Euro to waluta całej Unii Europejskiej, a nie tylko 17 państw. Tylko dwa kraje (Dania i Wielka Brytania) mają traktatowe wyłączenie z obowiązku jej przyjęcia, pozostałe kraje mają prawny obowiązek przyjęcia euro - argumentuje Komisja Europejska. W przyjętym w środę "Planie dla głębokiej i prawdziwej Unii walutowej i gospodarczej", KE zauważa, że strefa euro musi się szybciej integrować niż cała UE, ale zachowując integralność polityk prowadzonych przez 27 państw".

Zgodnie z tą logiką, szef Komisji Europejskiej Jose Barroso mówił w środę, że nie ma potrzeby tworzenia dodatkowych instytucji unijnych tylko dla eurolandu. "Parlamentem dla strefy euro jest Parlament Europejski" - powiedział.

Źródła w KE wyjaśniały w czwartek, że w celu zapewnienia większej legitymacji i kontroli decyzji podejmowanych na poziomie UE, a dotyczących euro, "należy wzmocnić rolę Parlamentu Europejskiego", a także rolę parlamentów narodowych, zwłaszcza jeśli chodzi o decyzje unijne w sprawie budżetów narodowych. Nie ma jednak mowy o osobnym zgromadzeniu parlamentarnym dla eurolandu. W dokumencie KE jest natomiast sugestia, iż w ramach PE mogłaby powstać nowa "eurokomisja", która mogłaby dostać większe uprawnienia niż mają istniejące komisje parlamentarne w przygotowywaniu związanych z euro aktów prawnych, które potem są poddawane głosowaniu na sesjach planarnych.

KE, jak wyjaśniły źródła, "powstrzymuje się" od dalszych jakichkolwiek sugestii ws. reorganizacji Parlamentu Europejskiego, bo to sprawa, która w pierwszym rzędzie należy do europosłów.

Reklama

W ramach debaty o integracji eurolandu przewodniczący PE Martin Schulz mówił w październiku, że trzeba zastanowić się na możliwością zmiany systemu procedur i głosowania w PE dla europosłów z krajów, które mają stałe wyłączenie z przyjęcia euro lub nie biorą udziału w niektórych unijnych politykach jak W. Brytania i Dania. Schulz dał wyraźnie do zrozumienia, że rozwiązaniem nie jest głosowanie tylko w gronie posłów z "17" państw eurolandu.

"Zasady dla strefy euro są prawnie wiążące także dla państw, które chcą wejść do eurolandu. To oznacza, że jest nas 25" - powiedział Schulz. Wskazał, że problem dotyczy natomiast dwóch krajów, które mają tzw. opt-out, czyli Wielkiej Brytanii i Danii.

Przyjęty w środę raport KE to jej wkład na najbliższy szczyt przywódców państw UE 13-14 grudnia, który będzie poświęcony właśnie pogłębianiu eurolandu. KE zaproponowała w nim stworzenie nowego instrumentu budżetowego tylko dla państw euro, w ciągu 6-18 miesięcy. Na początku miałyby to być środki na wspieranie pilnych potrzeb, np. na rynku pracy w borykających się z kryzysem krajach eurolandu, pod warunkiem, że w specjalnych kontraktach z Brukselą zobowiążą się one do przeprowadzenia niezbędnych reform.

Potem, w dalszej perspektywie, ten instrument zgodnie z propozycją KE miałby ewoluować w prawdziwy "centralny budżet" eurolandu, który przeciwdziałałby cyklicznym wstrząsom kryzysowym, które nierównomiernie rozkładają się w krajach strefy euro. Ale do tego potrzebna byłaby zmiana traktatu UE. Podobnie jak do uwspólnotowienia długu państw euro (tzw. euroobligacje), co KE proponuje w najdalszej perspektywie, przekraczającej pięć lat, jako "ostatni etap unii walutowej i gospodarczej".

"Polska nie ma się czego bać, bo chce wejść do strefy euro i nad tym pracuje" - mówił w środę Barroso na konferencji prasowej pytany, co odpowie państwom spoza euro, które mogą w propozycji instrumentu budżetowego tylko dla eurolandu widzieć pierwszy etap podziału Europy na "dwie prędkości".