„Władze Singapuru nie zdecydują jaką prognozę wzrostu populacji przyjąć do 2020 roku” – powiedział premiera Lee Hsien Loonga podczas posiedzenia parlamentarnego w ubiegłym tygodniu, na którym rządząca partia poparła projekt otwarcia granic dla imigrantów. Do 2030 roku liczba obywateli tego miasta może być znacznie niższa niż ta, którą przewidują obecne plany miasta – z czego zdają sobie sprawę politycy.

Pozwolenia na pobyt i pracę dla obcokrajowców mają wpłynąć na rozwój rynku pracy. Jednak członkowie opozycji mocno się temu sprzeciwiają. Według nich, polityka migracyjna nie jest adekwatnym i zrównoważonym sposobem na pobudzenie gospodarki do wzrostu.

Rekordowe ceny mieszkań i transportu, ogólne niezadowolenie mieszkańców z polityki rządu i nadwyrężony stan infrastruktury w kraju zamieszkiwanym przez 5,3 mln osób, poważnie zmniejszają poparcie dla rządzącej partii. Mieszkańcy Singapuru zapowiadają na przyszły tydzień protesty przeciwko polityce migracyjnej, ponieważ boją się napływu cudzoziemców.

„Będziemy śledzić i kontrolować liczbę obcokrajowców oraz napływ imigrantów, tak, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której ludzie z zewnątrz zaleją miasto” – pozwiedzał Lee. „Jeszcze nie zdecydowaliśmy ostatecznie czy trzymać się założenia, że do 2030 roku populacja Singapuru sięgnie 6,9 mln osób”.

Reklama

Singapur jest jednym z najlepiej rozwiniętych regionów w Azji. PKB na mieszkańca wynosi tutaj ok. 60 tys. dol. Państwo-miasto od lat jest w czołówce najszybciej rozwijających się krajów, a także rankingów miast o najwyższym standardzie życia obywateli. Azjatycki tygrys obok Londynu, Nowego Jorku i Tokio jest jednym z najważniejszych centrów finansowych świata.