“Myślę, że portale z ofertami pracy to przeżytek. Za to media społecznościowe to gorąca branża” – twierdzi Jeff Vijungco, amerykański headhunter z 15 letnim doświadczeniem, szef działu zatrudnienia w Adobe Systems.

Niedługo nikt już nie będzie pamiętać o wysyłaniu CV, szukaniu ofert pracy w ogłoszeniach prasowych i na stronach www. Firmy same będą znajdować odpowiednich kandydatów w sieci. A pomogą im w tym serwisy społecznościowe. W USA już ponad 50 proc. największych firm szuka nowych pracowników za pomocą Facebooka, LinkedIn, a nawet Twittera czy Google+. Tzw. „social network” zdobywają rynek HR, podczas gdy tradycyjne portale z ofertami pracy odchodzą do lamusa.

Jak zwykle w biznesie, na rynku HR gra też toczy się o pieniądze. I to nie małe. Rynek rekrutacji internetowych, na których działają firmy HR oraz działy personalne dużych korporacji, w samych tylko Stanach Zjednoczonych w 2011 roku był warty 5,4 mld USD.

“Myślę, że portale z ofertami pracy to przeżytek. Za to media społecznościowe to gorąca branża” – twierdzi Jeff Vijungco, amerykański headhunter z 15 letnim doświadczeniem, szef działu zatrudnienia w Adobe Systems.

Jeff Vijungco jest odpowiedzialny za zatrudnianie najlepszych specjalistów w swojej firmie. Ostatnio zrezygnował ze wszystkich serwisów typu Monster, czy CarieerBuilder (oba portale działają w Polsce; ich odpowiednikami są monsterpolska.pl i careerbuilder.pl, a także np. jobRapido, czy pracuj.pl – przyp.red.).

Reklama

Dwie trzecie działów HR największych firm, przede wszystkim technologicznych, już teraz używa Facebooka, największej na świecie platformy social network. Firmy szukają kandydatów dzięki wyszukiwarce przyjaciół – tak pokazało badanie przeprowadzone na podstawie ankiety wśród 1 tys. profesjonalistów od HR przeprowadzonej przez Jobvite, spółki tworzącej oprogramowanie dla działów rekrutacji.

LinkedIn rządzi w Stanach

LinkedIn to największy profesjonalny portal społecznościowy z profilami kandydatów. Aplikację Recruiter uruchomił niecałe cztery lata temu, w 2008 roku. Dziś udostępnia łowcom talentów profile około 187 mln osób. Ponadto daje firmom możliwość selekcjonowania tych profili pod kątem konkretnego stanowiska pracy i skontaktowania się z wybranymi kandydatami. Użytkownicy portalu nawet nie muszą wysyłać swoich CV do pracodawcy, za to headhunterzy mają znacznie ułatwione zadanie. 2/3 firm z prestiżowej listy amerykańskich korporacji „Fortune 100” już korzysta z LinkedIn.

W ciągu ostatniego roku Adobe ponad połowę nowych pracowników zatrudniła właśnie dzięki LinkedIn. Ta największa w USA firma zajmująca się oprogramowaniem graficznym z siedzibą w Kalifornii, korzysta z tradycyjnych serwisów z ofertami pracy tylko w przypadku 5 proc. nowozatrudnionych osób. Za dostęp do LinkedIn firma płaci 8 tys. USD rocznie od jednego pracownika z działu HR. Podczas gdy, agencje doradztwa personalnego za znalezienie jednego kandydata na konkretne stanowisko żądają na ogół 20 proc. jego rocznej pensji.

Wyszukiwarki talentów

„Żaden dobry inżynier sofware’owy nie zamieszcza swojego życiorysu na Monsterze, ponieważ dostawałby 10 do 20 maili dziennie od rekruterów” – twierdzi Elliott Garms, specjalista od HR w spółce Groupon. Według niego najlepsi specjaliści chcą się raczej ukryć a portale typu TalentBin pozwalają zidentyfikować wykwalifikowanych informatyków, na których nie trafiłby w żaden inny sposób.

TalentBin.com to gigantyczna wyszukiwarka talentów, podobna do LinkedIn i popularna w USA. Stworzona wyłącznie pod kątem branży HR. Działa zaledwie od roku, a już zdobyła ponad 100 klientów korporacyjnych, którzy płacą za dostęp 6 tys. USD rocznie. Działa ona na zasadzie przeszukiwania sieci, w tym nawet takich portali społecznościowych jak Pinterest.

Nie możesz się ukryć

Tymczasem Monster.com – jedna z największych wyszukiwarek ofert pracy w USA, przypominająca www.pracuj.pl, odnotował stratę 10 proc. zysków w ciągu pierwszych 9 miesięcy 2012 roku i ma zostać sprzedany. Jest zmuszony, podobnie jak portal CareerBuilder.com rozwijać się w kierunku social media. Obie marki HR, które zresztą działają również w Polsce, już teraz mają specjalne aplikacje, pozwalające na weryfikowanie kandydatów za pomocą profili na FB.

Nawet Twitter jest cennym źródłem informacji dla działów HR. Kiedy na przykład posiadacz konta na Twitterze zmienia miejsce zamieszkania, to sygnał dla pracodawcy, że przeniósł się do innego miasta, więc może poszukiwać nowej pracy. Portal Entelo, który reklamuje się hasłem „znajdź odpowiedniego kandydata w odpowiednim czasie”, został zaprojektowany z myślą o działach HR. Pozwala on firmom na śledzenie kont społecznościowych inżynierów i projektantów. Choć działa zaledwie od października już korzysta z niego 50 firm.

Uważaj, co wrzucasz na FB

Jaki z tego morał? To, że firmy mają dostęp do naszych prywatnych kont to fakt, z którym trzeba się pogodzić. Uważaj, bo nigdy nie wiesz, czy zdjęcia, które właśnie zamieszczasz na Facebooku czy Goolge+ nie ogląda właśnie twój przyszły pracodawca. Co więcej, każda twoja nowa znajomość, np. z kolegą z branży, może być przydatna w znalezieniu lepszej pracy.