To warunki sprzyjające wzrostom.

Ostatnie lata nie były łatwe ani dla analityków, ani tym bardziej dla inwestorów. Zbyt wiele było niepewności, ryzyka, czynników negatywnych, związanych bezpośrednio z niedawnym globalnym kryzysem lub będących jego pokłosiem, jak choćby kłopoty strefy euro. Tym razem sytuacja wydaje się o wiele bardziej klarowna.

Już tylko najbardziej pesymistycznie nastawieni guru mają wątpliwości co do dalszego istnienia strefy euro. Choć trudno uznać, że problemy Grecji zostały rozwiązane, to nie sposób się nie zgodzić, że na co najmniej kilka-kilkanaście miesięcy mamy z nimi spokój. Hiszpania ciągle się waha, czy wystąpić o międzynarodową pomoc, co dowodzi, że nie stoi pod ścianą. Obawy dotyczące Włoch wciąż wydają się przesadzone, choć ostatnie polityczne zawirowania mogą budzić niepokój. Jedynym poważnym czynnikiem negatywnym jest recesja, dobrze już na naszym kontynencie widoczna.

„Transparentność” recesji nie jest wcale tak złym czynnikiem, jak mogłoby się wydawać. Przewidywalny jest zarówno czas jej trwania, jak i skala spowolnienia. Powszechne i prawdopodobnie racjonalne jest przyjęcie scenariusza, w którym drugie półrocze 2013 r. przyniesie przełamanie niekorzystnych tendencji. Nawet jeśli w całym roku gospodarka strefy euro się skurczy, to skala tego zjawiska nie przekroczy kilku dziesiątych procent.

Reklama

Z punktu widzenia gospodarki globalnej, mamy do czynienia z optymistycznymi sygnałami i tendencjami. Sygnały w postaci poprawy wskaźników aktywności gospodarczej, sugerują, że Chiny unikną twardego lądowania i nawet jeśli nie wrócą do dwucyfrowego wzrostu, z pewnością przyczynią się do poprawy koniunktury na świecie. Ameryka, choć nie imponuje dynamiką, to jednak rośnie w tempie nie wprawiającym co prawda zachwyt, ale też nie budzącym obaw o recesję.

Dwuznaczne wnioski można wyciągać z faktu, że złe wieści, płynące z europejskiej gospodarki nie zostały w żaden sposób zdyskontowane przez giełdy. Sięgająca niemal 17 proc. w przypadku giełdy we Frankfurcie wiosenna korekta była wynikiem bardziej obaw związanych z Grecją i politycznymi konsekwencjami dla przetrwania strefy euro, niż widmem recesji. Ale być może oba te czynniki odegrały wówczas podobną rolę. W każdym razie trwającą od początku czerwca 2012 r. do grudnia 2012 r. zwyżkę sięgającą 20 proc. i fakt, że od połowy grudnia 2011 r. do połowy grudnia 2012 r. DAX wzrósł o ponad 25 proc. można traktować jako oznakę siły rynku.

Mimo sporej dozy niepewności i ryzyka, nasza ubiegłoroczna prognoza i wynikające z niej wskazania inwestycyjne, przyniosły niezłe rezultaty. Kontynuacja zarysowanej wówczas strategii wydaje się być więc jak najbardziej zasadna. Co więcej, mogą z niej skorzystać zarówno inwestorzy, którzy się do niej zastosowali, jak i ci bardziej wstrzemięźliwi. Rok wcześniej sugerowaliśmy najbardziej odważnym ulokowanie do 50 proc. kapitału w akcje, poczynając od drugiej połowy roku. Ci, którzy poszli za naszym wskazaniem zbierania akcji, mogli zyskać 50 proc. na kupnie papierów PZU, KGHM, PKN, Lotosu i kilkudziesięciu innych spółek. Nie straszna im będzie nawet ewentualna kilkunastoprocentowa spadkowa korekta. Bardziej ostrożni będą ją zaś mogli wykorzystać do zwiększenia udziału akcji w portfelu.

Nasz scenariusz na nadchodzący rok zakłada bowiem dobry czas dla giełdowych inwestycji. Skoro osłabienie gospodarcze do tej pory nie zaszkodziło rynkowi akcji, nie powinno negatywnie wpływać na koniunkturę w najbliższej przyszłości. Po ewentualnej wiosennej korekcie, powinno zacząć się dyskontowanie ożywienia i marsz giełdowych indeksów w górę. W wariancie pesymistycznym główne indeksy naszego parkietu zyskają nieco ponad 10 proc., docierając do poziomu szczytów z wiosny 2011 r., zaś w wersji optymistycznej podążą w kierunku rekordów z lipca 2007 r. Warto zauważyć, że do poziomu sprzed krachu wskaźnikom z Wall Street i Frankfurtu brakuje już tylko 8-10 proc. Nasze są poniżej niego o prawie 50 proc., więc mają spory potencjał wzrostowy. Stosunek zysku do ryzyka sprzyja inwestycjom w akcje.

>>> Najnowsze informacje o giełdzie

ikona lupy />
Roman Przasnyski, analityk Open Finance / Inne