Należy spodziewać się wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty?
Nie sądzę. Nie chcą tego ani premier David Cameron, z którym często o tym rozmawiałem, ani sami Brytyjczycy. W moim okręgu we Wschodniej Anglii, gdzie mieszka ponad pięć milionów wyborców, nawet wśród zwolenników Partii Konserwatywnej tylko 45 proc. pytanych chce rezygnacji z członkostwa, 51 proc. oczekuje renegocjacji obecnych stosunków z Unią, a tylko 3 proc. chce utrzymania obecnego układu. Stąd program, który zapowiada Cameron: najpierw renegocjacja stosunków między Unią a Wielką Brytanią, a potem referendum, w którym wyborcy będą mieli do wyboru członkostwo na nowych zasadach albo wyjście z Unii. To drugie pytanie jest konieczne, bo inaczej ludzie uznają, że nie mieli wyboru. Ale w kampanii przed referendum zarówno premier, jak i przywódcy wszystkich innych głównych partii politycznych będą przeciwni tak radykalnemu rozwiązaniu.
Skąd pewność, że ktoś w Unii będzie chciał podjąć rozmowy z Wielką Brytanią w sprawie renegocjacji traktatów? Nawet Angela Merkel nie chce otwierać puszki Pandory.
Kanclerz Merkel, ale także Szwedzi, Duńczycy, Polacy wiedzą, że emocje w brytyjskim społeczeństwie są w tej sprawie bardzo duże. I nie chcą stawiać naszego kraju pod ścianą, bo zdają sobie sprawę, że bez Wielkiej Brytanii Unia pójdzie w kierunku francuskiego protekcjonizmu. Mamy też inne atuty w tych negocjacjach: weto w sprawie zmian traktatowych koniecznych, aby doprowadzić do większej integracji unii walutowej, a także to, że jesteśmy drugim co do wielkości płatnikiem netto.
Reklama
Jak szybko powinna zostać przeprowadzona renegocjacja traktatu między UE i Wielką Brytanią?
Przed następnymi wyborami parlamentarnymi w 2015 r. Potem nowy konserwatywny rząd przeprowadzi referendum, oczywiście jeśli zostanie ponownie wybrany.
Jakich zmian oczekuje David Cameron?
Gdy 40 lat temu Brytyjczycy głosowali w referendum nad przystąpieniem do ówczesnej EWG, powiedziano im, że chodzi o strefę wolnego handlu. Tymczasem okazuje się, że powstaje europejskie superpaństwo. Już teraz 2/3 ustaw przyjmowanych przez nasz parlament pochodzi z Brukseli. To jest proces, który rozpoczął się już 20 lat temu wraz z traktatem z Maastricht, ale który teraz doznał przyspieszenia. Co gorsza, kryzys euro pokazał, że ten twór, do którego jesteśmy wciągani, po prostu nie działa. Cameron chciał już poddać pod referendum traktat z Lizbony, ale gdy doszedł do władzy, było już za późno, ponieważ został on wcześniej wszędzie ratyfikowany. Chcemy więc przede wszystkim wykreślić zapis, że Wielka Brytania uczestniczy w projekcie „coraz większej integracji”. Zamierzamy wycofać sie ze współpracy wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych, polityki socjalnej, podatkowej, zatrudnienia, imigracji, a także federalnych ambicji, gdy idzie o politykę obronną i zagraniczną. Nie może być tak, że obcy sędzia gdzieś za granicą będzie decydował o losach brytyjskich obywateli. Chcemy też zmienić zasady działania funduszy strukturalnych, bo czy to nie śmieszne, że przekazujemy na ten cel ogromne środki, a ta niewielka część, która do nas wraca, i tak musi być wydana zgodnie z zaleceniami Brukseli?
Niemcy ostrzegają jednak, że w takim układzie Wielka Brytania nie będzie mogła pozostać we Wspólnym Rynku.
Tych gróźb w ogóle się nie boję: mamy ogromny deficyt w handlu z kontynentalną Europę, szczególnie z Niemcami. Czy naprawdę pan wierzy, że Merkel zamknie dla niemieckich koncernów tak intratny rynek?