja nie będzie tytułem do drenażu kieszeni wyborców, to zmniejszy i wykluczenie społeczne, i potrzeby budżetu. Za licencje na kolejne częstotliwości rząd powinien uzyskać od telekomów zobowiązania podatku VAT pochodzącego z rozwoju usług, a nie jednorazowe opłaty do budżetu. Mechanizm jest prosty, korzystny dla rozwoju rynku, rządu i konsumenta. Jest formą dopingu do rozwoju usług. Telekom musi rozwinąć usługi w nowej technologii i pozyskać jak największą liczbę klientów i dzięki temu wypełnić zobowiązanie o zadeklarowanej wysokości płaconego podatku VAT. Rząd uzyska trwałe i narastające korzyści z tytułu większej sprzedaży usług dla konsumenta. Nowa technologia trafi pod strzechy, jeżeli będzie tania, a to zagwarantuje tylko zapewnienie realnej konkurencji. Zarzynanie kury przed zniesieniem jajka to osobliwy pomysł, tak jak pobieranie na starcie haraczu, który spowolni rozwój i ograniczy dostępność usług.
Rząd szumnie wyłącza analogową telewizję, ale sam ciągle tkwi w epoce analogowej. Ma to miejsce w dwóch ważnych dla wyborców obszarach. Jednym z nich jest obsługa obywateli przez analogowe instytucje. To dlatego tracimy w skali Polski setki milionów godzin w urzędach, wypełniając formularze czy stojąc w kolejkach do lekarza, a potem nawet w prywatnych aptekach. Drugi z nich to obszar decyzji. Czy znów każe się nam czekać przez lata, aż nowa technologia będzie przystępna cenowo, bo rząd woli fiskalny drenaż przy przetargu niż wzrost przychodów z podatków proporcjonalny do rozwoju gospodarczego?
Zamiast nieprzynoszących rezultatów działań ministerstwa z dobrze kojarzącą się nazwą pora przejść na stronę cyfrowego społeczeństwa, wyłączyć analogowe myślenie oraz analogową administrację i postawić nie tylko na zmniejszenie dystansu między Polską a innymi krajami, lecz także między rządem a społeczeństwem.