Zajmuje się udzielaniem poręczeń różnym podmiotom gospodarczym, wspieraniem przemian własnościowych i restrukturyzacyjnych, współudziałem kapitałowym i organizacyjnym w ważnych przedsięwzięciach (budowa autostrad, rozwój infrastruktury granicznej, budowa gazociągu tranzytowego)” – nie, wbrew pozorom nie jest to fragment statutu Polskich Inwestycji Rozwojowych SA, a Agencji Rozwoju Gospodarczego, jednego z ramion tzw. Trójkąta Buchacza, systemu spółek, przez które Skarb Państwa stracił kilkaset milionów złotych.
Agencję tę utworzył w lutym 1994 r. Lesław Podkański, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w drugim rządzie Waldemara Pawlaka. Na swoją działalność, tj. wspieranie rozwoju gospodarczego Polski, ARG dostała z państwowej kasy nieco kapitału i akcje spółek giełdowych warte wówczas prawie pół miliarda (nowych) złotych. – To jest przedsięwzięcie, które ma budować – reklamował swoje dziecko minister Podkański.
Mimo tak pięknych celów do ARG już niecałe pół roku później przyczepiła się kierowana przez Lecha Kaczyńskiego NIK, która twierdziła, że ARG powołano z naruszeniem przepisów prawa handlowego i budżetowego, a minister stworzył konstrukcję pozbawiającą Skarb Państwa jego mienia. NIK wnioskowała więc o jej likwidację. Podobnego zdania był ówczesny prokurator generalny i minister sprawiedliwości Włodzimierz Cimoszewicz, który skierował rewizję nadzwyczajną od wyroku rejestrującego ARG, ale koniec końców agencji nikt krzywdy nie zrobił.
Minister Podkański mógł zaś w spokoju utworzyć za pieniądze ze swego resortu kolejną promującą inwestycje spółkę, którą dokapitalizował akcjami jego następca na stanowisku i partyjny kolega z PSL Jacek Buchacz. Imperium puchło, wzbogacając się wnoszonym majątkiem państwowym, a wskutek tworzenia kolejnych spółek sióstr i córek relacje właścicielskie komplikowały się coraz bardziej. Aż w sierpniu 1996 r. Skarb Państwa – teoretycznie właściciel – faktycznie utracił kontrolę nad majątkiem, gdyż spółki zakończyły operację wymieniania się akcjami, tworząc słynny Trójkąt, w którym państwo w każdym z podmiotów było udziałowcem mniejszościowym.
Reklama
Operacjom spółek Trójkąta przyglądały się wprawdzie specjalna komórka w URM, Prokuratura Wojewódzka czy NIK, ale nikt nie zapobiegł jego domknięciu.
Gdy Włodzimierz Cimoszewicz, wówczas już premier, zorientował się we wrześniu 1996 r., co działo się pod jego nosem, wyrzucił z hukiem Jacka Buchacza ze stanowiska. Jednak pomimo prób kontroli nad spółkami Trójkąta nie odzyskał ani on, ani kolejne rządy. Aż do 2002 r., gdy Wiesław Kaczmarek, minister skarbu w rządzie Leszka Millera, zaproponował szefowi Chemii Polskiej (jednej ze spółek Trójkąta) atrakcyjną posadę, by ten zgodził się na dokapitalizowanie Chemii akcjami, tak by Skarb Państwa odzyskał w niej większość udziałów i mógł rozmontować cały układ.
W czasie ośmiu lat działalności ARG i jej siostry, które dysponowały majątkiem szacowanym na 500–800 mln zł, miały swój udział w tak ważnych dla rozwoju Polski inwestycjach, jak poręczenie na dostawy 8,5 tony bawełny z Taszkientu czy poręczenie na druk książek z serii „Kronika”. Nie prowadziły one w zasadzie prawie żadnej działalności poza operacjami finansowymi, głównie grą na giełdzie. W portfolio spółek Trójkąta znalazły się m.in. akcje słynnego TuiR „Polisa”, w które obok państwowych instytucji inwestowali politycy SLD, czy walory Banku Staropolskiego założonego przez biznesmena Piotra Bykowskiego, uważanego za pomysłodawcę całego Trójkąta. Dziś spółki Trójkąta są w likwidacji, ale nie wiadomo, jaką część ich majątku uda się odzyskać, bo za Trójkątem ciągnie się sprawa podejrzanych weksli na ponad miliard złotych. W aferze jednak winnych brak.
Gdy więc dziś kolejny rząd tworzy z wielką pompą kolejny twór, dzięki któremu zmodernizuje Polskę, warto by zamiast powoływać się na udane projekty tego typu z Indonezji czy Niemiec, przyjrzał się nieudanym inicjatywom z własnego podwórka. Akt założycielski PIR został podpisany. W II kw. tego roku spółka ma już podjąć działalność inwestycyjną, tymczasem o kryteriach udzielania kredytów dowiadujemy się ze stron MSP, że zostaną one dopiero zaprojektowane, a nad ich przestrzeganiem czuwać będą „profesjonaliści z branży finansowej”. Trudno więc nie zadać sobie pytania, czy rządzący wyciągnęli ze sprawy Trójkąta Buchacza jakiekolwiek wnioski.