Branża ślubna rozpieszcza panny młode. Dwójka szwagrów postanowiła zaproponować coś ich wybrankom.
Nie dajmy się zwieść sączącej ze wszystkich stron ułudzie, że małżeństwo to związek oparty wyłącznie na uczuciu. Ślub to w równie dużej mierze biznes. Kto zda sobie w końcu z tego sprawę, może liczyć na... zyski. Tak jak Chris Easter i Bob Horner, którzy założyli sklep z prezentami przeznaczonymi tylko dla panów młodych.
Cóż, nawet w Stanach Zjednoczonych równouprawnienie nie jest jeszcze pełne. Może się o tym przekonać każdy, kto za oceanem zdecyduje się stanąć na ślubnym kobiercu. Doświadczył tego także Chris Easter, który na początku 2008 roku pojął za żonę młodszą siostrę Boba Hornera. – Ponieważ przygotowywaliśmy całą ceremonię, dotarło do nas wówczas, że cały proces jest podporządkowany kobietom. To one mogą wybierać spośród wielu setek ofert, to z myślą o nich kupuje się młodej parze prezenty – opowiada Easter. Dodaje od razu, że nie ma absolutnie nic złego w tym, że dostanie się nowego robota kuchennego, zastawę czy pościel. Bez wątpienia są to rzeczy potrzebne na starcie. Ale – zaraz dodaje – dobrze, by choć część prezentów miała bardziej męski charakter. – Potrzebna jest przecież równowaga – podkreśla z uśmiechem.
Obserwacje poczynione przez Eastera w trakcie organizowania własnego ślubu już dwa miesiące później dały początek internetowemu sklepowi The Man Registry. Można w nim kupić niemal wszystko, co może być potrzebne panu młodemu na nowej drodze życia. W sumie uzbierało się tych rzeczy już ponad 3 tysiące. To m.in. najprzeróżniejsze elektroniczne gadżety (smartfony, czytniki elektronicznych książek, konsole do gier czy sprzęt hi-fi), nowe ubrania – nie tylko eleganckie, lecz także o nieco luźniejszym fasonie, akcesoria sportowe (choćby ultralekkie zegarki mierzące tętno połączone z GPS oraz wysokościomierzem dla ultrabiegaczy), grille oraz oprzyrządowanie do BBQ. No i absolutny hit, który od miesięcy utrzymuje się w czołówce najchętniej kupowanych podarków: przenośne chłodziarki do piwa sterowane pilotem.
Chris Easter oraz Bob Horner (dziś rodzina) zgodnie przyznają, że decyzja o postawieniu na własny biznes – choć zrodzona z impulsu – było jednak ich życiowym celem. Obaj, choć się wtedy oczywiście jeszcze nie znali, zdecydowali się na studia z zarządzania. Co prawda po otrzymaniu tytułów magisterskich myśleli o zdobyciu doświadczenia w prywatnych firmach, ale skoro – jak im się słusznie wydawało – nieoczekiwanie odkryli gigantyczną niszę (rynek ślubny w Stanach Zjednoczonych jest wart ponad 50 mld dol.), którą w każdej chwili ktoś może zająć, postanowili nie czekać. Rzucili się na głęboką wodę. – Jesteśmy dziećmi epoki start-upów. Na naszych oczach powstało co najmniej kilkadziesiąt firm, których młodzi prezesi stali się miliarderami, zanim ukończyli 30 lat. Więc dlaczego i nam miałoby się nie udać? – opowiada Horner.
Reklama
Uznali, że za ich sukcesem przemawiają dwie rzeczy. Po pierwsze – z daleka omijają branżę mediów społecznościowych, w której trwa tak zacięta rywalizacja, że trup ściele się gęsto. To choćby MySpace, rywal Facebooka, który został kupiony w połowie 2008 roku przez Ruperta Murdocha za prawie 600 mln dol. Jednak nie udało mu się pokonać portalu Marka Zuckerberga i w połowie ubiegłego roku właściciel największego medialnego imperium na świecie pogodził się z gigantyczną stratą: sprzedał MySpace za drobne 35 mln dol. Portal, przemianowany na Myspace, którego właścicielem został m.in. znany piosenkarz Justin Timberlake, jest dziś poddawany ostrej reanimacji, jednak wciąż trwa w stanie terminalnym. I nie widać dla niego żadnej nadziei. A po drugie – na uruchomienie The Man Registry postanowili przeznaczyć wyłącznie swoje oszczędności. Świadomie nie brali kredytów, nie ryzykowali hipotekami. W ten sposób zdjęli z siebie stres związany z ewentualnym bankructwem: w razie upadku nie traciliby domów i nie lądowaliby pod mostem, a jedynie musieliby szukać nowego zajęcia.
– Oczywiście w planach wszystko wyglądało o wiele prościej. Ale kiedy się nie ma doświadczenia, gdy nigdy wcześniej nie prowadziło się firmy, trzeba się mierzyć z problemami, często błahymi, które potrafią urosnąć do rozmiarów potężnych raf – mówi Easter. I wymienia: na jaką formę współpracy umówić się z kontrahentami? A w ogóle jak w tej masie ofert odsiać naciągaczy od firm porządnych? Jaką formę płatności oraz z jakim terminem opóźnienia proponować, by utrzymać tych najlepszych? Jak widać, to problemy bliskie też naszym przedsiębiorcom.
Z początku The Man Registry był typowym sklepem internetowym, co wiązało się z tym, że trzeba było posiadać magazyn. Ale utrzymywanie nawet niewielkiego składu wiązało się z potężnymi wydatkami. Dla firmy dopiero walczącej o swoje miejsce na rynku było to kulą u nogi. Szybka narada szwagrów przyniosła rozwiązanie: całkowita zmiana systemu działania. Już nie tyle e-sklep, co przegląd najlepszych ofert znalezionych przez właścicieli. Gdy dziś zamawia się coś w The Man Registry, zlecenie jest automatycznie przysyłane do konkretnego sklepu, który w swoim menu ma dany przedmiot. I to on przejmuje na siebie obowiązek dostarczenia przesyłki klientowi. – Wbrew obawom takie rozwiązanie nie oznacza dla nas o wiele mniejszych zysków. Dziś, gdy staliśmy się znani i rozpoznawalni, przyszli panowie młodzi oraz goście zaglądają na naszą stronę w pierwszej kolejności. To pozwala nam budować odpowiednio korzystne dla nas relacje z współpracującymi firmami – tłumaczy Horner.
Po prawie czterech latach działalności właściciele The Man Registry z chęcią oceniają swoje dokonania. Zyskowność osiągnęli już w drugim roku działalności, w ubiegłym roku otrzymali nagrodę za Najlepszą Innowację Branży Ślubnej, a sprzedaż wciąż rośnie w tempie kilkuset procent rocznie. Choć jak przyznają Easter oraz Horner, dzieje się tak, bo zaczynali z bardzo niskiego poziomu, więc pewnie długo nie uda im się utrzymać tej skali rozwoju. – Chociaż kto wie, bo przenośna chłodziarka do piwa sterowana pilotem wciąż dobrze się sprzedaje – śmieją się szwagrowie.
Sukces pierwszego przedsięwzięcia zachęcił ich do rozpoczęcia snucia planów rozwoju. A może tak kolejny internetowy sklep dla mężczyzn, już nie tylko dla panów młodych? Bo wciąż w liczbie ofert są daleko za paniami.
ikona lupy />
CHRIS EASTER I BOB HORNER prowadzą sklep internetowy The Man Registry, który oferuje panom młodym wszystko, co może być im potrzebne na nowej drodze życia mat. prasowe / DGP