Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego jest fikcją – takie wnioski płyną z przedstawionego przez Ministerstwo Zdrowia sprawozdania z działania programu w 2011 r. Z ponad 200-stronicowego dokumentu wynika, że o zdrowie psychiczne zadbano tylko w przypadku więźniów oraz żołnierzy.

Cel: ma być lepiej

Program powstał ponad dwa lata temu i miał na celu poprawę dostępności do leczenia psychiatrycznego i jego unowocześnienie. Chodziło również o zwrócenie uwagi społeczeństwa na problem zaburzeń psychicznych. W ramach niego miały powstać opieka środowiskowa (m.in. pomoc w domu pacjenta) czy też oddziały dzienne oraz poradnie. Takie podejście miało również pomóc chorym w podejmowaniu pracy czy też kontynuowaniu nauki w przypadku młodszych.
Cele były szczytne, ale wyszło jak zawsze. Pomysłodawca, czyli resort zdrowia, z ponad dwudziestu zadań zrealizował... jedno. Przygotował broszury omawiające priorytety ochrony zdrowia psychicznego i bezpłatnie rozdał je samorządom.
Reklama
Adnotacja „nie zrealizowano” (w 2011 r., bo taki był czas na realizację zadań) pojawiła się przy każdym kolejnym, m.in. dotyczącym wczesnego wykrywania zaburzeń u dzieci w wieku przedszkolnym, zapobiegania samobójstwom, zapobiegania depresji czy też organizowania szkoleń dla kadry medycznej. Powód zawsze ten sam – „brak środków finansowych”.
Nie lepiej wypada na tym tle resort edukacji czy polityki społecznej. Jako jedyne wszystkie zdania wykonały resort sprawiedliwości oraz obrony.

W gminach też fatalnie

Podobna sytuacja jest na poziomie samorządowym. Większość województw nie przeznaczyła na program żadnych środków, to samo jest w blisko 80 proc. powiatów, niechętnie także do zadania podeszły miasta. Zdaniem autorów raportu chodzi nie tylko o brak pieniędzy (choć to jeden z głównych problemów), ale także brak zrozumienia. Świadczy o tym wypowiedź jednego z kierowników gminnych ośrodków pomocy społecznej, który brak opracowanego programu promocji zdrowia psychicznego tłumaczył tym, że przecież wszystkie osoby chore psychicznie są zamknięte w ośrodkach.
W 2012 r. sytuacja się nie poprawiła. Nawet ci, którzy podeszli do sprawy z zapałem, zostali ukróceni przez urzędy centralne. I tak na przykład w Warszawie urząd miasta zrobił mapę potrzeb, przeznaczył specjalne środki na przygotowanie centrów, czyli miejsc, gdzie miały się znajdować poradnie, oddział dzienny oraz zespół środowiskowy, docierający do pacjentów. Znalazł również budynki i namówił do współpracy lekarzy. Ale co z tego, jeżeli centra nie otrzymały kontraktów od NFZ.
– Wierzyliśmy, że jeżeli płatnik, czyli fundusz, zobaczy gotowy produkt, jakim jest dobrze przygotowane centrum, to da pieniądze na jego działanie – mówi Dariusz Hajdukiewicz, kierownik biura polityki zdrowotnej stołecznego ratusza. Nic z tego.

Wiadomo: pieniądze

Marek Balicki, dyrektor Szpitala Wolskiego w Warszawie, nawet zarejestrował centrum, ale czysto fikcyjnie. NFZ bowiem nadal wszystko finansuje osobno, choć z założeń programu ochrony zdrowia psychicznego wynikało, że centrum ma być finansowane jako całość.
O marnych efektach świadczą także inne dane: według wytycznych programu powinien działać jeden zespół leczenia środowiskowego na 50 tys. mieszkańców – w 2011 r. w całym kraju było ich tylko 62. Zaś w przypadku dzieci i młodzieży nie działał ani jeden.
Według szacunkowych danych Instytutu Psychiatrii i Neurologii zasoby opieki psychiatrycznej powinny być uzupełnione o co najmniej 7 tys. miejsc w oddziałach opieki dziennej, 400 zespołów leczenia środowiskowego, 1,5 tys. miejsc w hostelach oraz 200 poradni. Są jeszcze dwa lata na poprawę sytuacji, bo program jest zaplanowany do 2015 r. Szanse na sukces są jednak niewielkie. Powód zawsze jest ten sam: brak pieniędzy.