W końcu poddałem się nieuniknionemu i kupiłem nowy. Problemy skończyły się w kilka chwil, a co najważniejsze, moja żona była zadowolona. Drogi Czytelniku, zastanawiasz się zapewne, czy po to wydałeś swoje ciężko zarobione pieniądze na poważną gazetę, żeby przeczytać w niej wynurzenia domorosłego majsterkowicza. Ale poczekaj.

W ubiegłym tygodniu Niemcy obniżyły prognozę wzrostu na 2013 r. do 0,4 procent, a Bundesbank nie wyklucza, że największa gospodarka strefy euro wejdzie w fazę recesji. Holandia informuje o poważnym spadku produkcji przemysłowej, bezrobocie w UE rośnie, brytyjska gospodarka skurczyła się w 2012 r. o 0,7 proc., a Grecja wkracza w piąty rok depresji. Polski wzrost także mocno wyhamowuje, a bezrobocie rośnie. OE CD, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisja Europejska i wiele innych instytucji dostarczają aż nadto dowodów, że europejski program oszczędnościowy zawodzi na całej linii. Programy cięcia wydatków rządowych i podwyżek podatków były ekonomicznym eksperymentem, którego czas minął.

A jeżeli ktoś będzie powtarzał zaklęcia pani Thatcher, że „nie ma alternatywy”, odeślijcie go do domu, każcie wziąć aspirynę i schować się pod ciepłą kołdrą. Bo tak nie jest. Zarówno USA (zmagające się z problemem klifu fiskalnego), jak i Japonia mają się w 2013 r. rozwijać w tempie około 2 proc. Oba te kraje mają stosunek długu do PKB, który w Bundesbanku spowodowałby panikę (odpowiednio ponad 100 proc. w przypadku USA i 233 proc. w Japonii). Nie jest to pełny obraz, bo musimy jeszcze wziąć pod uwagę odsetki od długu i zdolność jego obsługiwania. Niemniej obsesja na punkcie relacji długu do PKB, która doprowadziła Europę do samobójczej polityki oszczędnościowej, okazała się fatalnym błędem.

Zarówno Hiszpania, jak i Grecja, a także Wielka Brytania dają nam dowód, że programy oszczędnościowe tylko pogarszają sytuację. To współczesny odpowiednik średniowiecznej mody medycznej na upuszczanie krwi, która doprowadziła do wielu niepotrzebnych śmierci. Jest jednak nadzieja. Kraje, które były tak dumne ze swoich wyników gospodarczych i tak bardzo nalegały na programy oszczędnościowe u tych, których uważały za nieodpowiedzialnych imprezowiczów, dziś same cierpią z powodu negatywnych efektów tych programów. To może wymusić zmianę kierunku. Wcześniej czy później Europa, a szczególnie nasi niemieccy kuzyni będą musieli zaakceptować konieczność wprowadzenia paneuropejskich obligacji i wspólnego europejskiego programu inwestycyjnego. Na razie jednak padamy ofiarą logiki odwetu. Jeden podmiot karze drugi, jeżeli uznaje, że ten czerpie niezasłużone korzyści z zaistniałej sytuacji, nawet jeżeli jest to kosztowne dla ich obu i żadnemu nie przynosi korzyści. Paralela z niemieckim wyobrażeniem o „leniwych” Grekach i kara wymierzana Grecji w imię ekonomicznej oszczędności jest oczywista. Niestety emocje najczęściej nie są najlepszym doradcą ekonomicznym.

Reklama

Paul Krugman i Joseph Stiglitz, obaj laureaci Nagrody Nobla i z pewnością jedni z najbardziej wpływowych ekonomistów na świecie, rozmawiali ostatnio o tej sytuacji na spotkaniu zorganizowanym przez Institute for New Economics Thinking. Dyskusja dotyczyła przyszłości myślenia ekonomicznego. Paneliści zwracali się przede wszystkim do amerykańskiej publiczności, czynili porównania pomiędzy Wielkim Kryzysem z lat 30. a chwilą obecną, jednak nie jest to bez znaczenia dla nas w Europie. Gdy ktoś już przyzwyczai się do dosyć impulsywnego stylu Krugmana (jako lektor Oriental Institute odkryłem, że wygłasza swoje wykłady z nogami na stole) i zaakceptuje mentorską manierę Stiglitza, warto posłuchać rozmowy między dwoma najprawdopodobniej najbardziej błyskotliwymi umysłami współczesnej ekonomii. Ich argumenty były proste i poparte dowodami. Fundamentalnym problemem jest brak wydatków. Mamy technologię, ludzi i kapitał, które nie są wykorzystywane. Wydatki rządowe podczas kryzysu to nie cudowna pigułka, ale dawka niezbędnych witamin. Wojna pokazała nam, że wysoki poziom zadłużenia nie jest problemem, gdy wzrost i inflacja szybko ograniczają dług. USA wyszły z wojny z zadłużeniem w wysokości 120 proc. PKB i wkroczyły w okres bezprecedensowego wzrostu. Co więcej, publiczne i prywatne wydatki wspierają się nawzajem, a nie wykluczają.

W opinii Krugmana rządowe cięcia wydatków na infrastrukturę są szaleństwem i wystarczyłoby zachować ich poprzedni poziom, by w USA milion ludzi więcej znalazło zatrudnienie. Stiglitz posłużył się analizą problemów ekonomicznych powodowanych przez rozwarstwienie społeczne. Wzrost rozwarstwienia prowadzi do politycznej nierówności, bo interesy finansowe zaczynają decydować o kierunku debaty publicznej. Podał przykład ostatnich zmian w prawie upadłościowym. Środowiska finansowe dopilnowały, by kontrakty terminowe miały priorytet w przypadku ogłoszenia bankructwa, a kredyty studenckie nie zostały objęte postępowaniem upadłościowym, w związku z tym student musi spłacić je do końca.

Zauważył również, że z ekonomicznego punktu widzenia preferencyjne traktowanie przez fiskusa zysków kapitałowych, tak korzystne dla bogaczy, jest nieuzasadnione i skutkuje raczej pomnażaniem renty niż wzrostem wydajności. Ich wniosek jest taki, że z ekonomicznego punktu widzenia kryzys jest skutkiem serii brawurowych eksperymentów dokonywanych, niestety, na żywym organizmie. Po pięciu latach majstrowania przy gospodarce czas przyznać, że zaciskanie pasa się nie sprawdziło. Na szczęście istnieje naturalny mechanizm autokorekty.

Dla przykładu w USA po okresie stagnacji amerykańska branża budowlana znowu odżywa (w tym tygodniu „FT” opublikował artykuł o amerykańskich firmach budowlanych, które mają problem ze znalezieniem pracowników). Góra nie wydaje się już tak stroma jak poprzednio. Być może więc czas wymienić cieknący kran na zupełnie nowy.