Grecja niedawno ogłosiła, że udało jej się uzyskać pierwotną nadwyżkę budżetową – Świętego Graala programów oszczędnościowych.

Oznacza to, że przy pominięciu odsetek od gigantycznych greckich długów, państwo w końcu zarabia więcej niż wydaje.

Z tej okazji można by wyprawić huczną paradę – sukces nastał po trzech latach drakońskich cięć wydatków i częściowej redukcji greckiego długu u prywatnych wierzycieli. Niestety na powrocie do nadwyżki w budżecie może najbardziej skorzystać nie premier Antonis Samaras i jego rząd, ale największa opozycyjna partia Syriza, która nawołuje do odrzucenia dalszych oszczędności i odroczenia spłaty greckich pożyczek.

Ministerstwo finansów pośpieszyło się z ogłoszeniem optymistycznych wyników. W ich świetle w 2012 r. kraj osiągnął pierwotną nadwyżkę, jednak po uwzględnieniu konsolidacji, nadal borykał się z niewielkim deficytem. Poza tym, rachunki ministerstwa nie brały pod uwagę licznych greckich długów, zwłaszcza tych z drugiej połowy ubiegłego roku, które rząd zmuszony był zaciągnąć w związku z opóźnieniem wypłaty pakietu pomocowego.

Mimo wszystko zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego Grecji uda się uzyskać saldo pierwotne budżetu jeszcze w tym roku. Będzie to prawdziwe zwycięstwo, które Grecy okupili ogromnymi wyrzeczeniami – ciężko zapomnieć, że na początku kryzysu w 2009 r. pierwotny deficyt budżetowy wynosił 10,7 proc. PKB Grecji. Zmniejszenie go do zera robi wrażenie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że rząd długo zmagał się z problemem unikania podatków oraz fakt, że Grecja znajduje się w gospodarczej depresji. To dlatego zdecydowaną większość dostosowań fiskalnych trzeba było wprowadzić poprzez cięcia wydatków.

Reklama

>>> Czytaj też: Bezrobocie w Grecji rośnie nieprzerwanie od 4,5 roku

Posiadanie nadwyżki w budżecie ogranicza potencjalne koszty niewypłacalności. Kraj, który nie spłaca długów, może spodziewać się całkowitej utraty dostępu do rynków lub pożyczek na nieopłacalnie wysoki procent. Rodzi to ogromne problemy w przypadku deficytu budżetowego, gdyż rząd musi wtedy pożyczać, by państwo mogło dalej funkcjonować. Tymczasem w przypadku nadwyżki kraj może poradzić sobie bez dostępu do rynków długu.

Umowa z marca zeszłego roku doprowadziła do wymiany większości długów Grecji wobec prywatnych wierzycieli na obligacje zapadalne w 2023 r., a w grudniu oficjalni kredytodawcy zgodzili się na przedłużenie terminu spłaty greckiego długu o 15 lat. Dla obecnie urzędujących polityków możliwość niewywiązania się z umowy w tak odległej perspektywie nie ma żadnego znaczenia. W ciągu najbliższej dekady Grecja mogłaby nie spłacić jedynie pożyczki od EBC lub kilku mniejszych wierzycieli, którzy uniknęli w marcu restrukturyzacji długów sektora prywatnego. Brak spłaty tych niewielkich ilości długu nie leży jednak ani w interesie Grecji, ani międzynarodowych kredytodawców, ponieważ ryzyko byłoby tu znacznie większe niż potencjalne korzyści.

Z punktu widzenia obecnego rządu wychodzi na to, że na pierwotnej nadwyżce najbardziej skorzysta Syriza, która już od dawna utrzymuje, że Grecja powinna ogłosić moratorium na spłatę swoich długów i zaprzestać wdrażania oszczędności powiązanych z pakietem pomocowym.

Jak dotąd rządowi udało się utrzymać publiczne przekonanie, że oszczędności są niezbędne, by Grecja dalej mogła korzystać z międzynarodowej pomocy, z której finansowane są służba zdrowia i edukacja. Samaras wygrał zeszłoroczne wybory właśnie dlatego, że lawirowanie między EBC, MFW i Komisją Europejską oraz zgoda na dalsze cięcia kosztów wydawała się być lepszą opcją niż bankructwo kraju, które dramatycznie obniżyłoby poziom życia Greków.

Argument ten traci na wartości z pojawieniem się nadwyżki. Jeżeli Grecja zyska możliwość samodzielnego finansowania, Syriza będzie chciała wykazać, że cięcia płac, emerytur i innych wydatków państwa nie służą już utrzymaniu podstawowych usług, a jedynie uregulowaniu rachunków z międzynarodowymi wierzycielami, którym Grecy mają wiele do zarzucenia.

Trudno przewidzieć, czy Samarasowi i jego Nowej Demokracji uda się utrzymać nieznaczną przewagę nad Syrizą. Jeśli Grecy uznają, że cierpią jedynie dla zysków EBC i MFW, mogą jednak odmówić dalszej gry. Wówczas doszłoby do katastrofy, gdyż restrukturyzacja greckiej gospodarki jest niezbędna nie tylko dla krótkoterminowej równowagi budżetowej kraju, ale również dla jego długoterminowych prognoz wzrostu. Przy braku publicznego poparcia nie uda się jednak wprowadzić żadnych zmian, bez względu na intencje rządu i jego międzynarodowych kredytodawców.

Megan Greene jest felietonistką Bloomberg View i główną ekonomistką w Maverick Intelligence. Do 2012 r. była dyrektorem ds. badań nad europejską gospodarką w Roubini Global Economics.

>>> Polecamy: Jeszcze w tym roku Grecję czeka przełom? Minister finansów jest optymistą

ikona lupy />
Yannis Stournaras, grecki minister finansów / Bloomberg
ikona lupy />
Antonis Samaras, premier Grecji / Bloomberg