Mamy kłopoty z remanentem, jakie naprawdę efekty uzyskaliśmy za unijne pieniądze. O wiele lepiej idzie nam bowiem liczenie, w jakim stopniu „wyciskamy brukselkę”, niż co dokładnie z tego mamy. Beneficjentów polityki spójności jest ponad 80 tys., a już podpisane umowy na lata 2007–2013 przewidują unijne dofinansowanie na poziomie 234 mld zł – dowiadujemy się w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. Jeśli dodamy do tego wkład własny – w doganianie Wspólnoty zainwestujemy do końca tego roku aż 338,6 mld zł. To mnóstwo pieniędzy!

Według strategii Boniego (Polska 2030) mieliśmy nimi wspomagać przede wszystkim największe metropolie, będące centrami rozwoju kraju. Koncepcja ta zakładała, że najbardziej dynamiczne ośrodki zaabsorbują te pieniądze w sposób najbardziej efektywny. Są najlepiej skomunikowane z resztą kraju oraz ze światem. Mają najlepszą infrastrukturę telekomunikacyjną, najbardziej kompetentne i wykształcone kadry. To tutaj, a nie na mało uprzemysłowionych terenach najchętniej lokują swoje nowe firmy inwestorzy, zarówno krajowi, jak zagraniczni. Kapitał unika Polski B, bo do nowych firm na najbardziej zacofanych terenach trudno by mu było znaleźć kompetentnych ludzi do pracy. Dynamiczny skok tych centrów rozwoju miał zarazem oddziaływać na tereny słabe, zachęcając najbardziej dynamiczne osoby do szukania pracy w dużych miastach.

Z czasem, gdy już powstanie sieć autostrad, centra te miały się w ten sposób przybliżyć do regionów najuboższych. Eksperci ten model rozwoju nazwali dyfuzyjno-polaryzacyjnym. Jak się sprawdził? Nie bardzo. Bogaci wzbogacili się jeszcze bardziej, ale biedni, relatywnie, zbiednieli. Dystans między metropoliami a ścianą wschodnią się powiększa, co politycznie jest nad wyraz ryzykowne. Ponad połowa polskiego produktu krajowego brutto powstaje w czterech zaledwie województwach o największym potencjale gospodarczym: mazowieckim, śląskim, wielkopolskim i dolnośląskim. Mazowieckie już dogoniło UE – PKB na głowę mieszkańca sięga 97 proc. unijnej średniej (która nieco się obniżyła, odkąd Wspólnota liczy 27 krajów).

Na drugim biegunie znajduje się pięć regionów Polski Wschodniej, które też dogoniły Unię, tyle że jej część najbiedniejszą – ta część naszego kraju znalazła się w gronie 20 najbiedniejszych regionów UE 27. Z PKB na głowę równym około 40–47 proc. unijnej średniej. Polska ściana wschodnia powoli odpada od peletonu. Nie skorzystała z szans, jakie stwarzał model dyfuzyjno-polaryzacyjny. Więc nowa, obecna strategia, już pod egidą minister Elżbiety Bieńkowskiej, ma podział unijnych pieniędzy nieco zmodyfikować. Rezerwując więcej dla najbiedniejszych.

Reklama

Jest jednak pewien kłopot – te najmniej rozwinięte tereny muszą mieć na siebie jakiś pomysł. Koncepcję gwarantującą, że zwiększony strumień pieniędzy nie zostanie przez nie po prostu przejedzony, tylko zainwestowany. Wysprzątanie jednego pokoju i nazwanie obejścia gospodarstwem agroturystycznym dzisiaj już nie wystarczy, nie zachęci turystów, by przyjechali i zostawili tam swoje pieniądze. Potrzebne są lepsze biznesplany. Realizowane niekoniecznie w pojedynkę, raczej w grupie. To region, wieś, powiat powinny mieć jakąś ofertę, która stanie się atrakcyjna dla innych, a nie pojedyncze gospodarstwo.

Pieniądze z Unii mają posłużyć do tego, by możliwe stało się zarabianie o własnych siłach, podźwignięcie zacofanego miejsca do góry. Zwłaszcza że bogatsza część Wspólnoty ma coraz mniej chęci, by tak hojnie, jak niegdyś, wspomagać biedniejszych. Czy taki model wydawania unijnych pieniędzy się sprawdzi? Pewnie zainteresowanym się spodoba, poprą go politycy, ale czy będzie też efektywny? Nie sposób nie mieć wątpliwości. Tak źle i tak niedobrze.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że środki unijne, choć napędzają nasz PKB, bardziej przypominają słomiany ogień. Szybko gaśnie. MR wylicza, że dzięki nim w latach 2007–2013 powstało aż 270 tys. nowych miejsc pracy. Ale wystarczył silniejszy podmuch kryzysu, by tylko w styczniu 2013 r. na bruku znalazło się aż 158 tys. nowych bezrobotnych. Co będzie, gdy pieniądze z Unii zaczną płynąć o wiele węższym strumieniem, skoro już teraz – gdy ciągle płyną szerokim – nasza gospodarka niebezpiecznie zaczyna hamować?