Bronisław Komorowski zwołał na dziś Radę Gabinetową w sprawie euro. Prezydent proponuje, by podzielić dyskusję w sprawie euro na dwa tematy. Po pierwsze co zrobić, by spełnić kryteria konwergencji i jaki to będzie miało wpływ na polską gospodarkę. Dopiero potem miałaby się odbyć dyskusja na temat decyzji i daty wejścia Polski do strefy euro. – Rozdzielnie dyskusji pozwala na wciągnięcie do rozmowy o spełnianiu kryteriów konwergencji także ugrupowania eurosceptycznych. W końcu decyzję, czy wchodzić, czy nie, i tak podejmiemy po 2015 r. – mówi doradca prezydenta Jerzy Pruski, prezes BFG. Co oznacza, że do konsultacji w tej sprawie mogą zostać zaproszone PiS czy Solidarna Polska, które są w tej chwili zdecydowanie przeciwne wchodzeniu do strefy euro.
Zresztą w przeciwieństwie do sytuacji sprzed kilku lat, gdy front zwolenników wchodzenia do strefy euro był szeroki i zwarty, obecnie zdania na ten temat są mocno podzielone. Nawet w samej PO istnieje spór. Jednym z największych zwolenników szybkich decyzji jest komisarz Janusz Lewandowski, który namawiał do deklaracji w sprawie wyznaczenia daty przystąpienia do strefy. Argumenty są w części polityczne, chodzi o to by, integrująca się strefa euro nie zamknęła się przed Polską. Podobne zdanie ma nasze MSZ. Na drugim biegunie jest resort finansów, który wyznaje zasadę, by wobec kłopotów strefy śpieszyć się do niej powoli. Stanowisko Komorowskiego może wewnętrzną dyskusję zażegnać, bo odłoży o dwa lata podjęcie decyzji w najważniejszej sprawie.
Reklama
Dziś to i tak problem teoretyczny, bo Polska nie spełnia poza kryterium długu żadnego innego, które pozwoliłoby nam aplikować do strefy. Spełnimy je prawdopodobnie w ciągu dwóch lat. A przewidziane nimi niskie stopy procentowe, niska inflacja i trzymany w ryzach deficyt sektora finansów publicznych mają dać konkretne korzyści gospodarcze. – Spełnienie kryteriów ma bezpośredni wpływ na przedsiębiorców i to nie tylko z powodu korzystnych konsekwencji dla gospodarki. Na przykład rozwianie obaw, że z powodu dużego deficytu rząd może za chwilę podnieść podatki, przekłada się pozytywnie na decyzje inwestycyjne – podkreśla prezes Pruski.
To ma być argumentem za wejściem do strefy. Choć są jeszcze dwa warunki, by strefa do tego czasu się naprawiła i bilans korzyści i strat przemawiał za wprowadzeniem wspólnej waluty. Cel propozycji prezydenta, by przełożyć najważniejszą część dyskusji na 2015 r., jest podobny jak rządu: zmiana nastawienia w opinii publicznej w sprawie wejścia Polski do strefy i zrobienie z tego jednego z głównych tematów kampanii wyborczej. To ma zwiększyć szanse na zdobycie tylu miejsc w Sejmie, by możliwa była zmiana konstytucji, ugrupowaniom, które chcą Polski w strefie euro. Bo to właśnie to kryterium, czyli zgodności prawnej, będzie najtrudniej spełnić. Choć ze strategią prezydenta nie wszyscy się zgadzają. – Debatę trzeba toczyć teraz, tak samo jak sformułować warunki akcesji. I jeśli je spełnimy w 2015 r., to trzeba ruszać z procesem tak, by dokonać go w trakcie jednej kadencji – mówi dr Jakub Borowski, ekonomista z SGH.