Sporo miejsca poświęca gospodarczym eksperymentom PRL. Wygląda na to, ze liberałowie maja się czego bać. Oto przeciętny działacz lewicy będzie oblatany w różnych argumentach rozbijających liberalne rozumowanie w proch… Nie ma jednak takiego zagrożenia, Centrum Daszyńskiego sprawiło prawicy nie lada prezent.

Słaby dyskutant, żeby wygrać spór, często odwołuje się do rzekomych argumentów przeciwnika. W przypadku dyskusji z lewicowcem – jakimś uczciwym, antykomunistycznym i nieskażonym Polską Ludową – może to być np. „Jesteś PRL-owcem!”. Ktoś z lewicy może słusznie obruszyć się na takie stwierdzenie, zapewne powoła się przy tym na różnorakie sukcesy lewicy, np. na zachodzie Europy ostatnich dziesięcioleci (co bywa trudne do zbicia dla twardych zwolenników wolnego rynku).

Think tank SLD postanowił jednak przyjąć inna linie obrony: zamiast powoływać się na przykłady działania lewicowych idei ze świata demokratycznego, pozostał na polskim podwórku. Przedstawia PRL jako, mimo wszystko, sukces, Gierka jako modernizującego inwestora, a kartki na żywność jako efektywny sposób sprawiedliwej dystrybucji taniej żywności. Jak tłumaczy ekspert Centrum Daszyńskiego, chodzi o to, by dać działaczom do ręki argumenty służące do dyskusji z prawicą.

Nie można wymyślić niczego korzystniejszego dla prawicy w Polsce niż lewica hołdująca PRL-owskiej gospodarce. Młodszemu elektoratowi kojarzy się ona ze scenami z filmów Barei. Starsze pamięta puste półki jako kwintesencję absurdu socjalizmu. Rozumie, ze w kapitalizmie płaci się za mięso realnymi, ciężko zapracowanymi pieniędzmi, ale za to leży ono na stole w kuchni.

Reklama

Socjaldemokracja może być wymagającym przeciwnikiem dla liberałów, bo dekady jej rządów na Zachodzie po II wojnie światowej muszą dostarczyć jakichś dowodów przewag lewicy. W debacie o polityce gospodarczej lewica powinna z kolei zupełnie zapomnieć o katastrofie ideałów realnego socjalizmu i skupić się na historii polskiej tylko po 1989 r. Edukowanie działaczy SLD jako zapatrzonych w PRL to kopanie sobie grobu.