Paul LeBlanc zmienił cichy uniwersytet w nowoczesne centrum sieciowego nauczania.
Przyzwyczailiśmy się myśleć, że najbardziej innowacyjnymi firmami świata są koncerny z Doliny Krzemowej. Bo bez Apple'a nie nastąpiłaby smartfonowa rewolucja, bez Google'a już nikt nie wyobraża sobie internetu, a Facebook w iście zawrotnym tempie przekształcił nas w jedną wielką sieciową rodzinę. Czy w gronie „przedsiębiorstw przełomowych” jest jeszcze miejsce dla poczciwego uniwersytetu? Jak najbardziej.
Paul LeBlanc, syn kamieniarza i robotnicy, nie jest tak posągową postacią jak Steve Jobs, Sergey Brin i Larry Paige czy Mark Zuckerberg. Ale dyrektor Southern New Hampshire University jest na dobrej drodze, by zapisać się w annałach innowacyjnej przedsiębiorczości. Gdy w 2003 roku objął posadę szefa uczelni, wiele osób wieszczyło zmierzch tradycyjnego studiowania. Ostateczny cios miał mu oczywiście zadać internet oraz jak na drożdżach rozwijające się e-nauczanie. Jednak czas błyskawicznie zweryfikował wróżby współczesnych Pytii. Sieciowe uczelnie okazały się w większości wydmuszkami – ich jakość nauczania była marna, a papiery niewiele warte. Pieniądze wydane na internetowe studia, a najczęściej były to całkiem spore sumy, okazywały się wyrzucone w błoto.
Jednak e-nauczanie nie zostało całkowicie skompromitowane. Szacowne uczelnie, jak Massachusetts Institute of Technology, jeden z najlepszych uniwersytetów technologicznych świata, uruchomiły własne projekty edukacyjne w internecie. Często nawet darmowe. W internecie działa także bezpłatna Akademia Khana (www.khanacademy.org) prowadzona przez Salmana Khana, młodego Amerykanina z bangladeskimi korzeniami, pasjonata nauk ścisłych, do którego przylgnęło już miano nauczyciela świata. Z tych wszystkich witryn, a rocznie odwiedza je nawet kilkanaście milionów osób, można się dowiedzieć, co to ciąg Fibonacciego (informatyka), nierówność Cauchy'ego-Schwarza (algebra liniowa), związki aromatyczne i reguła Hueckla (chemia organiczna) czy listy Pythona (programowanie).
Reklama

Uniwersytet jak sklep internetowy

Cały czas jest więc spore zapotrzebowanie na naukę na odległość, ale pod warunkiem że wiedza jest przekazywana w sposób profesjonalny. Ten trend Paul LeBlanc postanowił obrócić na korzyść SNHU. – By zaistnieć na tym rynku, musieliśmy jednak zasadniczo zmienić sposób działania uczelni w sieci. Nie mogliśmy traktować naszych uczniów jak zwykłych studentów. To klienci, bardzo świadomi konsumenckich praw, więc my musimy działać jak Amazon czy Zappos (największe internetowe sklepy w USA – red.). Po prostu jakość naszych usług musi być na najwyższym poziomie – mówi.
Wejście na rynek internetowej edukacji i osiągnięcie sukcesu było dla SNHU nie tyle kwestią przeżycia, ile znacznego poprawienia reputacji. Uczelnia założona w 1932 roku nie należy bowiem do Ligi Bluszczowej (Ivy League), która skupia osiem najbardziej renomowanych amerykańskich uniwersytetów. Dodatkowo jej siedzibą jest miasteczko Manchester w stanie New Hampshire, położonym niemal w samym północno-wschodnim rogu Stanów Zjednoczonych. I cóż z tego, że Manchester jest jednym z największych ośrodków regionu? To przecież żaden atut, bo w żaden sposób nie można go porównać z Los Angeles czy Chicago, innymi mocnymi ośrodkami uniwersyteckimi, które potrafią zaoferować studentom znacznie więcej rzeczy, niekoniecznie związanych z nauką.
Internet był jedynym sposobem, by przyciągnąć nowych studentów, których opłaty mogły posłużyć rozwojowi uczelni. – Gdy po raz pierwszy się tu zjawiłem, uderzyła mnie senna atmosfera tego miejsca. Cały czas czułem, że tracę okazję do zmiany tego stanu rzeczy. Musiałem coś jak najszybciej wymyślić – opowiada LeBlanc. Jego szkoła działa na zasadach non profit, czyli ma nie pomnażać majątku. Owszem, ma zarabiać, by się rozwijać, ale jej celem samym w sobie nie jest zwiększanie zysku z roku na rok. By zrealizować plan, przewrotnie ściągnął specjalistów od działań for profit, bo ci wykazują o wiele większą wrażliwość na kwestie związane z zarządzaniem budżetem. Wspólnie nakreślili projekt stworzenia Center for Online and Continuing Education (COCE), czyli centrum nauczania internetowego.
Na COCE składają się trzy główne elementy. Po pierwsze, kadra: rodzima z SNHU i zakontraktowani wykładowcy ze wszystkich zakątków Stanów Zjednoczonych. Może nie najwybitniejsi – bo ci są zbyt drodzy – za to solidni profesorowie gwarantujący utrzymanie przyzwoitego poziomu nauczania. Mnogość nauczycieli umożliwiła uruchomienie kilkudziesięciu najróżniejszych kierunków: od zarządzania, przez kreatywne pisanie, aż po nauki kulinarne. Po drugie, system komputerowy: na zlecenie uczelni zaprojektowano sposób internetowej komunikacji z wykładowcami, słuchania wykładów, pisania egzaminów oraz ich oceniania. I po trzecie, studenci czy – jak woli o nich mówić LeBlanc – klienci. Tych zwabiono ceną: koszt kursu oscyluje w granicach 1 tys. dol. To tyle co nic, bo rok klasycznej nauki w SNHU kosztuje nawet 27 tys. dol.

Eksperyment Paula LeBlanca

Złożona z tych trzech elementów maszyna została puszczona w ruch. Początki, jak to początki, nie były łatwe. Wiadomo: brak reklamy, nieufność, konkurencja. Ale jak się okazuje, jeśli się potrafi, można wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. Dla SNHU był nią kryzys gospodarczy z 2008 roku. Mnóstwo Amerykanów potraciło pracę i wielu z nich widziało dla siebie ratunek w zdobyciu nowego wykształcenia. Tanie kursy online SNHU były na ich kieszeń, więc liczba internetowych studentów gwałtownie wzrosła: z 2 tys. do ponad 22 tys. rocznie. Dziś jest ich jeszcze więcej, bo eksperyment Paula LeBlanca zdążył okrzepnąć i zdobyć zaufanie rynku. – Naszym celem jest wejście do pierwszej piątki uczelni non profit zajmujących się internetową edukacją. Chcemy się tam znaleźć już w przyszłym roku – mówi dyrektor SNHU.
I nie spoczywa na laurach. Choć brzmi to paradoksalnie, cały czas próbuje podważyć system nauczania, który sam stworzył i który przynosi jego uczelni spore zyski. – Muszę to robić, bo to kwestia naszego przetrwania. Jeśli my tego nie zrobimy, zrobi to za nas konkurencja – tłumaczy. I przywołuje opinię Claytona M. Christensena, guru innowacyjności, zawartą w książce „The Innovative University”: choć masz dobrze prosperujący i poukładany biznes, zawsze pojawi się tańsza konkurencja, która ci zagrozi. – Trzeba więc ją uprzedzić. Cały czas pracuję nad tym, by w e-nauczaniu wymyślić coś nowego – mówi LeBlanc.