Rafting, wspinaczka, drytooling, skoki ze spadochronem. W Urban Escapes kupisz prawdziwe przygody.
Niemal każdy z nas chciałby przeżywać takie przygody, jakie przydarzały się filmowemu archeologowi Indianie Jonesie. Problem w tym, że mało kto gotów jest zrezygnować ze spokojnego życia i etatu, by samodzielnie – choćby na chwilę – zanurzyć się w amazońskiej dżungli lub poczuć na twarzy lodowate podmuchy wiatru w Himalajach. Takie przeżycia można kupić. I to za całkiem rozsądną cenę w firmie Mai Josebachvili, która dla swojej pasji porzuciła Wall Street.
Oferta nowojorskiej Urban Escapes, mimo niedługiego istnienia, jest całkiem spora. Rafting, czyli spław prawdziwymi górskimi rzekami w Nowej Zelandii (taki spław kajakiem lub sporym pontonem nie ma nic wspólnego z podobnymi usługami świadczonymi turystom z wyraźnymi brzuszkami wypoczywającymi urlopowo w tureckiej Anatolii), wspinaczka w Himalajach lub Górach Skalistych (zresztą te ostatnie są o wiele mniej uczęszczane niż azjatyckie ośmiotysięczniki), rowerowe wypady do najbardziej zapomnianych zakątków wschodniej i bałkańskiej Europy (zwłaszcza Rumunii). A ostatnio także drytooling.
Co to takiego? To górska wspinaczka z użyciem zimowego sprzętu (raków i czekanów) po nieoblodzonych ścianach. Sport wymagający siły i techniki, a przez to emocjonujący, bo wyjątkowo często odpada się od góry i leci nawet kilkanaście metrów w dół na lince asekuracyjnej. Potężne uderzenia adrenaliny (a także siniaki i stłuczenia) gwarantowane. Rzecz nie jest jednak dozwolona w każdym kraju, bo wbijanie czekanów prosto w skały i zaczepianie się o nie rakami niszczą góry oraz wyznaczone dla alpinistów trasy. Jeśli przypadkiem w tym samym miejscu dojdzie do spotkania zwolenników tradycyjnej wspinaczki oraz drytoolingu, często dochodzi do utarczek. I nie tylko słownych. Trzeba więc wiedzieć, gdzie drytooling jest dozwolony.
To tylko kilka propozycji Urban Escapes. Nie zawsze muszą to być zresztą ekstremalne wypady na kilka dni. Pracujesz w mieście, przygniata cię stres i czujesz, że jeśli szybko nie wyładujesz energii, otoczeniu może stać się krzywda? Skok na spadochronie czy chwila krótkiego nurkowania w jaskini na powrót uczynią z ciebie baranka, który nie będzie więcej zagrażał społeczeństwu. – Spełniamy każde życzenie. Motto naszej działalności brzmi: „Wyrwij się z zaklętego kręgu” (Get out of the bubble) – mówi 29-letnia Josebachvili.
Reklama
O jakim kręgu mówi? – Mam na myśli amerykańską kulturę korporacyjną. Sprowadza się ona do tego, że najpierw musisz zdobyć dobre wykształcenie, a potem przez lata cierpliwie piąć się po szczeblach kariery. Po drodze kupujesz dom na kredyt i regularnie zmieniasz model auta na lepszy. A na koniec, gdy nie masz już na nic sił oraz ochoty, przenosisz się do emeryckiej enklawy na Florydzie i wszędzie jeździsz meleksem – mówi.
Jej udało się wyrwać, choć o mały włos zostałaby finansistką. Urodzona w Buenos Aires przyjechała do USA wraz z rodzicami. Oczywiste było dla nich, że córka musi osiągnąć sukces. Łożyli na dobre szkoły, ich sugestie sprawiły, że zdecydowała się na studiowanie inżynierii mechanicznej na Dartmouth College, uczelni należącej do Ligi Bluszczowej (Ivy League tworzy osiem najbardziej prestiżowych uniwersytetów USA). Po ukończeniu nauki trafiła nawet na Wall Street – przez dwa lata zgłębiała tajniki handlu derywatami dla Susquehanna International Group. I nagle wszystko rzuciła i założyła własną firmę oferującą wycieczki z dreszczykiem emocji i smakiem adrenaliny. – Zawsze chciałam to robić, tylko nie miałam w sobie odwagi, by zerwać z wygodą łatwego życia. Znalazłam ją, gdy wyobraziłam sobie, że resztę życia będę musiała spędzić przed komputerem – opowiada.
Choć zerwała nagle, to decyzję poprzedziło kilka lat przygotowań. Jeszcze będąc w liceum, łyknęła sportowego bakcyla. I to w tej ekstremalnej formie. Lubi rowerowe zjazdy, wspina się i uprawia triathlon. Do tego nurkowanie oraz skoki na spadochronie. Na swoim koncie ma już ponad 650 skoków, w tym kilkanaście... na golasa. – Ludzie zawsze mnie o to pytają z niezdrowym zainteresowaniem. Ciekawskim mówię, że opowiem im, dlaczego się na to zdecydowałam, jeśli wykupią u mnie wycieczkę – mówi. Inni, którzy zdecydowali się na podobne wyzwanie, opowiadają o mroźnym wietrze opływającym ciało. Podobnież nieziemskie doświadczenie. Ale żeby zrozumieć, trzeba to poczuć. Czyli zaliczyć skok nago.
Pierwszy raz pomyślała o założeniu turystycznego biznesu, gdy liczna grupa znajomych poprosiła ją o przygotowanie kilkudniowego wypadu połączonego ze skokami na spadochronie (w ubraniach). Zorganizowała im taką imprezę, wszyscy byli zadowoleni. Potem pomyślała – no dobrze, a czym moja firma miałaby się różnić od innych? Postanowiła postawić na młodych ludzi z miast, bo dobrze zarabiają i gotowi są płacić ekstra za ekscytującą zabawę (nie odwróciła się jednak od klienta mniej zamożnego: najtańszy wypad za miasto połączony ze wspinaczką oraz zjedzeniem hamburgera i wspólnym wypiciem piwa kosztuje tylko 59 dol.). Ponadto sama wybiera miejsca wypadów oraz je testuje. – Jak inaczej mam się przekonać, że zachwalane przez nas delfiny faktycznie są przyjacielskie – tłumaczy. No i przede wszystkim ona i jej pracownicy (a firma uruchomiona w 2004 roku zatrudnia już 45 osób), gdy prowadzą grupę, starają się z nią jak najbardziej zżyć. – To daje mi przewagę nad konkurencją, bo dzięki temu klienci lubią do nas wracać – tłumaczy.
Jej wysiłki doceniła branża, która uznała, że należy się jej miejsce w grupie 30 najbardziej obiecujących młodych biznesmenów w Stanach Zjednoczonych. Ona sama twierdzi, że sukces zawdzięcza przede wszystkim ciężkiej pracy. – Wiem, że to opinia bardzo oklepana, ale taka jest prawda. Gdy trzeba, jadę do Afryki czy Ameryki Południowej, innym razem ślęczę tygodniami przed komputerem w biurze po kilkanaście godzin na dobę. Wszystko pozostaje dla mnie kwestią samodyscypliny oraz skoncentrowania się na celu. No i potrzebna jest odrobina poświęcenia. Gdy rozkręcałam firmę, przez pół roku nie dojadałam i mieszkałam na kanapie u przyjaciółki. Bo wszystkie pieniądze przeznaczałam na Urban Escapes – opowiada. Jej udało wyrwać się z zaklętego korporacyjnego kręgu, teraz czas na innych.
ikona lupy />
Maia Josebachvili, szefuje firmie Urban Escapes oferującej zapracowanym yuppies potężne dawki adrenaliny materiały prasowe / DGP