Brytyjski dziennik „The Guardian” odkrył i opisał program nazwany Riot (Rapid Information Overlay Technology), opracowany przez specjalistów państwowej firmy Raytheon, jednego z największych amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Firma utrzymuje, że nie zamierza sprzedawać swojego wynalazku na wolnym rynku; jest on najwyraźniej przeznaczony wyłącznie na potrzeby amerykańskich służb.

W jaki sposób działa Riot? Pokazuje to wewnętrzny filmik przygotowany przez Raytheona, do którego dotarł „The Guardian”. Na wideo Brian Urch, przedstawiony jako główny śledczy koncernu, w przystępny sposób przedstawia zasady działania programu, który na tyle przypomina interfejs znanej wyszukiwarki, że brytyjscy autorzy określili go mianem Google’a dla szpiegów. W celach poglądowych Urch wpisuje w wyszukiwarkę Riot nazwisko Nicka Knize’a, jednego z pracowników Raytheona.

Jeden z wyników wyszukiwania umożliwia poznanie lokalizacji, z których Knize logował się ze swojego smartfona na konta takich portali, jak Facebook czy Twitter. Wyniki można przedstawić na mapie Google’a. Podobnie można zlokalizować fotografie: smartfony kodują w pliku dane dotyczące długości i szerokości geograficznej miejsca, w którym zrobiono zdjęcie. Do tego znajomości i przyjaźnie Nicka, według częstotliwości kontaktów za pośrednictwem portali społecznościowych, włącznie z ich numerami telefonów. Program jest w stanie również zanalizować i przedstawić w formie wykresu miejsca najczęstszych logowań sprawdzanego obywatela, jak siłownia, ulubiona restauracja czy miejsce pracy, a także najbardziej typowe godziny. W ten sposób, o ile – jak większość z nas – człowiek ten prowadzi dość stały tryb życia, można przewidzieć z dużym prawdopodobieństwem, o której godzinie i w jakim miejscu można go będzie spotkać np. w przyszły poniedziałek. Choćby to, że około szóstej zjawia się on zazwyczaj na konkretnej siłowni, by na dziewiątą stawić się w pracy.

– Riot jest systemem analizy danych, nad którym pracujemy we współpracy z przemysłem, laboratoriami i partnerami komercyjnymi, aby pomóc w przekształceniu wielkich ilości danych w zdatne do użytku informacje, które mogą pomóc w zaspokojeniu szybko zmieniających się potrzeb w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego – tłumaczy londyńskiemu dziennikowi Jared Adams z koncernu Raytheon. Większe wątpliwości mają obrońcy praw człowieka i prywatności w internecie.

Reklama

>>> Czytaj też: Sieć inwigilacyjna Echelon. Oto jak Ameryka nas szpieguje