Symbolem nowych czasów miało być samo miejsce wiecu, gdzie przed przeszło dwoma wiekami wybuchła Wielka Rewolucja, zadając śmiertelny cios „staremu porządkowi”.

Blisko rok później tamte słowa poszły jednak w zapomnienie. W miniony czwartek w trakcie wizyty w Moskwie francuski przywódca jasno dał bowiem do zrozumienia, że to jednak pieniądz jest najważniejszy, a prawa człowieka będą musiały poczekać na lepsze czasy.

Najwięcej cynizmu pojawiło się wtedy, gdy obaj przywódcy podjęli sprawę Syrii. Moskwa od wielu miesięcy blokuje w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucję, która umożliwiłaby embargo na dostawy broni dla reżimu Baszara al-Asada, a nawet interwencję zbrojną. W kraju, który w okresie międzywojennym był francuskim protektoratem, trwa więc coraz bardziej okrutna wojna domowa, w której zginęło już ponad 70 tys. osób. Jednak na Kremlu Hollande uznał, że „już tylko niuanse” dzielą stanowisko Moskwy i Paryża w sprawie Syrii. Francuski przywódca powstrzymał się także od „bezproduktywnej” krytyki autorytarnych rządów Władimira Putina, ograniczając się do spotkania w zamkniętym gronie z kilkoma przedstawicielami opozycji w budynku francuskiej ambasady.

„Jesteśmy dwoma wielkimi narodami, które są świadome odpowiedzialności za przyszłość świata” – podkreślił ku wyraźnemu zadowoleniu gospodarza. Hollande’a nie zawstydził nawet ostatni występ Gerarda Depardieu, który dał się sfilmować w trakcie tańca z Ramzanem Kadyrowem, autokratycznym prezydentem Czeczenii z nadania Putina. „Nie chcemy powstrzymywać inicjatyw rosyjskiego przedsiębiorcy i artysty” – oświadczył, robiąc aluzję do przyjęcia niedawno przez aktora rosyjskiego obywatelstwa.

Reklama

Sedno wizyty było bowiem gdzie indziej. Hollande przyjechał do Moskwy z wielką delegacją prezesów największych francuskich koncernów, od Arevy po SNCF, Total czy LVMH. Prezydent ma nadzieję, że rosyjska gospodarka, która w porównaniu z zachodnią Europą rozwija się całkiem przyzwoicie, choć trochę pociągnie za sobą Francję. Hollande z otwartymi rękoma chce także przyjąć rosyjskie inwestycje nad Sekwaną, które jak dotąd ograniczają się do skromnego miliarda euro. Wszystkie sektory są otwarte, obaw o sprawy bezpieczeństwa nie ma.

Nikt nie będzie też pytał, czy fundusze zostały zdobyte legalnie. Pod rządami francuskich socjalistów stary porządek trwa w najlepsze, a rewolucji nie ma już nawet w słowach.